Życie przed potopem

Kaprysy władzy, która kilka razy rozpoczynała gigantyczną budowę w Świnnej Porębie, rozbiły lokalną wspólnotę. I pokazały raz jeszcze, że wobec wizji planistycznych głos małych społeczności nie ma żadnego znaczenia.

08.07.2008

Czyta się kilka minut

Budowana na rzece Skawie zapora w Świnnej Porębie /fot. Paweł Ulatowski /
Budowana na rzece Skawie zapora w Świnnej Porębie /fot. Paweł Ulatowski /

1

- Zawiesze się na hoku, zobaczycie - krzyczy 80-letni Józef Kupczyk, jeden z najstarszych mieszkańców położonej na południe od Wadowic wsi Skawce.

Kupczyk, jeśli dobrze mu się przyjrzeć, wygląda jak bliski krewny Karola Habryki z "Paciorków jednego różańca" Kazimierza Kutza. Nie tylko dlatego, że spogląda bystro spod wielkich okularów w niemodnych oprawkach, że łatwo się zacietrzewia i nosi w sobie upór twardszy niż kamień. Obu mężczyzn bardziej niż wygląd zbliża tak zwany kontekst.

Film Kutza opowiada o emerytowanym górniku, który nie chce się wyprowadzić z osiedla starych domów górniczych, przeznaczonego pod budowę bloków. Habryka jest jak ostatni Mohikanin, strażnik śląskiej tradycji, do końca wierny przegranej z góry sprawie.

Kupczyka wysiedlą, bo jego dom leży na dnie projektowanego zbiornika w Świnnej Porębie - jednej z największych inwestycji hydrologicznych w historii Polski.

To już końcówka. Odkąd budowa znowu ruszyła pełną parą, nie sposób przejść przez drogę, bo pędzą nią na złamanie karku ciężarówki wypełnione żwirem. Z liczącej sto gospodarstw miejscowości zostały drzazgi, większość z tych, którzy jeszcze zostali, przygotowana jest do przeprowadzki. Umów sprzedaży nie podpisało kilka osób.

Miejscowość znika, ale rachunek krzywd i pretensji wystawianych zaporze ciągle rośnie.

2

Te cyfry muszą robić wrażenie. Zbudowana z 300 tys. m sześc. betonu konstrukcja wznosi się na wysokość 50 metrów. Z daleka wygląda jak potężny, betonowy implant w górzystym krajobrazie. Długi na 640 metrów pas spina przewężenie doliny, którą leniwie płynie Skawa.

Planowany zbiornik ma pomieścić 60 mln m sześc. wody i w razie tzw. wody tysiącletniej obniżyć poziom fali powodziowej w Krakowie o pół metra. To bardzo dużo, bo przy wielkiej wodzie o życiu ludzi decydują czasem centymetry. Całkowity koszt inwestycji powinien zamknąć się w kwocie 1,6 mld złotych. Samo napełnianie zbiornika będzie trwało rok.

Są też inne cyfry.

Choćby lata 60. Dokładnej daty nikt już w Skawcach nie pamięta, ale właśnie wtedy do miejscowości zaczęły docierać pierwsze sygnały o planowanej budowie zapory. Czas mijał, władza wprowadzała zakazy i zakazy wycofywała. Raz zabraniała remontowania domów i budowania nowych, innym razem na remonty pozwalała. Sołtys przynosił wiadomość, że lada miesiąc się zacznie, potem plany znowu trzeba było przełożyć. Budowa ruszyła dopiero w 1986 r., przerywano ją kilkakrotnie z braku pieniędzy. Miejscowi przyzwyczaili się do życia w cieniu nieistniejącej tamy, na dnie przyszłego jeziora. Do dzisiaj nie wierzą, że Skawce znajdą się pod wodą, że to już finisz. Np. Józef Kupczyk nie wierzy, że jezioro dojdzie aż do Skawiec. A specjaliści wyliczyli, że lustro wody znajdzie się 5 metrów nad poziomem jego podwórka.

