Kosmos chaosu

Dwubiegunowość tej powieści -niepowieści, rozpiętej między rodzinną sagą a jej dekonstrukcją, mitologią a demitologizacją, jest przede wszystkim dwubiegunowością różnych estetycznych postaw, różnych odcieni szyderstwa, ironii, nostalgii.

22.05.2007

Czyta się kilka minut

"Nie mnie, lecz logosu słuchając, mądrze będzie zgodzić się, że wszystkie rzeczy stanowią jedność"

Heraklit

1.

Péter Esterházy napisał powieść o swojej rodzinie. Na pierwszy rzut oka nic w tym nadzwyczajnego; który z wybitnych pisarzy nie napisał - w ten czy inny sposób - powieści o swej rodzinie? Tu jednak co słowo, to wątpliwość. Bo czy rzeczywiście Péter Esterházy, skoro autorowi nie bardzo podoba się sama idea autorstwa? I czy rzeczywiście napisał (może raczej: zmontował?), skoro jako materiałem posłużył się historycznymi dokumentami, pamiętnikami przodków, rozmowami z bliskimi, książkami innych pisarzy, artykułami z gazet. I czy to jest powieść? Również tu zastrzeżeń jest wiele, bo dokumentalne obciążenie książki jest ogromne, a brakuje w niej dokładnie tego, czego od powieści oczekuje czytelnik, czyli opowieści (tzn. jest w niej całe mnóstwo opowieści, tylko brakuje jednej, łączącej wszystko w całość). No a rodzina to w tym przypadku słynny arystokratyczny ród, który odcisnął niezatarte piętno na kilku ostatnich wiekach historii Węgier - książka opowiada więc siłą rzeczy nie tylko o rodzinie, ale o wielu różnych sprawach: o historii kraju i narodu ("najbardziej samotnego narodu na świecie", jak stwierdził Sándor Márai), "arystokratyczności", odpowiedzialności. A tak w ogóle to nie jest książka o rodzinie, tylko o ojcu.

Współczesność przyzwyczaiła nas już do hybrydycznych form literackich, nad samym faktem nie ma się więc co roztkliwiać, należy za to pytać, jak i po co autor swą hybrydę buduje.

2.

Pierwsza część książki to 371 "Numerowanych zdań z życia rodu Esterházych". Odległy przodek rodu, Miklós Esterházy, został wychowany jako protestant, ale przeszedł na katolicyzm i został zapamiętany jako wynalazca długofalowej strategii, polegającej na sprzymierzeniu się Esterházych z dworem Habsburgów. Esterházy byli więc, choć nie bez wyjątków, raczej "labancami" niż walczącymi z absolutystycznymi rządami "kurucami" i w wojnach domowych dość konsekwentnie opowiadali się przeciw narodowowyzwoleńczym powstaniom (m.in. Franciszka Rakoczego w latach 1703-1711). Inny Esterházy, Pál Antal, znany jako "muzyczny książę", zaangażował w połowie XVIII wieku Josepha Haydna jako kapelmistrza, a jego syn, znany z despotycznego temperamentu Miklós Ferdinánd, zamówił u Haydna sześć późnych Mszy. Znacznie bliższy naszej współczesności Móric Esterházy był ważnym politykiem w okresie schyłku Austro-Węgier (przez kilka miesięcy pod koniec I wojny nawet premierem, następcą Istvána Tiszy), aktywnym również w okresie międzywojennym. Jego synem był Mátyás Esterházy, z kolei ojciec Pétera Esterházyego, autora "Harmonii c?lestis".

