Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kilka razy zamierzałem napisać w sprawie komunii św. na rękę – zawsze jednak coś mi przeszkadzało. Tym razem skutecznie zachęcili mnie czytelnicy „TP”, którzy od kilku tygodni – zainspirowani listem p. Urszuli Adamczyk – zabierali głos w tej sprawie. Potwierdzam fakty podawane w listach. Szczególnie potwierdzam odruch zdziwienia (niechęci?) księży lub szafarzy, by położyć Przenajświętszy Sakrament na rękę przystępującego do komunii. Wynika to, jak się domyślam, z niejednoznaczności komunikatów hierarchii kościelnej. Najpierw, kilka lat temu, w ogólnopolskim liście pasterskim dopuszczone zostały obie formy przyjmowania tego Sakramentu. Nieco później lokalni biskupi zalecili formę doustną, na klęczkach – jako wyraz tradycji i szczególnej czci dla Najświętszego Ciała Chrystusa. O dopuszczalności przyjęcia tego Sakramentu na rękę napomknęli w końcowym akapicie listu pasterskiego, w zdawkowej formie.
Co z tego wynika? Bywa oto, że ksiądz udzielający komunii dotyka palcami oślinionych warg chorego na katar, grypę, opryszczkę, grzybicę jamy ustnej (kandydozę) itd. Potem, tymi samymi palcami, podaje opłatek innemu wiernemu, znów dotykając jego warg i rozpowszechniając patogeny! Wystarczy 200 szt. wirusów – np. AH1N1 zawartych w śladzie śliny – by zainfekować innego człowieka. Gdy znajdziemy się na Zachodzie, np. w Watykanie, widzimy, że zdecydowana większość katolików przyjmuje Komunię św. na rękę. Bo Chrystus do Apostołów, przy Ostatniej Wieczerzy, powiedział: „Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje…”, a nie: „Otwierajcie usta, a ktoś inny mnie w nie włoży…”. Chyba najwyższy czas, by także polscy katolicy mogli Chrystusa przyjmować w zgodzie z intencją Zbawiciela, a przy tym bez zagrożenia, że przy tej czcigodnej okazji zarażą się jakąś chorobą.