86-letni Jan Czaicki płacze za każdym razem, kiedy pomyśli o tym, jak burzyli dom jego brata. Ładny dom, wybudowali go po wojnie własnymi rękami od fundamentów, nie było materiałów, więc zwozili po trochu: to cement, to stal, to cudem zdobyty czeski eternit na dach. Tyle roboty, tyle potu stracili. Widział, jak spychają do rowu 35 tys. sztuk dobrej cegły i zasypują ziemią, jakby to jakiś pogrzeb był.

W porównaniu z parametrami zapory to oczywiście nic, ale Czaicki i sąsiedzi nie myślą jak planiści. Wiedzą, że ich rodziny mieszkały nad Skawą od pokoleń, że włożyli życie w budowę szarych domów i uprawę pól, w małe, ludzkie sprawy, a teraz władza każe im się wynosić.

Dom Józefa Kupczyka wraz z pół hektarem ziemi rzeczoznawcy wycenili niedawno na 320 tys. minus 40 proc., bo tzw. substancja jest zniszczona. Więc Kupczyka krew zalewa, bo co ma powiedzieć rzeczoznawcom? Rzeczoznawca przychodzi, opukuje ściany, po podwórku się rozejrzy i idzie dalej.

Dom stary, zabudowania podniszczone. Za sentymenty pieniędzy nie dają. Racja obywatela, jego pragnienie, by umrzeć tam, gdzie się wychował, przywiązanie do tak staromodnego pojęcia jak ojcowizna muszą przegrać z racją władzy, która twierdzi, że zapora ważniejsza.

To, że Kupczyk wraz z sąsiadami w czynie społecznym półtora kilometra wodociągu podciągnął za własne pieniądze, nie ma żadnego znaczenia. Jego stosunku do ziemi, domu, kurnika i psiej budy rzeczoznawca nie wyceni. Urodził się tutaj, stąd poszedł z rodziną do obozu pracy. 14-letni chłopiec, dostał kolbą od żołnierza w głowę tak, że przestał słyszeć na lewe ucho, widział, jak ciało ojca wrzucają do wypełnionego wodą dołu. Czy takie argumenty powinny dawać mu uprzywilejowaną pozycję w trakcie negocjacji?

Powtórzmy raz jeszcze: liczy się stan substancji. Chociaż poirytowana opieszałością władza potrafi użyć argumentów nie do odrzucenia. Tę prawniczkę, która potrafiła zajść do jednego domu trzy razy dziennie, strasząc prokuratorem i policją, będą w Skawcach pamiętać bardzo długo.

3

Kaprysy władzy, która raz ruszała na plac budowy, by chwilę później się z niego wycofać, rozbiły lokalną wspólnotę. Rozłożona na raty przeprowadzka zasiała w Skawcach nieufność. O pieniądzach z wykupów nikt oficjalnie nie mówi, ale po opłotkach ciągle słychać, kto się na przenosinach wzbogacił, kto się lepiej targował.

Ci, którzy wyprowadzili się wcześniej, mają pretensje do tych, którzy wyprowadzili się później, kiedy ceny ziemi były wyższe.

Ale znowu ci, co wyprowadzili się wcześniej, kupili tanio działki pod zabudowę, a i koszty budowy domów były niższe.

Małe rodziny miały lepiej niż wielodzietne. Poważni gospodarze lepiej niż szaraki, bo dostali pieniądze ze sprzedaży pól. Ci, co nie zdążyli kupić ziemi pod nowy dom taniej, klną na niesprawiedliwość. - Pieniądz jest chciwy - powtarzają zgodnie, kiwając głowami.

- Nad tą inwestycją zawisło jakieś fatum - przyznaje Marianna Sasim, doświadczona hydrolog z Centralnego Biura Prognoz Hydrologicznych. - Budowa na raty rzeczywiście wyrządziła wielką krzywdę ludziom. W Czorsztynie dramat trwał krócej, bo ludzie przenieśli się znacznie szybciej, lokalna społeczność nie została skłócona.