Ci i dziesiątki, a może setki innych Esterházych przetaczają się przez pierwszą część "Harmonii", choć samo nazwisko Esterházy ani razu nie pada. Gatunek, do którego Esterházy się odwołuje - saga rodzinna, z typowym dla niej antagonizmem "ojców i dzieci" - zostaje zdekonstruowany, czyli rozebrany do podstaw i postawiony od nowa, według całkowicie odmiennych reguł. Nie ma chronologii, postaci pierwszoplanowych i epizodycznych, każdy z bohaterów staje się po kolei ojcem, czy raczej "moim ojczulkiem". Wśród ojczulków są "ośmiożebrowi, skrzydlaci, rojaliści, demokraci, zdrajcy, głównie labance, ale także kuruce". "Ojczulkiem" może być gwałcący syna pedofil, mężczyzna, który przejazdem na rowerze przez Amerykę zwraca uwagę świata na problemy chorych na stwardnienie rozsiane, a także morderca Georgija Markowa, bułgarskiego dysydenta pracującego dla BBC.

"Rodzina może być opisana jak miasto, urząd miejski, posterunek policji, jak Dunaj. Jak pejzaż. Ale czy pejzaż można opisać? Czy istnieje opis pejzażu? Czy można opisać świat? I przeczytać? Pod pojęciem rodziny mimowolnie rozumieliśmy ojca. Ale okazało się, że to głównie reszta tworzy rodzinę; jej idea ukazuje się w mniejszym stopniu w więziach pomiędzy rodzicami a rodzeństwem, a w znacznie większym stopniu w wijących się bez końca odgałęzieniach braci i sióstr ciotecznych, kuzynów, macoch - gdzieś w oddali jakaś czarna owca, które to więzi czasem nas duszą, a czasem huśtamy się na nich aż do zawrotu głowy". Wychodząc od arystokratyczno-konserwatywnej idei zbierania i zachowywania okruchów przeszłości Esterházy dochodzi do zanegowania idei rodziny, której nie można postawić żadnej granicy. Idea rozrasta się ad absurdum, stając się "rodem", "narodem", w końcu "ludzkością", a równocześnie nieuchronnie rozmywa.

Kolektywna "pamięć wszystkich" jest w zasadzie pamięcią niczyją. W książce o dziejach arystokratycznego rodu jest więc zawarty potencjał wywrotowy - podczas gdy ciężar przeszłości, prawdziwych i urojonych win, bohaterskich czynów i zaniechań mógłby nas przygnieść i zmiażdżyć, możemy się go pozbyć, zdmuchując niczym lekki pyłek.

3.

Idea ojca zostaje zlikwidowana okrężną drogą, "przez pomnożenie", i jest to gest nie mniej radykalny niż gombrowiczowska rozprawa "synczyzny" z "ojczyzną". W obydwu przypadkach ten gest ma swoją wagę właśnie dzięki temu, że zostaje dokonany od środka. Jeden z pisarzy był potomkiem węgierskiej arystokracji, a drugi polskiej szlachty, i obydwaj wynieśli z domu ambiwalentny stosunek do formy, która tworzy i więzi, utrzymuje przy życiu i dusi.

W niektórych kapitalnych scenkach Esterházy koncentruje się na odmalowaniu śmieszności form arystokratycznego życia. Wybujała troska o honor znajduje ujście w niemal obsesyjnym pojedynkowaniu się według ściśle określonych zasad, które "zostały opisane przez większość węgierskich pisarzy i prawie wszystkich pisarzy arystokratów"; otyły arystokrata, którego "ręce przypominają serdelki", dla ułatwienia lektury "zatrudniał tak zwanego kartkującego - obdarzonego taktem i poczuciem rytmu młodego chłopca, który odwracał strony".

