Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To piękne, że czas Kościoła płynie własnym rytmem. Rok kościelny, jakkolwiek byłby w naszym laicyzującym się świecie zapomniany czy lekceważony, otwiera przestrzeń, w której można się schronić przed frenetycznym rytmem spraw doczesnych. Chrześcijanie, bez uciekania z "normalnego" życia, zawsze się mogą schronić w ten inny wymiar. Bo chrześcijanie - jak napisał w II wieku autor Listu do Diogneta - "mieszkają w miastach greckich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz nie do uwierzenia prawa, jakimi się rządzą".
Przypadający w tym roku na 27 listopada "kościelny Nowy Rok" wyznaczył początek kolejnego etapu realizowania duszpasterskiego programu Kościoła w Polsce. "Program duszpasterski" to coś innego niż np. planowa gospodarka czy biznesplan. Oznacza on koordynację i zjednoczenie wysiłków wspólnoty wokół jednej, szczególnie ważnej sprawy, skoncentrowanie na niej uwagi, budowanie, w tym właśnie zakresie, wspólnego dobra. Tą sprawą jest w tym roku (kościelnym) stwierdzenie i postulat zarazem: "Kościół naszym domem". Jakże się nie cieszyć z tego hasła i programu?
Kościół jest naszym domem przecież nie w znaczeniu zamkniętej twierdzy (My home is my castle), ale w rozumieniu ewangelicznym: "W domu Ojca mego jest mieszkań wiele" (J 14, 2).
Dom to miejsce bezpieczne. W domu można zrzucić maski, które nas chronią przed nie zawsze przyjaznym światem, dom to miejsce przyjmowania nas takimi, jacy jesteśmy, bo w domu przecież wszyscy się doskonale znamy. Dom to jedność w różności, co jest możliwe wtedy, kiedy synonimem słowa "dom" staje się "miłość". Dom to miejsce wolne od rywalizacji: sukces jednego z domowników to radość wszystkich w domu, klęska jednego to całego domu smutek.
Dom to miejsce solidarności: mając dom, nie zginiesz z głodu i zimna, nawet jeśli sobie w życiu nie radzisz. Dom, ten nasz ukochany, a czasem, niestety, tylko wymarzony, to miejsce promieniowania i przyciągania innych: do domu można przynieść zbłąkanego psiaka i go przygarnąć, można przyprowadzić zbłąkanego wędrowca, by się ogrzał. W domu nie są potrzebne biurokratyczne formalności, okazywanie zaświadczeń z notarialnie potwierdzonym podpisem, bo w domu kierujemy się zaufaniem. W domu w ogóle nie ma miejsca na hipokryzję, obłudę czy zakłamanie, bo w domu nie da się żyć inaczej niż w lepszej albo gorszej prawdzie.
Kościół-nasz dom to Kościół naszych marzeń. Omawiając ten program na 355. zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu biskupi słusznie położyli nacisk na wspólną, duchownych i świeckich, odpowiedzialność za ten dom. Odpowiedzialność, bo Kościół nie jest domem dziecka czy domem opieki, w którym dyrekcja ma wszystko na swojej głowie, a mieszkańcom (podopiecznym) mówi: słuchajcie nas i o nic się nie martwcie.
"Kościół naszym domem". Naszym - to jest czyim? "Naszym" nie znaczy księdza biskupa, proboszcza i kilku czy kilkudziesięciu parafialnych działaczy. Naszym to znaczy takim, w którym również nieśmiało chowający się za filarem anonimowy przechodzień będzie się czuł u siebie. Naszym to znaczy domem nas wszystkich, za których umarł Chrystus. Domem, przed którym nie będzie ochroniarzy i w którym nie będą się liczyły bogactwo, honory czy koneksje. Biada tym, którzy ten dom przemienią w jaskinię zbójców, jak to uczynili jerozolimscy kapłani, dodając do świątyni aneks o charakterze komercyjnym.
Zapamiętajmy więc życzenia i zadanie na Nowy Rok (kościelny)
2011-2012: mamy uczynić wszystko, aby nasz Kościół rzeczywiście się stał domem naszym, a raczej domem Ojca; domem, w którym jest mieszkań wiele.