W tej chwili Skawce żyją pytaniem, kto wprowadzi się do nowych budynków socjalnych. Na górze, tam, gdzie przenosi się miejscowość, stanęły schludne szeregówki. Nowa blachodachówka i drewniane wykończenia kłują w oczy. Takich domów nie powstydziłaby się klasa średnia w dużym mieście - wykończone na błysk, z kuchenkami gazowymi i ładnymi łazienkami w standardzie. O te domy również toczy się spór - jeszcze nie wiadomo, kto w nich zamieszka, ale w wiosce już wiedzą, że będą to decyzje niesprawiedliwe, już ludzie gadają, że te luksusy dostaną się największym nierobom, co zawsze darmowy chleb jadły.

Wójt będzie musiał wybierać pomiędzy starszą kobietą, która mieszka razem z kurami w krzywej chałupie, ale ma kawałek ziemi i syna, a emerytowanym pracownikiem kolei, młodszym, ale bez jakiejkolwiek własności.

4

W "Paciorkach jednego różańca" rolę Karola Habryki zagrał Augustyn Halotta, emerytowany górnik, również zmuszony przez władzę do opuszczenia swego domu w śląskich Bogucicach. Hannie Krall opowiadał o scenie, która najbardziej utkwiła mu w pamięci:

"W tamtym filmie przychodzi do Habryki dyrektor kopalni i mówi:

- Wiecie, panie Habryka, co powiedział taki jeden, mądry, z brodą?

- Kary? - pytam - bo jest ich wiela. Czy tyn, co pedzioł, że coś nad Europa krąży?

- Ten, ten. Powiedział, że wolność to jest prawo do czynienia tego, co nie szkodzi innym.

- To się zgadza w stu procentach - mówię mu - ale przede wszystkim wos tyczy. To wy stawiacie interes kopalni wyżej od szczęścia ludzi. A moja wina polega na tym, że jej łodebrać nie pozwalam, bo ja wim, co to jest moja wolność".

Kupczyk nie potrafi tak sprawnie opowiadać o swoich uczuciach. Płacze, zaciska pięści. Rzuca kwoty, których żaden negocjator nie zaakceptuje. On już się w życiu nabudował. Nie jest Amerykaninem, przenosić się z miejsca na miejsca, jakby to była zmiana koszuli, nie potrafi.

5

Ale rozgoryczenie i krzywda, krzyk Kupczyka, płacz Czaickiego nie powinny przesłaniać faktów, które burzą jednoznaczny obraz. Skawce wyglądają tak, jakby niezdecydowanie władzy stało się jednocześnie motorem tak zwanego postępu.

Na dole wsi zamierające życie toczy się jeszcze z rozpędu odwiecznym trybem. Domy są tu albo przedwojenne, drewniane i krzywe, pobielone, niebieskie, albo budowane najpóźniej w latach 50., z szarą elewacją, eternitowym dachem i obmurówką z tłuczonej ceramiki. Wszyscy tu wiedzą o sobie wszystko, miejscowość, mimo że niegdyś położona na węzłowym szlaku kolejowym i chętnie odwiedzana przez turystów, zawsze żyła istnieniem wsobnym, skoncentrowanym wokół kilku rodów, które mieszały się ze sobą. Kupczyki, Matuszyki, Knapczyki, Nizińscy, Czaiccy, Proroki, Mruczki, Frączki, Homle - to już prawie cały zestaw skawieckich klanów.

Po podwórku Kupczyków kaczka prowadza statecznie swoje potomstwo, gdaczą kury, szarpie się pies na łańcuchu. Przy starszych domach pozostały jeszcze długie i szerokie ławy, czyli pogródki albo "rady kajfaszowe" - miejsca, gdzie sąsiedzi spotykali się na plotki. Jaskółki wlatują do otwartych stajni. Z krzywej zagrody Krystyny Prorok słychać beczenie kozy. W okolicy grasuje wyjątkowo bezczelny lis, ostatnio wydusił w biały dzień jej wszystkie kury. Na majówkach pod przystrojoną kapliczką nadal zbierają się ci, co pozostali. To przestrzeń ludzi mocno zrośniętych z ziemią, niezbyt bogatych, przyzwyczajonych do ciasnoty, niewygód, krzywych dachów.

Półtora kilometra wyżej zaczyna się inny świat.