W życiu publicznym arystokraci zachowywali zadziwiającą giętkość, bo jedynym drogowskazem był dla nich interes rodu, w życiu prywatnym - zadziwiającą sztywność, bo nie tyle przestrzegali form, co sami byli utrwaloną przez wieki formą. Etapem na drodze do upadku arystokracji jest, paradoksalnie, służba "obiektywnemu" dobru publicznemu (wspólnocie narodowej), co miało miejsce w XIX i pierwszej połowie XX wieku, aż po koniec II wojny. Arystokracja dokonuje samobójstwa, bo nieświadomie bierze udział w budowaniu świata egalitarnego, który ją zniszczy. W momencie, gdy społeczny kontekst "arystokratyczności" przestał istnieć (czyli gdy sytuacja polityczna nie mogła być dłużej wykorzystywana w interesie rodu, bo samo istnienie arystokracji zostało uznane za sprzeczne z interesem ogółu), cała śmieszność arystokratycznych form została obnażona. Arystokrata bez majątku jest śmieszny, resztki jego materialnego dziedzictwa - poza strukturą świata arystokratycznego - to tylko "wiekowa kupa gówna".

4.

Jak było naprawdę? - chciałby wiedzieć czytelnik, ale to jest właśnie to pytanie, na które autor nie może udzielić odpowiedzi. Idealne drzewo rodowe, uwzględniające wszystkie powiązania, musiałoby nie mieć początku ani końca i rozrastać się we wszystkich możliwych kierunkach. Realne drzewo rodowe jest zawsze tylko wyborem, powstałym przez uwzględnienie pewnej perspektywy. Pierwsze jest prawdziwe, ale niemożliwe. Drugie - możliwe, ale nieprawdziwe.

Modelem czy też aluzją do potencjalnego drzewa-kłącza jest pierwsza część powieści, w której numeracja fragmentów jest tylko kpiną z przywiązania czytelnika do porządku, a brak następstwa ojców i synów sugeruje całkowitą symultaniczność (jesteśmy w każdym punkcie drzewa jednocześnie - punkcie wskazującym za każdym razem na "mojego ojczulka"). Druga część to drugi rodzaj drzewa, a punktem, do którego wszystko zmierza, jest osoba konkretnego bohatera, syna, Pétera Esterházyego. Paradoks: za prawdziwą jesteśmy skłonni uznawać właśnie tę opowieść, która jest fałszywa (przystępując do lektury drugiej części czytelnik mówi sobie: to teraz wreszcie dowiem się, jak było naprawdę - pokpiwa Esterházy).

5.

Pożegnanie Esterházyego z historią nie przebiega bezboleśnie. Esterházy, inaczej niż Gombrowicz, nie przyglądał się największym katastrofom XX wieku z dystansu, ale z samego środka piekła. "Harmonia c?lestis" to również opowieść o XX-

-wiecznej traumie, w której jest miejsce na Węgierską Republikę Rad Béli Kuna, traktat w Trianon, który pozbawił Węgry dwóch trzecich terytorium, tragiczne dylematy II wojny, deportacje węgierskich Żydów, Auschwitz i Mauthausen, bezwzględną powojenną dyktaturę, krwawo stłumione powstanie 1956 roku. Rodzina Esterházych dwukrotnie - po I i II wojnie - stała się wrogiem ludu, tracąc wszystko: za pierwszym razem na chwilę, za drugim - na zawsze.

Ostrzeżenie, przepisane z "Wyznań patrycjusza" Sándora Máraiego, które otwiera drugą część "Harmonii" (zatytułowaną "Wyznania rodziny Esterházych"!), mówi o fikcyjności przedstawionych w książce postaci - i tak jak u Máraiego nie jest do końca szczere. Mimo wszystko pisarz przedstawia rodzinę pewnego bardzo konkretnego ojca - swego ojca Mátyása Esterházyego, pozbawionego majątku, wygnanego z własnego miasta i mieszkania, dokwaterowanego do wiejskiej rodziny, pracującego fizycznie jako rolnik, parkieciarz, wytwórca plastikowych klamerek.

