Kogo pominięto?

Czy w ostatnim dwudziestoleciu przeoczyliśmy jakichś wybitnych artystów?

Artyści pomijani, artyści niedoceniani

Jakub Banasiak:

To trudne pytanie, a być może źle postawione. Bo czy hipotetyczny "zapomniany artysta" został pominięty ze względu na niedostatki talentu, czy np. dlatego, że w danym okresie panował pewien dominujący nurt, do którego ten nie pasował? Artysta odpowie zapewne, że chodziło o to drugie, krytyk - już niekoniecznie...

Więc może nie tyle zapomniani, co odkryci zbyt późno - a często później niż poza Polską. Do głowy przychodzą mi Piotr Janas i Norman Leto. Pierwszy egzystuje właściwie na zewnątrz środowiska artystycznego. Może sobie na to pozwolić, bo reprezentuje go Fundacja Galerii Foksal, co wszelako nie usprawiedliwia intelektualnego lenistwa rodzimych krytyków i kuratorów. Dość powiedzieć, że Janas to artysta, którego twórczości próżno szukać w monumentalnym dziele "Nowe zjawiska w sztuce polskiej po 2000 r.". Warto spojrzeć na ten brak jako na znamienne wyparcie: surrealizujące malarstwo Janasa nie pasowało do polskiej sztuki, która po 1989 r. była w ten czy inny sposób realistyczna, opisywała rzeczywistość bądź jej medialne emanacje. Być może dopiero teraz nadszedł czas dla takiego malarstwa.

Podobny jest przypadek urodzonego w 1980 r. Normana Leto. To artysta, który wymyka się dominującym obecnym nurtom polskiej sztuki: nie jest "zmęczony rzeczywistością", nie jest też "Penerem". Za to, co niespotykane, tworzy w przestrzeni wirtualnej. Jego realizacje nie są jednak "net-artem", to raczej wirtualnie rzeźbione przestrzenie, za którymi stoją przejmujące historie opowiadane przez kogoś w rodzaju Houellebecqowskiego everymana. Tyle że z większym poczuciem humoru i o 20 lat młodszego. Również tryb pracy Leto jest niecodzienny, bo zdeterminowany (nigdy dość dużą) mocą przerobową twardych dysków. Wszystko to powoduje, że prac Leto nie pokazuje się wcale bądź pokazuje niejako "z rozpędu", bez dostatecznego namysłu nad ich sensem. A czas leci...

Jakub Banasiak (ur. 1980 r.) jest krytykiem sztuki, publikuje w "Obiegu" i w "Dzienniku". Prowadzi blog www.krytykant.blogspot.com.

Sztuka polska jest obecnie doceniana jak nigdy

Joanna Mytkowska:

Przed artystami młodego pokolenia otworzyły się niedostępne jeszcze niedawno możliwości uczestnictwa w globalnym świecie sztuki z jego wszystkimi przywilejami i pułapkami. Artyści średniego i starszego pokolenia często przeżywają renesans swojej twórczości, mogąc się skonfrontować z nowymi wyzwaniami. Trwa intensywne nadrabianie zaległości w pracach nad archiwami i interpretacją ich prac. Nawet artyści historyczni doczekali się dużych, często organizowanych przez międzynarodowe instytucje sztuki, retrospektyw, czego przykładem może być wystawa Edwarda Krasińskiego w Generli w Wiedniu czy Tadeusza Kantora w Migros Museum w Zurychu. Artyści bez dzieła, swoiste artystyczne legendy, jak np.: Krzysztof Niemczyk czy Paweł Freisler, stali się przedmiotem badań. Życie artystyczne w Polsce uległo radykalnej zmianie, intensyfikacji, profesjonalizacji, zostało umiędzynarodowione, a polska sztuka budzi zainteresowanie na świecie.

Za to szukanie niedocenionych stało się swoistą strategią kuratorską. Historia jest wielkim koszykiem, z którego każdy może wyciągnąć, co mu się podoba, i swobodnie to zinterpretować. Zwykle robi się to zresztą po to, aby sprostać jakiemuś doraźnemu palącemu deficytowi. Dlatego ważniejsze wydaje mi się zagadnienie, jak i dlaczego się to robi i jakie stawia się określonemu historycznemu zjawisku pytanie.

Oczywiście nie zmienia to faktu, że jednym zjawiskom poświęca się więcej uwagi niż innym. Przez ostatnie dziesięciolecie dominowała tradycja sztuki konceptualnej, z zanikaniem obiektu sztuki i działaniami efemerycznymi, dlatego że to było ważne dla współczesnych działań artystycznych i pozwalało mówić o sztuce językiem międzynarodowym.

