Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Juszczenko doprowadził również do zawarcia koalicji wspierającej go Naszej Ukrainy z Partią Regionów. Obydwie decyzje musiały być trudne i gorzkie do przełknięcia. Za to najlepsze z możliwych. Gdy po pomarańczowej koalicji zostało tylko wspomnienie, alternatywą były przyspieszone wybory albo, wcześniej, oddanie rządów koalicji Regionów z socjalistami i komunistami. Te rozwiązania jedynie zwiększyłyby dominację Janukowycza, zaś nowe wybory mogłyby otworzyć drzwi do parlamentu kolejnym ugrupowaniom radykalnym. Teoretycznie więc Juszczenko mógł nie zbrukać się koalicją z Janukowyczem - tylko że dla państwa oznaczałoby to katastrofę.
Nic strasznego
Decyzja Juszczenki może mierzić. Jednak ci, którzy mówią, że zdradzono ideały Majdanu, niech pamiętają, że także Juszczenko stał na Majdanie. A jeśli bohaterowie Pomarańczowej Rewolucji sprzeniewierzyli się jej wartościom, to wcześniej. Np. w czasie premierostwa Julii Tymoszenko, gdy wybuchł skandal zakończony jej dymisją albo gdy Juszczenko zabiegał o poparcie Janukowycza dla powoływanego potem rządu i godził się na zaniechanie "prześladowania opozycji". O wartościach Majdanu zapomniano też, gdy po marcowych wyborach w gorszącym stylu powstawała i rozpadała się pomarańczowa koalicja. Gwóźdź do jej trumny wbił Ołeksandr Moroz, sporo na sumieniu ma Tymoszenko, ale lwią część odpowiedzialności ponosi prezydent. To występował w roli ponadpartyjnego arbitra, to wspierał własne zaplecze, którego nie potrafił zmusić do ustępstw i sam szantażował partnerów rozmowami z Janukowyczem, zaś w kluczowych momentach wycofywał się, oznajmiając, że konkretne decyzje nie leżą w jego gestii. W ubiegłym tygodniu musiał właściwie tylko zjeść żabę, którą sam długo hodował.
Przeciągający się kryzys parlamentarny został zażegnany i to stanowi największą wartość decyzji Juszczenki. Zdaniem wielu pragmatyczni politycy z Partii Regionów są partnerami bardziej obliczalnymi niż Tymoszenko: to ludzie biznesu, których pieniądze potrzebują ładu i stabilizacji, a nie skandali. Tego też oczekują zagraniczni inwestorzy. Prezydent, jego ministrowie, a w parlamencie Nasza Ukraina będą pilnować, by kraj nie zszedł z wyznaczonej przez rewolucję drogi - zapisanej w przyjętym kilka dni temu Uniwersale Jedności Narodowej. Co więcej: współpraca dwóch Wiktorów jest szansą zasypania podziału Ukrainy. Kijów może wreszcie przystąpić do odrabiania strat na arenie międzynarodowej, a jego prestiż w ostatnim czasie ucierpiał bardzo. Dziś Zachód nie tyle myśli o integracji z Ukrainą, co gotów jest zgodzić się z Putinem, iż nad Dnieprem rządzą ludzie niepoważni. Powrót Janukowycza do władzy i reakcje Moskwy dają nadzieję na lepsze rosyjsko-ukraińskie stosunki, a więc na zażegnanie niebezpieczeństwa nowej wojny gazowej. To dobry sygnał zarówno dla Ukraińców, jak i dla Europy.
Równie ważne jest to, że Warszawa przyjęła wieści z Kijowa ze spokojem. Trudno przecież obrażać się na rzeczywistość. Wola współpracy z nowym rządem, to wola przyciągania Ukrainy w sferę europejskiej demokracji. Tyle o nadziejach.
Nic dobrego
Teraz o zagrożeniach. Pojednanie kraju może okazać się ułudą. Dla wschodniej Ukrainy nominacja Janukowycza to wyeliminowanie Tymoszenko i upokorzenie Juszczenki. A przegrani nie są partnerami. Dla zachodniej części kraju Juszczenko to zdrajca. A zdrajcom się nie ufa. Prezydent traci więc podwójnie. Zyskują Janukowycz i Tymoszenko, którzy nawzajem wpychają się w populizm. Warto pamiętać, że to nie kampania prezydencka w 2004 r. była przyczyną pęknięcia Ukrainy. Kulturowy podział kraju jest głębszy niż różnice między politykami. Podjęcie przez nich współpracy to stłuczenie termometra, a nie obniżenie gorączki.
Na wschodzie Ukrainy dominuje Partia Regionów. Tak politycznie, jak gospodarczo. Donbas jest ogromnie bogaty i ogromnie biedny. Bogaty, bo jego przemysł daje wielkie zyski. Biedny, bo nie trafiają one do budżetu państwa ani do jego mieszkańców, lecz do kieszeni oligarchów. Stosunki w Donbasie określa się mianem feudalnych, a śmiertelność jest tam kilkakrotnie wyższa niż w innych częściach kraju. Mafijne związki biznesu i polityki nie zostały przecięte. Jedyną nadzieją na zmianę sytuacji był nacisk ze stolicy. Ale teraz w stolicy rządzi Janukowycz. Rodem z Donbasu.
