Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na pierwszym piętrze naziole. Balkon w szmatach
- flaga z krzywo naszytym mieczykiem Chrobrego.
Strach. Dawno się tak nie bałem. Nie tego
chłopaka, co wywiesza dwa zszyte płaty materiału.
Zza pleców głosy kolegów: "żydowskie wpływy pomału
rosły w Europie. Teraz wraz z lobby gejowskim rządzą Europy połową...".
Gotów uśmiechnąć się do mnie, gdybym mu kiwnął głową.
Nie kiwam. Znika we wnętrzu, gdzie pławią się w chorych maniach,
jak pół tego narodu. Ja wracam do kopania.
Z góry miły baryton o "rynku pazurach i kłach".
Saperka co chwilę zgrzyta w cegieł odłamkach i szkła.
Cegły, okruchy cegieł, szkło, stary garnek
(rudoczerwony po tych latach w ziemi, ale wciąż cały, garnek jak garnek).
Sporo kopania.
I jeszcze jakiś zetlały łach (z tego samego mieszkania?).
Wyobraźnia się broni, podsuwa zastępczą fikcję -
jakąś spod siedemnastki panią Gruszczyńską Alicję,
co właśnie ugotowała w tym garnku cudem zdobytą kurę.
Albo Anię spod trójki, co miała robić maturę
w wolnej Polsce, po wojnie. Czy też służącą Jadwisię,
w fartuszku w groszki. Lecz nie wydaje mi się
żeby to było w porządku - zmyślanie bajek o tych,
którzy żyli w tych murach, kiedy uderzył pocisk.
Niech zostanie, jak jest. Gorzej, że lekcja historii jednak poszła na marne.
Muszę wydłubać z ziemi te cegły, szkło, stary garnek.
Cegły. Kawałki cegieł. Sople szkła. Skorupy porcelany.
Te rany
(właśnie tego się boję) prawdziwe i zmyślone. Te frustracje społeczne,
te polityczne gry (gry polityczne są wieczne,
zawsze jest jakiś kuglarz, który wie dobrze o tym
że zanim zabijesz bliźniego, musisz go nazwać obcym.
Potrzebne jest słowo co sprawi, że bliźni już nie jest bliźnim.
Potem okruchy cegieł ziemia w sobie zabliźni,
okruchy cegieł i szkła,
garnek i porcelanę, skryje zetlały łach).
Cegły, szkło, łachman w ziemi i zbutwiałe drzazgi.
Taki upał. Trzeba kończyć. Z sąsiedztwa psi jazgot.
Żeby to wszystko posprzątać potrzeba by armii,
a nas jest tylko dwoje. Żeby się wybarwił
przesadzamy berberys na słońce, a trzmielinę w cień. Sama powiedz,
czy nie pięknie urósł przez rok ten japoński pigwowiec?
Głos z telewizora z mieszkania na rogu
- nowy premier zapewnia, że pokona swych wrogów.
A baryton nazisty towarzyszy mu czysty
- wyrzucimy Żydów z Polski, naszej ojczyzny.
Dwie pieśni - jedna harmonia. Pomysł iście boski,
by zasiewać nienawiść głosem pełnym troski!
Hedera koło śmietnika, winobluszcz przy murku,
tyle możemy zrobić na tym ciasnym podwórku.
Trzeba kończyć. Jest duszno. Coraz bardziej duszno.
Już zostawmy te cegły, te garnki, to połamane szkło.
czerwiec - lipiec 2006
Ryszard Holzer (ur. 1955) jest dziennikarzem, w latach 80. opublikował dwa zbiory wierszy (jeden z nich pod pseudonimem Marek Mayer), a także zbiór opowiadań i książkę dla dzieci.