Kościół jest tutaj

Argumenty mające świadczyć o "nadchodzącym tąpnięciu odnoszą się do tego, co dzieje się w Kościele rozumianym jako hierarchia, istniejącym gdzieś na zewnątrz nas, "maluczkich. Po Soborze to perspektywa nieaktualna i mało płodna.

18.08.2007

Czyta się kilka minut

Nie odczuwam wielkiego pragnienia wypowiadania się na temat stanu wiary czy Kościoła. Zostałem jednak "wywołany do tablicy", aby zabrać głos w dyskusji zainicjowanej artykułem Łukasza Musiała, w której wypowiadali się także Tomasz Węcławski i Beata Pokorska. Wraz z wymienionymi mam przyjemność współtworzyć Zespół Pracowni Pytań Granicznych UAM, przywoływany przez polemistów we wspomnianej dyskusji - szczególnie zaś przez ks. Andrzeja Dragułę, pytającego: "nie widać go (Kościoła żywego) z perspektywy Pracowni Pytań Granicznych?". Ponieważ z mojej perspektywy Kościół żywy widzę, to mogę, a może powinienem o nim napisać. Od razu jednak zastrzegam, że moje refleksje będą subiektywne, ponieważ uważam się za cząstkę Kościoła, która zasadnie może wypowiadać się o jego stanie tylko w odniesieniu do własnego życia.

Trzydzieści schodów

Kościół żywy widzę wyraźnie od dziewięciu lat, choć przez poprzednich kilkanaście go nie widziałem - nie chciałem dostrzec, zatopiony w ateizmie. Trwałem w nim, bo Kościół, jaki pamiętam z dzieciństwa, ten, który pokazywała rodzina, wydawał mi się pozbawiającym mnie wolności. Nie sądzę, aby w tym czasie aż tak wiele się zmieniło w polskim Kościele, choć wiele zmieniło się we mnie. Zbyt osobiste to jednak sprawy, aby o nich opowiadać. Gdzie odnalazłem Kościół żywy? Najpierw w duszpasterstwie akademickim, potem i przede wszystkim w neokatechumenacie, ale nie tylko i nie zawsze tam.

W swym nowym życiu chrześcijanina przeszedłem przez kilka parafii - w tym i przez takie, jakie opisuje Łukasz Musiał. Przez wielkomiejską, gdzie trudno było wytrzymać na Mszy. Przez "wielkoosiedlową", gdzie mogłem być na Mszy tylko wirtualnie, bo przed kościołem piętrzyło się 30 schodów, co mnie, osobę na wózku, skutecznie wykluczało z fizycznego uczestnictwa. Przez "parafię z tradycjami", otwartą na liturgię posoborową, gdzie mogłem odnaleźć wiarę, bo proboszcz czekał w konfesjonale dosłownie z otwartymi ramionami, kiedy z duszą na ramieniu szedłem do pierwszej po 18 latach spowiedzi. I w końcu jestem w parafii "peryferyjnej", przed 20 laty jeszcze wiejskiej, gdzie istnieje i wzrasta co niedzielę prawdziwy Kościół żywy. Dokonuje się tu zadziwiające scalenie w jedno zwartej wspólnoty dawnej parafii wiejskiej, społeczności akademickiej skupionej wokół campusu uniwersyteckiego oraz ludzi "nowoosiedlonych". Parafia, gdzie zamiast niedawnych kilku, jest ponad 50 ministrantów i gdzie na Mszach dla najmłodszych śpiewa chór dziecięcy. Gdzie podczas każdej procesji Bożego Ciała czuje się piękną i solidarną manifestację wiary. Gdzie każde kazanie skłania do refleksji i rachunku sumienia. Gdzie dorośli wracają do kościoła, bo ciągną ich do niego dzieci, które mogą na swojej Mszy podzielić się własnym świadectwem, ale też pobiegać z kolegą na ramionach, aby móc lepiej odczuć, że to Jezus niesie ich na swoich. Gdzie można iść do kościoła z piątką małych dzieci bez obaw, że się przeszkadza. I w końcu, gdzie na corocznych piknikach parafialnych wszyscy (dorośli, dzieci, staruszkowie, siostry i księża razem) tańczą poloneza na 500 par, prowadzeni przez zawodowego wodzireja.