W "Harmonii" obecne jest więc pęknięcie, typowe dla innych postmodernistów z Europy Wschodniej: powieść jest i nie jest jedynie grą (podobnie było w poświęconych matce i wydanych już u nas "Czasownikach posiłkowych serca" Esterházyego). "Sekretny zamek bólu" nijak nie chce się zmienić w symulakryczny zamek Królewny Śnieżki. "Czyżbym pochodził z takiego plemienia, które płacze, gdy się cieszy i śmieje się, gdy czuje ból? Nigdy nie jestem tak pogodny i żartobliwy jak wtedy, kiedy czuję się nieszczęśliwy". Nostalgia, zduszona w opisie historii, arystokracji, rodziny, "ojczulka" w pierwszej części, wydostaje się na powierzchnię przy okazji przechadzki po XX-wiecznej historii arystokracji, rodziny i "ojca" w części drugiej. "Likwidacja" (historii, rodziny, ojca) nie do końca się powiedzie.

6.

Dwubiegunowość powieści Esterházyego, rozpiętej "między dawnymi a nowymi czasy", między rodzinną sagą a jej dekonstrukcją, mitologią i demitologizacją, jest przede wszystkim dwubiegunowością różnych estetycznych postaw, różnych odcieni szyderstwa i ironii oraz nostalgii. Wielu XX-wiecznych pisarzy usiłowało grać na tej dwubiegunowości (gra ta leżała m.in. u podstaw sukcesów powieści austriackiej), przykładem emblematycznym jest Márai, który - budując swą patrycjuszowską mitologię w "Wyznaniach patrycjusza", rozbił ją w pył w "Ziemi! Ziemi!...", powieści koncentrującej się na tym samym dramatycznym powojennym okresie, którego w dużej mierze dotyczy "Harmonia". W twórczości Máraiego był to zresztą moment wyjątkowy, po którym pisarz zastygł w pozie obróconego w przeszłość patrycjusza (dlatego wielki "Dziennik" jest dziełem i arystokratycznym, i - w bardzo szlachetnym sensie - reakcyjnym).

Różnica między Máraiem i Esterházym nie polega jedynie na innym nastawieniu estetycznym (innych proporcjach ironii i nostalgii). Inna jest również motywacja nostalgii. U Máraiego idealizuje się "patrycjuszowską" przeszłość kosztem współczesności, która jest nic nie warta. U Esterházyego to teraźniejszość ma rację, a arystokratyczna przeszłość jest przedstawiona jako jedynie pisarskie rekwizytorium. Może dzieje się tak między innymi dlatego, że "arystokratyzm" Esterházyego - w przeciwieństwie do "mieszczańskości" Máraiego - nie jest jedynie mitem literackim, który za wszelką cenę trzeba chronić i pielęgnować, ale rzeczywistością bardzo konkretną, w której zakorzenienie daje siłę i pobudza do rebelii.

7.

Jednym z istotnych motywów drugiej części "Harmonii" jest prześladowanie rodziny Esterházych przez ÁVÓ, komunistyczną służbę bezpieczeństwa. W najbardziej wstrząsających scenach powieści ojciec bohatera zostaje aresztowany za polityczne aluzje w trakcie gry w chińczyka po śmierci Stalina (strącanie czerwonych pionków). Krótko po ukończeniu "Harmonii" ujawnione zostały dokumenty, poświadczające współpracę ojca pisarza ze służbami bezpieczeństwa. Nie wiem, jak było na Węgrzech, ale w Polsce Esterházy nie uniknąłby pewnie złośliwych uśmiechów - dziewięć lat się męczył, pomnik ojcu wystawił, a ojciec na koniec okazał się agentem.

Czy jednak - niezależnie od szoku, jakim było dla Esterházyego odkrycie innego, zaskakującego oblicza ojca i zarazem własnej przeszłości - ujawnienie tych faktów podkopuje wiarygodność "Harmonii c?lestis"? "Istnieć to znaczy fabrykować przeszłość": czyli jest dokładnie odwrotnie, bo życie jedynie potwierdziło podkreślaną przez Esterházyego zasadę, że każda wizja przeszłości, jaką tworzymy, jest jedynie instrumentalnie konstruowanym obrazem, który może zostać zastąpiony przez inny obraz. "Z rozkoszą rozbierałem swoje życie na części pierwsze, na kawałki, jak składankę z klocków lego czy lalkę do ubierania, i poszczególne kawałki przesuwałem w różne strony, powiększałem je i zmniejszałem, (...) szczere wyznania umieszczałem w całkowicie fałszywym kontekście, a kłamstewka opakowywałem prawdziwymi, łatwymi do sprawdzenia wydarzeniami".

