Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Grafik Andrzej Heidrich to zdaje się najbardziej popularny w Polsce artysta. Żaden inny przedstawiciel sztuk wizualnych nie może się przecież pochwalić tym, że na jego prace patrzą codziennie miliony Polaków. I to aż od połowy lat 70. Warto bowiem przypomnieć, że 90-letni Heidrich był autorem zarówno projektu graficznego starych polskich pieniędzy (tych sprzed denominacji), jak i nowej serii „Władcy Polski”, którą posługujemy się dziś.
Zaczęło się od Kościuszki o nominale 500 złotych. Potem był Ludwik Waryński (czerwona setka), 50 złotych z Karolem Świerczewskim i 1000 złotych z Kopernikiem. Mało kto wie, że gdy pod koniec lat 80. przyspieszyła inflacja, NBP zamówił u Heidricha nową serię zdenominowanych banknotów. Dobór postaci to również rzut oka w zmieniające się wówczas szybko polityczno-historyczne preferencje decydentów późnej komuny. Heidrich przygotował wtedy dwa warianty: pisarski (Sienkiewicz, Reymont), który został nawet częściowo zrealizowany. Drugi był jeszcze ciekawszy, bo przedstawiał polityków. Układ był następujący: „najtańszy”, z nominałem 10 złotych, to przywódca międzywojennego ruchu ludowego Wincenty Witos. Dwudziestka z przedwojennym socjalistą Ignacym Daszyńskim. 50 złotych z sanacyjnym prezydentem Warszawy Stefanem Starzyńskim. I wreszcie setka z gen. Władysławem Sikorskim. Wszystko to symbolizowało rozpoczęty już w latach 70. bardziej wyluzowany stosunek do II RP. Całości nie wieńczył jednak jeszcze marszałek Piłsudski. On zdominuje historyczną wyobraźnię dopiero po roku 1990. W projekcie Heidricha najwyższym nominałem (1000 złotych) miał być jednak „niebieski” Władysław Gomułka.
Ostatecznie serii nie zrealizowano. Zamiast tego Heidrich dorysował wysokie nominały. 500 tys. z Sienkiewiczem, milion z Reymontem i dwa miliony z Paderewskim. A one nie zdążyły się nawet Polakom dobrze zapisać w pamięci, bo 1 stycznia 1995 roku zaczęto je zastępować krótszą o cztery zera serią z królami. Także autorstwa Heidricha. Od tamtej pory posługujemy się „władcami Polski”: Mieszkiem, Chrobrym, Jagiełłą i Zygmuntem Starym. A od niedawna także pięćsetką z Janem III Sobieskim.
POLECAMY: „Woś się jeży” – autorski cykl Rafała Wosia co czwartek na stronie „TP” >>>
Czy czegoś (lub kogoś) tu Państwu nie brakuje? Owszem! Nawet na PRL-owskich pieniądzach dominowali mężczyźni. Wyjątkiem była Maria Skłodowska-Curie na nominale 20 tys. starych złotych. A żarty w stylu „Kopernik była kobietą” niczego tu nie zmieniają. Po roku 1995 nie ma nawet tego. Co gorsza, zmienił się nawet skład klasowych bohaterów polskich banknotów. Na wczesnych PRL-owskich pieniądzach (tych jeszcze sprzed czasów Heidricha) istniała płciowa i klasowa różnorodność. Stuzłotówkę zdobiła na przykład rolniczka. A 500 złotych kobieta z wiosłem oraz kotwicą. W III RP będą już tylko wąsaci mężczyźni. I to na dodatek reprezentanci jednej klasy społecznej, czyli szlachty. Takich czasów dożyliśmy.
Czy ma to jakiekolewiek znaczenie? Praktycznego pewnie nie. Banknot to banknot, tyle. Jeśli jednak założyć, że banknoty są odzwierciedleniem narodowego panteonu, to ewolucja jest naprawdę zastanawiająca. I nie jest tak, że przyniosły ją ostatnie lata rządów PiS. Pod tym względem III RP jest na tle reszty świata naprawdę niesamowicie maczystowska. Nie mówię już o obszarze dawnego commonwealthu, gdzie wciąż dominuje królowa Elżbieta II. Na 200 hrywnach widnieje poetka Łesia Ukrainka. Na 50 frankach szwajcarskich malarka i rzeźbiarka Sophie Taeuber-Arp. Greta Garbo jest na banknocie 100 koron szwedzkich. Koreańczycy mają poetkę Shin Saimdang. Turcy pisarkę Fatmę Aliye Topuz. Nowozelandczycy sufrażystkę Kate Sheppard. Mieszkańcy Republiki Dominikany pedagożkę Salomé Ureñię. I tak dalej. A u nas propozycja banknotu z Konopnicką wywołała wyłącznie salwy śmiechu i wymowne stukanie się w czoło. Smutne, nieprawdaż?
CZYTAJ TAKŻE
Andrzej Heidrich, grafik i twórca projektów polskich banknotów: Na banknotach nie można posługiwać się żadnym istniejącym wzorem pisma. Litery piszę pędzlem, żeby fałszerz nie mógł wykorzystać kroju z komputera.