W nowej części Skawiec władza nie popełniła błędu z Nowych Maniów, gdzie wysiedleni z terenu jeziora Czorsztyńskiego górale mieszkają ściśnięci jak śledzie w beczce, zaglądając sobie do okien bliźniaczych domów. W nowych Skawcach, na dużych działkach, otoczone równo przyciętymi trawnikami, kwitną różnorodne domy. Trudno znaleźć choćby dwa o podobnym kolorze elewacji - jedni wybrali pistacjową zieleń, inni brudną czerwień, bieli jest najmniej. Za pieniądze z wykupów i kredyty powstały kute ogrodzenia, ogródki skalne, złote szprosy w plastikowych oknach, gipsowe balaski na balkonach, schody obłożone dobrą terakotą. Niektórych stać było na piękną dachówkę ceramiczną i podziemny garaż.

W takiej przestrzeni, co oczywiste, nie ma miejsca na kury, króliki, ule czy kaczki. Po prostu nie wypada ich hodować, nie pasują do tych okien, elewacji i dachówek. Dlatego letnia cisza miejscowości bardziej kojarzy się z dalekimi przedmieściami Krakowa czy Poznania niż oddaloną o niecałe dwa kilometry macierzą.

Zabrakło również miejsca na przestrzeń wspólną. Przy takich domach jakoś niezręcznie stawiać ławy dla "rady kajfaszowej". Co prawda w szeregówkach wójt zaplanował salę do spotkań, będzie tam nawet kominek, ale zmieści się w niej raptem kilkanaście osób, a przecież stare Skawce mają swój dom ludowy.

Nie będzie również podstawówki, bo się nie opłaca, w gminie mówią, że ci ze Skawiec mają Bóg wie jakie wymagania, taka wiejska szkoła w dzisiejszych czasach kompletnie się nie kalkuluje.

Jest kapliczka, ale trudno przy niej się modlić i śpiewać, bo stoi przy drodze.

A na drodze hałasują ciężarówki. Śpiewu i litanii nie słychać.

6

Mówimy: władza, myślimy: Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Krakowie. Nadzorująca prace przy budowie zapory instytucja za punkt honoru postawiła sobie, by z dziennikarzami nie rozmawiać oko w oko. RZGW na pytania odpowiada jedynie e-mailem, a i to tylko na niektóre. Można zapytać o pieniądze - tych jest zawsze za mało. O kolejne opóźnienia i przesunięcie linii kolejowej, które utknęło na etapie dokumentacji.

Łatwo zrozumieć lęk przed dziennikarzami: władza musiałaby odpowiedzieć na bardzo poważny zarzut. Sens gigantycznej budowy nie dla wszystkich jest jasny. Duża inwestycja hydrologiczna, jak w każdym innym miejscu na świecie, tutaj również oznacza gwałt na przyrodzie i ludziach. Wysiedlenia, ile by nie zapłacić za ziemię, oznaczają ludzką krzywdę. Czy warto płacić tak wysoką cenę za pas betonu?

Ekolodzy z Towarzystwa na rzecz Ziemi sporządzili dwa lata temu szczegółowy raport, opisujący największe inwestycje hydrologiczne w Polsce. Pisząc o Świnnej Porębie, zarzucali RZGW, że nie sprawdził kosztów rozwiązań alternatywnych, mniej dotkliwych dla lokalnej społeczności. Na ten temat RZGW się nie wypowiada i trudno się dziwić. Nie wolno pozostawić choćby cienia wątpliwości co do sensu tej inwestycji. Gdyby udowodnić, że dało się ochronić Kraków przed wielką powodzią inaczej, oznaczałoby to, że półtora miliarda plus ciągle rosnący rachunek krzywd pójdą w błoto.

Marianna Sasim, Centralne Biuro Prognoz Hydrologicznych: - Nie ma w tej chwili dobrego rozwiązania. Zdarza się, że na świecie takie konstrukcje są rozbierane. Ale to oznacza kolejne gigantyczne koszty. Rozwiązania alternatywne również są bardzo drogie. Zaszliśmy już tak daleko, że nie sposób sobie wyobrazić przerwania budowy. Nie wyobrażam sobie, żeby państwo mogło się z niej wycofać.