Pisarz opublikował potem swoiste postscriptum do "Harmonii", "Wydanie poprawione", ale to już zupełnie inna książka.

8.

Tytuł książki jest ironiczny, i to w podwójnym wymiarze: biograficznym i metafizycznym. Autorem zbioru pieśni nabożnych "Harmonia c?lestis" był Pál Esterházy (1635-1713), który u szczytu politycznej kariery nosił tytuł palatyna. Prócz zasług politycznych (jego oddziały wojskowe brały udział w bitwie wiedeńskiej) i odbudowy rodzinnej rezydencji w Kismarton (dzisiejszym Eisenstad w Austrii), pamięta mu się liczne talenty artystyczne. Pál był z zamiłowania poetą, harfistą i właśnie kompozytorem. Potomni uznali jego miejsce w historii muzyki za znaczące, jednak najnowsze ustalenia naukowe nie potwierdziły jego reputacji. "Nie tylko dlatego, że większość melodii ze zbioru zapewne nie od niego pochodzi, lecz również dlatego, że to nie on je opracował i nie on komponował pieśni. (...) Pomiędzy jego poziomem wiedzy, jaki wyłania się z uratowanych dokumentów, przedstawiających jego przygotowanie naukowe i fizyczne, a całością Harmonii c?lestis, szczególnie jej bardziej skomplikowaną warstwą, zieje przepaść, którą przekroczyć można jedynie po moście fantazji".

W ten sposób Esterházy czyni ze swego nie aż tak jednak utalentowanego przodka nieświadomego pioniera praktyki postmodernistycznej (napisał pieśni, w rzeczywistości napisane przez kogoś innego...), której sam jest świadomym wyznawcą. Ale czy montowany przez Esterházyego tekst rzeczywiście nie potrzebuje autora? Sam pisarz wie najlepiej, że jest wręcz odwrotnie, skoro drobiazgowo ustalał historyczne szczegóły tylko po to, by w końcu je odkształcić, podróżując "po moście fantazji", i skoro skłonny był przepisywać setki stron i rozstawać się z nimi, po to, by osiągnąć pożądany rytm. Postmoderniści wcale nie wierzą w głoszony przez siebie koniec Autora, w każdym razie nie w znaczeniu dosłownym. Swemu przodkowi jest Esterházy wierno-niewierny.

Jednak zestrojona przez pisarza harmonia okazuje się pięknie ułożonym chaosem. Lektura "Harmonii" jest jednocześnie ucieczką - przed światem, z którym nie bylibyśmy się w stanie oswoić, ani w nim zamieszkać, bo nie panują tu żadne czytelne reguły. Ich rozszyfrowanie jest niemożliwe nie dlatego (czy też: nie tylko dlatego), że autor atakuje nas nadmiarem informacji z różnych dziedzin, których nie jesteśmy w stanie w sensownym czasie przetworzyć, czy że informacje te podane są w sposób asystematyczny czy achronologiczny. Pisarz czasem igra z zasadami prawdopodobieństwa, a czasem najzwyczajniej je gwałci: bohater A może być na przykład jednocześnie bohaterem B (tak jak to się dzieje z braćmi-bliźniakami, którzy po kilku stronach okazują się bliźniaczkami).

Nie mogę się mimo wszystko oprzeć wrażeniu, że metafizyczna ironia osnuwająca tytuł powieści nie jest tak prosta, jak by się wydawało na pierwszy rzut oka. Czy należy ją odczytywać jedynie prostodusznie, np. w ten sposób, że świat jest chaotyczny albo że historia jest równającym wszystko z ziemią chaosem?