Zbiorowe łatki

Jaki jest Kościół w Polsce z perspektywy tych czterech parafii? Czy można powiedzieć, że jest "jakiś"? Rozstrzygnąć, czy znajduje się w kryzysie, czy nie? Myślę, że mogę powiedzieć "tylko" o tym, jaki jest Kościół, który sam współtworzę i który widzę dokoła. Bo przecież Kościół jest nie gdzieś tam, na zewnątrz, lecz składa się też i z nas, świeckich, i z naszych indywidualnych spotkań z Bogiem. A świadectw tych spotkań, które zawsze inicjuje On, słyszę wiele i to nie z ust pogrążonych w dewocji staruszek (których modlitwa jest zresztą często cichym i ważnym wkładem w naszą wiarę). Widzę też silną "ufność w transcendencję", bo cóż innego pozwala młodym ludziom na zaczynanie życia zgodnego z Ewangelią w świecie, w którym tak łatwo poddać się logice pieniądza i egoizmu? A w swoim życiu widzę wewnętrzną wolność, jaką daje chrześcijaństwo i jakoś dziwnie spokojny jestem, że obojętnie jak świat na nią patrzy i jaki rządzi premier, jakie skandale obyczajowe obserwujemy lub powodujemy, i w jakim stylu ten lub inny biskup odniesie się do swej przeszłości, doświadczenie tej wolności będzie przyciągać do Boga.

Jeśli Kościół miałby być w kryzysie, to znaczy, że ja jestem w kryzysie, że nie otwieram się na źródło wiary, bo np. sądzę innych, nie mając żadnych ku temu danych, po to tylko, aby utwierdzić się w swej tożsamości. Bo takiego utwierdzania się jako rodzaju psychoterapii (tu aluzja do tekstu Jarosława Dudycza) dopatrzyć się można szybciej nie w jedną noc na Lednicy, ale na co dzień w ludziach mających potrzebę potępiania tych, którzy oddalają się lub odwracają od Kościoła. Potępienia tylko dlatego, aby nie narazić swej wiary na odrobinę niepewności z powodu tego, że inni wybierają inaczej. Nie czuję potrzeby takich postaw wobec osób z mojego otoczenia ani też potrzeby przypinania "zbiorowych łatek". Może dlatego, że całe moje życie to przekraczanie barier i ciągłe niedopasowanie?

Ale tego typu fundamentalno-tożsamościowe postawy są powszechne zarówno wewnątrz Kościoła, jak może nawet częściej wśród tych, którzy go nie lubią. Zatem nie jest to dla mnie argument przeciw ludziom Kościoła. Rezultat takich postaw obserwuję ostatnio na sobie, nie bez rozbawienia, kiedy słyszę, że "z Pracowni żywego Kościoła nie widać", choć sam go czuję tak blisko.

Nie przestaję czekać

Sądzę, że nie warto przyporządkowywać kogoś do pewnej grupy tylko na podstawie tego, że jest w jakiejś placówce naukowej lub wspólnocie religijnej z kimś, kto myśli inaczej. Tak samo niespecjalnie warto orzekać o tym, czy polski Kościół jest w kryzysie na podstawie kilku subiektywnych przesłanek. Zauważmy, że wszystkie argumenty podane przez Łukasza Musiała, a mające świadczyć rzekomo o "nadchodzącym tąpnięciu", odnoszą się do tego, co dzieje się w Kościele rozumianym jako hierarchia, istniejącym gdzieś na zewnątrz nas, "maluczkich". W Kościele posoborowym to perspektywa nieaktualna i mało płodna. A diagnoza o "masowym porzucaniu głębokiej ufności w transcendencję przy jednoczesnym trzymaniu się jej zrytualizowanych pozorów" może okazać się zwodnicza, bo tylko z perspektywy nowoczesnego człowieka trzymanie się rytuału stoi w sprzeczności z głęboką ufnością w transcendencję. Czy można przeprowadzić dowód, że uwielbienie dla Papieża-Polaka i rozmaite formy jego kultu, nawet te najbardziej medialne, świadczą o uwiądzie polskiej religijności? Czy trwający od stuleci kult licznych świętych nie jest kultem ich wizerunków? I czy to nie Jan Paweł II wynosił na ołtarze setki nowych świętych, uważając, że ich kult będzie ożywiał wiarę? Czy nie tkwi w nas jeszcze pamięć tego tygodnia, gdy Papież umierał, i czy to, co czuło się wówczas, a co tak trudno nazwać, nie jest świadectwem, że otwarci jesteśmy na Boga?

Zarówno jednak głos Łukasza Musiała, jak wszystkie następujące po nim w debacie "Tygodnika", niezależnie od perspektyw z jakich były pisane, odbieram jako wyraz zatroskania o los naszej wiary i jej fundamenty. Już w tym sensie świadczą one, że nie jest to dla nas kwestia obojętna. Że nawet jeśli odwracamy się od Niego na chwilę, oglądamy się zaraz z niepokojem, czy aby nie przestał na nas czekać.

Bartosz Korzeniewski (ur. 1973) jest doktorem filozofii, kulturoznawcą zajmującym się zagadnieniem pamięci zbiorowej i członkiem Zespołu Pracowni Pytań Granicznych UAM.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2007