Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Protest zaczyna się i kończy zgodnie z rozkładem, jest dobrze zorganizowany, zazwyczaj przebiega bez zakłóceń. Strajk ostrzegawczy przeprowadzony w ubiegłym tygodniu również miał taki przebieg.
Błędem byłoby jednak sprowadzanie go wyłącznie do walki o utrzymanie ulg w przejazdach dla kolejarzy, ich rodzin oraz emerytowanych pracowników spółek. Szeregowy polski kolejarz trawiony jest głęboką frustracją i trzeba przyznać, że ta frustracja ma równie głębokie uzasadnienie. Fatalna efektywność w wydawaniu unijnych pieniędzy na modernizację nie jest winą maszynisty ani konduktora, podobnie jak opóźnienia w remontach, upadłości kolejowych wykonawców czy nieprzyzwoicie wysokie zarobki władz spółki. Kolej, która w tranzytowym kraju, jakim jest Polska, mogłaby być panaceum na wiele bolączek społecznych – choćby zapchane TIR-ami drogi – nadal kojarzy się z balastem i zacofaniem. To oczywiście nie jest cała prawda. Po latach zastoju odżyły polskie spółki produkujące tabor kolejowy, z trudem, ale ruszają duże prace remontowe. Generalny obraz nadal jednak przygnębia.
Kolejarze muszą pogodzić się z faktem, że przynajmniej z części ulg będą musieli zrezygnować. Przyszłoby to im z pewnością łatwiej, gdyby wiedzieli, że podobne ciężary biorą na siebie ich przełożeni, a PKP nie odjeżdża w siną dal, tylko w kierunku nowoczesności.