Do władzy dochodzi polityk nie tyle prorosyjski, co postsowiecki. Wszak na swoim terytorium sam chce podejmować decyzje. Prorosyjskość nie jest wadą w państwach sąsiadujących z Rosją i w dużym stopniu od niej zależnych. Ale Janukowycz myśli ciepło o Moskwie nie dlatego, że lubi Rosjan, ale dlatego, że odpowiadają mu tamtejsze standardy polityczne. Nie są to standardy europejskie. To w rozmowach z Moskwą ludzie z Doniecka czują się swobodnie, tam znajdują wsparcie. A gdy nie zgadzają się w interesach, to rywalizują na zrozumiałych dla siebie zasadach. Nie są to zasady europejskie.
Partia Regionów doszła do władzy z hasłami wprowadzenia języka rosyjskiego jako państwowego. Lansowała też federalizm, który w czasie niedawnych demonstracji przechodził w separatyzm. Dziś zmiękcza te postulaty, robiąc to, co wcześniej Kuczma i komuniści, którzy wygrywali wybory, obiecując drugi język państwowy i nazajutrz o tym zapominali. Kuczma nawet napisał książkę "Ukraina to nie Rosja". Ale to była inna Rosja. I choć język rosyjski nie powinien być na Ukrainie problemem, to problemem są treści, które niesie: kłamliwa antyzachodnia propaganda oraz przygniatająca popkultura sączące się z oglądanych na Ukrainie rosyjskich telewizji. Wielu oburza łączenie postulatów nadania rosyjskiemu statusu języka państwowego z opcją prorosyjską i przeciwstawianie jej opcji prozachodniej. Ale na Ukrainie nie ma siły społecznej i politycznej opowiadającej się jednocześnie za językiem rosyjskim i integracją z Zachodem. Gdyby te wartości sobie nie przeczyły, pewnie by powstała.
Na razie więc Moskwa się cieszy, bo może odzyskać wpływy zagrożone rewolucją. Pomyślność ukraińskiego przemysłu zależy od przesyłanej z Rosji energii. Oligarchom z Donbasu zależy, by gaz był jak najtańszy. A Putin obiecuje tani gaz niczym narkotykowy diler - w zamian za coś. Czy można być pewnym, że donieccy będą bronić strategicznych interesów Ukrainy, poświęcając własne? Rosja cieszy się, bo teraz może łatwiej dogadać się w kwestii kontroli idących przez Ukrainę rurociągów.
Nie pierwszy też raz Janukowycz deklaruje gotowość integracji z Zachodem. Przed rewolucją, gdy był premierem, Ukraina podpisywała stosowne dokumenty - papier wszystko przyjmie. Wybory prezydenckie 2004 r. nie pozostawiły wątpliwości, co do wartości tych deklaracji. Dlatego wiązanie nadziei z Uniwersałem może być przedwczesne. Zamiast partnerskich relacji z Rosją i integracji z Europą, możemy otrzymać coś na kształt skompromitowanej polityki wielowektorowości. Kijów będzie kluczył, deklarował proeuropejski kurs przy jednoczesnym osuwaniu się na Wschód. Państwu grozić będzie popadanie w zależność od znów wybijającej się na mocarstwowość Rosji. Wtedy przyćmiony przez obecną koalicję konflikt wschód-zachód wybuchnie ze zdwojoną siłą.
***
O tym wszystkim wie Juszczenko. Liczy, że on i jego partia staną na straży interesów Ukrainy. Kłopot w tym, że Partia Regionów ma w parlamencie ponad dwukrotnie więcej szabel i to ona w koalicji jest starszym bratem. Nie wszyscy deputowani Naszej Ukrainy godzą się z decyzją prezydenta, wielu z nich nie głosowało za Janukowyczem podczas wyboru premiera. Partii grozi rozłam, co uczyni ją jeszcze słabszą i podatną na wpływy koalicjanta - tym bardziej że wielu pomarańczowych polityków zespół wartości ma niemal identycznie wątpliwy jak ludzie Janukowycza. Jednocześnie Juszczenko nie grzeszy refleksem, a jego hamletyzowanie w konfrontacji z gangsterskimi metodami nie jest tu na miejscu.
Polacy deklarują się jako przyjaciele potomków Jarosława Mądrego. Rząd w Warszawie ma więc nie lada zadanie: wciągać Ukrainę we współpracę z Zachodem, przekonując do tego i wątpiący Zachód, i nie do końca zdecydowaną Ukrainę. Będzie to możliwe, jeśli Janukowycz w Warszawie i w Brukseli poczuje się tak dobrze jak w Moskwie. Słaba Ukraina leży w interesie Rosji. W interesie Polski leży silna Ukraina.