Idea kosmicznej harmonii pochodziła od presokratyków, których nastawienie było dalekie od humanizmu późniejszej filozofii. Ojcem idei harmonii łączącej rzeczy biegunowo odmienne, stanowiącej pogodzenie stawania się i bytu (za tą ideą opowiadał się m.in. wspominany kilkakrotnie przez Esterházyego Hegel), był Heraklit. "Rzeczy przeciwstawne łączą się, a z różniących się od siebie powstaje najcudowniejsza harmonia i wszystko powstaje poprzez walkę". Tyle że ta kosmiczna harmonia jest dla człowieka trudna do pojęcia i oswojenia, bo wymaga spojrzenia z zewnątrz, na które nie możemy się zdobyć. Nie potrafimy pojąć, "jak coś, co się z czymś nie zgadza, zgadza się ze sobą", ale jednocześnie niechętnie rezygnujemy z hipotezy takiego wyższego porządku, bez której tracimy poczucie bezpieczeństwa.

Nawet gdy różne modele tego porządku - takie jak arystokratyczna, patriarchalna rodzina - ulegają atrofii, a wyrwane z właściwego kontekstu rodzinne pamiątki zostają rzucone na ziemię niczym kupa gnoju, ciągle pozostaje postulowany ład innego rodzaju, który znajduje odbicie w dziele sztuki. Właśnie odbicie, a nie ucieleśnienie, bo jest to ład nieoczywisty, mający więcej wspólnego z "mostami fantazji" niż z solidną konstrukcją autentycznych naddunajskich mostów. Podczas gdy pisarz - wchodząc w skórę swojego przodka-harfisty - usiłuje nam zademonstrować, że mimo wszystko istnieje działająca w przeciwnych kierunkach harmonia - "jak w łuku i lutni", nam pozostaje coś więcej niż zaduma nad faktem, że lepszy jest jednak kosmos (rzekomego) chaosu niż chaos (rzekomego) kosmosu.

Również my - na przekór wszystkim trudnościom i problemom - jesteśmy zaproszeni do poszukiwania harmonii. Tytuł książki jest więc mimo wszystko optymistyczny, bo stanowi bardziej wyzwanie niż przyznanie się do klęski, a wytarty termin "arystokrata ducha" zyskuje w jego świetle całkiem nowe znaczenie.

Péter Esterházy, "Harmonia caelestis", przekład i posłowie Teresy Worowskiej, Warszawa 2007, Czytelnik.

Péter Esterházy (ur. 1950), absolwent matematyki na Uniwersytecie Loránda Eötvösa

w Budapeszcie, debiutował w 1978 r. tomem opowiadań "Franciskó i Pinta". Rozgłos przyniosła mu "Powieść produkcyjna" (1979), a sławę ugruntował cykl "Wstęp do literatury pięknej", na który złożyły się powieści: "Zależna" (1981), "Kto ręczy za bezpieczeństwo Lady?" (1982), "Wozacy" (1983, wyd. pol. 1998), "Mała węgierska pornografia" (1984, polski przekład fragmentów "Literatura na świecie" 4/1986) oraz "Czasowniki posiłkowe serca" (1985, wyd. pol. 1994, 1998). Kolejne powieści to "Dwanaście łabędzi" (1987), "Księga Hrabala" (1990, wyd. pol. 2003), "Okiem hrabiny Hahn-Hahn" (1992) i "Harmonia c?lestis" (2000), uzupełniona o "Wydanie poprawione" (2002; przekład polski przygotowywany dla Czytelnika). Esterházy, uznawany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli literackiego postmodernizmu, od wielu lat wymieniany jest wśród kandydatów do literackiej Nagrody Nobla. Mieszka w Budapeszcie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (20/2007)