7

W jednym z najładniejszych domów w nowej części Skawiec mieszka Ewa Czaicka, kuzynka Jana. Te 35 tys. sztuk ładnej cegły, o których opowiada łamiącym się głosem stary Czaicki, pochodziło z jej rodzinnego domu.

W "Paciorkach jednego różańca" sąsiedzi Habryki przed przeprowadzką palą niepotrzebne rzeczy. Ewa Czaicka widziała takie ogniska również w Skawcach.

Jedno z nich zapłonęło przed jej starym domem, rozniecone przez zrozpaczonych rodziców, kiedy zabierała ich do siebie. Ojciec spakował się jak żołnierz, matka płakała, wczepionego pazurami w podmurówkę budy psa trzeba było zanieść do samochodu.

Czasem przyjeżdża tam rowerem, żeby popatrzeć, jak szybko zarosły fundamenty i jak szybko kruszeje pamięć. Tędy biegła droga, zaraz, czy pod tym drzewem, nie, tam mniej więcej stał dom Proroków, tam mieszkali Matuszyki, tam Piskorze. Teraz tylko chwast na wysokość człowieka, nie ma nawet jak wejść głębiej, na dawne podwórko.

Widziała bezradność sąsiadów, którzy zwalili na kupę dobytek, nie wiedząc, co zabrać do nowego świata. Co zrobić z hakownicą, broną, pługiem, piłą, co orać i co siać na nowym oprócz trawy?

Ślady tych wahań widać w Skawcach do dziś. Wokół opuszczonych chałup pozostały wypłowiałe obrazy Matki Boskiej Licheńskiej, zapomniane krzesła, buty i fartuchy robocze.

Czaicka jest emerytowaną polonistką. Z okruchów buduje mit starych Skawców, poruszając się sprawnie w czasie przeszłym. Spaceruje po swoim kraju lat dziecinnych, sporządza prywatny katalog klęsk i zdarzeń, które lada chwila znikną pod wodą. W Skawie za dnia nie można się kąpać, bo powyżej wioski wybierają żwir i korytem płynie brązowa breja zamiast wody. Jej rodzinne pola przypominają krajobraz księżycowy, bo zapora potrzebuje budulca. Z domu oznaczonego numerem jeden, tam, gdzie mieszkał jej pradziadek, pozostały ruiny. Ze stacji kolejowej już dawno uciekło życie - w klombach wiechcie suchej trawy, budynek zabity na głucho. Turyści zniknęli, zarósł szlak na Leskowiec.

Fotografuje domy, które lada chwila zostaną zburzone, twarze starych mieszkańców, rodziny przed chałupami, ludzi pod starą kapliczką, gromadzi nazwy, żeby chociaż słowa nie zniknęły. Żeby zapamiętać, że pola były za Sztręką, za Wodą, na Końskiej Krzywdzie, na Pańskim, na Ogrodach, u Pana Jezusa, że mieszkało się na Nizieniu, w czerwonej Glinie, w dolinie Bochenkowskiej.

I prosi, żeby nie usprawiedliwiać wszystkich tych zniszczeń nowoczesnością, jaką dostały w prezencie nowe Skawce. Bo przecież nie wiadomo, jak wyglądałaby miejscowość, gdyby w latach 60. władza nie zabroniła się ludziom rozwijać.

8

W tamtym filmie Kutza Karol Habryka musiał przegrać. Przeniósł się do ładnej, nowoczesnej willi w dobrej dzielnicy Katowic.

Po czym zmarł.

Przyciśnięci do muru Kupczykowie wykupili na wszelki wypadek działkę na górze.

Jeśli więc w Skawcach dzieje się kolejna wersja historii sfilmowanej przez śląskiego reżysera, nie ma potrzeby, by Józef Kupczyk wieszał się na haku.

Wystarczy zmusić go do przeprowadzki. Albo już po wszystkim zabrać łódeczką pięć metrów powyżej miejsca, gdzie teraz po zielonym podwórku kolebią się kaczki z pisklętami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2008