Dlatego obecnie może się wydawać niedocenioną dekada lat 80., z jej uwikłaniem w bardzo lokalną sytuację. A być może wydaje mi się tak dlatego, że ku własnemu zaskoczeniu, sama zaczynam się tym interesować? ?h

Joanna Mytkowska (ur. 1970 r.) jest dyrektorem Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

"Odkrywanie" zapomnianych artystów stało się dziś niemal trendem

Karol Sienkiewicz:

Dotyczy to zwłaszcza artystów łączonych z neoawangardą, tworzących w latach 60. i 70. Odkryć dokonuje się na łamach czasopism o sztuce (np. "Piktogram") i w instytucjach wystawienniczych. Czasami na siłę stara się wylansować jakieś nazwisko, próbując włączyć je do mniej lub bardziej sprecyzowanego kanonu, są to często próby nieudane, jak w przypadku wystawy Aliny Ślesińskiej w Zachęcie sprzed roku. Czy zatem mimo wszechobecnej nadprodukcji artystycznej coś umyka czujnemu spojrzeniu krytyków i kuratorów dzisiaj?

By odpowiedzieć na to pytanie, należy najpierw przyjrzeć się mechanizmom karier artystycznych oraz wyznacznikom obecności w świecie sztuki. Popularnością w dalszym ciągu cieszą się przymiotniki "nowy" i "młody". Z drugiej strony od artystów oczekuje się spektakularnego sukcesu, którego wzorcem stała się kariera Wilhelma Sasnala. Chociaż czasami szufladki "młody artysta" używa się nawet wobec czterdziestolatków, w rzeczywistości istnieje silna presja, by jak najszybciej zaistnieć i osiągnąć silną pozycję w hierarchii. Jest to presja czasu, by zdążyć, zanim będzie za późno. Jeśli nie wejdzie się do obiegu tuż po ukończeniu akademii, szanse na to później są raczej znikome. Takie poczucie mogą mieć młodzi artyści, którzy nie znaleźli się na pokoleniowych przeglądach zorganizowanych w ubiegłym roku przez Centrum Sztuki Współczesnej ("Establishment") oraz Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie ("Nie ma sorry").

Można odnieść wrażenie, że kuratorzy posługują się pewnym zestawem artystów i rzadko czynią odstępstwa. Im dalej od obowiązujących trendów, tym trudniej. Niekoniecznie mam tu na myśli artystów nieobecnych, lecz raczej tych dostrzeżonych czy tych, których postawa nie została dostatecznie "skonsumowana" przez instytucje zajmujące się sztuką współczesną. Wolę uniknąć stygmatyzacji kogokolwiek etykietą "artysty niedocenionego". Na pewno należałoby unikać tworzenia kanonu artystów współczesności lub przynajmniej na bieżąco go aktualizować. ?h

Karol Sienkiewicz (ur. 1980 r.) jest historykiem i krytykiem sztuki, redagował poświęcony jej internetowy magazyn www.sekcja.org.

Przykład pozostawania na marginesie to Grzegorz Sztwiertnia

Andrzej Szczerski:

Nie jest to postać nieznana, pisze o nim krytyka, wystawia regularnie w ważnych galeriach w kraju, prowadzi pracownię na ASP w Krakowie. W przypadku Sztwiertni "nieobecność" to raczej nierozpoznanie jego znaczenia dla sztuki polskiej po 1989 r., kiedy to wraz z innymi artystami zaczął zadawać kluczowe pytania o sztukę i kulturę współczesną. Sztwiertnia posługiwał się jednak językiem, który nie nadawał się do łatwego tłumaczenia na pojęcia zaczerpnięte z zakresu nauk społecznych czy odnoszące się do aktualnej sytuacji politycznej w Polsce, które zdominowały krytykę od połowy lat 90.

Prace Sztwiertni bynajmniej nie uciekały w solipsyzm. W jego działaniach odnaleźć można m.in. refleksję nad "wielkimi narracjami" XX wieku, opisywanymi z perspektywy awangardowych utopii, a nie ich aktualnej politycznej recepcji. Sztwiertnia analizuje też niedoskonałą ludzką cielesność, nie tyle w kontekście "ciała i władzy", ale jako wizerunek podmiotowości współczesnego człowieka. W nowych filmach, inspirowanych twórczością Grotowskiego, stawiane jest niepopularne pytanie o dzisiejsze znaczenie mitów romantycznych.

Mimo że artysta używa różnych technik, w jego pracach dominuje myślenie malarskie, zauważalne w ich wizualnym wyrafinowaniu oraz w nawiązaniach do XX-wiecznej "historii widzenia". Dzięki temu myślenie to dalekie jest od ewidentnego przekazu licznych prac, tworzonych z myślą o wywołaniu gwałtownej reakcji tu i teraz. Analizując twórczość Grzegorza Sztwiertni, możemy więc docenić, że istnieje inny sposób mówienia o kulturze współczesnej niż ten dominujący w polskim środowisku artystycznym i w kształtującej się właśnie historii sztuki polskiej po 1989 r. Sztwiertnia wypracował swój oryginalny język wypowiedzi, co z jednej strony oznacza, że nie mieści się w aktualnie obowiązujących hierarchiach, z drugiej daje mu wolność prowadzenia dalszych eksperymentów, nieograniczonych koniecznością bycia rozpoznawalną marką i reprezentantem określonej tendencji. ?h

Andrzej Szczerski (ur. 1971 r.) jest wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego, opublikował m.in. książkę "Wzorce tożsamości. Recepcja sztuki brytyjskiej w Europie Środkowej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2009