Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O działalności klubów „Tygodnika Powszechnego” systematycznie informujemy na tych łamach, widzę jednak potrzebę nieco szerszej ich prezentacji.
Wszystkie, które powstały od 2008 r. – jest ich już jedenaście – i które nadal powstają, są dziełem inicjatywy oddolnej naszych czytelników, nie redakcji. Oni sami, rozproszeni i sobie nieznani, odkryli potrzebę spotkania i wymiany myśli z ludźmi myślącymi podobnie. Daje do myślenia to, że ten ruch klubowy pojawił się w ostatnich latach.
Być może wpłynął na to klimat, jaki został wytworzony wokół „Tygodnika”, przyprawiana mu opinia pisma niebezpiecznego, liberalnego, jeśli nie wręcz heretyckiego. Kiedy wierni słyszą w swoim kościele parafialnym zachętę do nabywania i czytania sprzedawanej tam prasy katolickiej, na ogół odkrywają, że wśród proponowanych czasopism nie uświadczysz „Tygodnika Powszechnego”. Pytanie o „Tygodnik”, a nawet samo przywołanie tego tytułu zwykle wywołuje na twarzach przewielebnych nieprzyjemny grymas. Wysocy specjaliści od moralnych ocen, zarzekając się, że „Tygodnika” nie czytają, publicznie odsądzają go od czci i wiary, a „prawdziwi katolicy” pilnie wyszukują w nim faktycznych czy domniemanych potknięć, kwestionując katolickość pisma. Jak się czuje nasz czytelnik, gdy słyszy kąśliwe uwagi o swoich ulubionych autorach (ks. Tischner, abp Życiński, bp Pieronek, ks. Prusak, o. Wiśniewski...) – i to nie z ust wrogów Kościoła? W tej atmosferze niejeden pyta, czy to ten sam Kościół. To poczucie pogłębia konstatacja, jakie opcje polityczne zdają się dominować w kościelnym dyskursie.
Podobne wątpliwości budzą płynące z hierarchicznych wyżyn pochwały Radia Maryja, Telewizji „Trwam”, „Naszego Dziennika”, ukazywanych jako idealny model katolickich środków przekazu. Podobnie czują się także ci, dla których problemy TV Trwam z miejscem na cyfrowym multipleksie nie jawią się jako prześladowanie Kościoła, dla których udział w manifestacjach organizowanych w tej sprawie w żaden sposób nie jest decydującym kryterium należenia do Kościoła ani wyznaniem wiary, a często nawet wprost przeciwnie. Jako ludzie wierzący czy poszukujący, którym bliska jest filozofia ks. Tischnera, którzy rozumieją katechezy bp. Rysia i o. Oszajcy, którzy lubią felietony Marka Zająca i teologiczne poszukiwania Piotra Sikory, których duchowo wzbogaca lektura „żydowskich homilii” Pawła Śpiewaka, którzy nie chcą się zamykać w religijnym getcie i cenią poważne materiały dotyczące spraw politycznych, kultury, sztuki i literatury, którzy uczestniczą w organizowaniu z „Tygodnikiem” „Lekcji czytania” – zadają sobie pytanie, czy znaleźli się już na peryferiach polskiej wersji katolicyzmu. Kluby „Tygodnika” są więc miejscem spotkania i nadziei, że Kościół nie przestanie być podobny do arki Noego, w której znajdowało się „każdego zwierza po parze” (o czym przed laty, na pogrzebie Stefana Kisielewskiego, mówił nieodżałowany ks. Janusz Pasierb).
Jednak kluby nie powstają – to kolejna cecha – z potrzeby sprzeciwu. Ani przeciwko biskupom i księżom (niektóre mają opiekunów-księży), ani przeciwko Radiu Maryja, ani przeciw tym, którzy nie kochają „Tygodnika Powszechnego”. Klubowiczów – jak zauważyłem – wewnątrzkościelne spory niezbyt emocjonują. Dominuje szukanie odpowiedzi na trudne pytania, ciekawość świata i życzliwość wobec ludzi.
Każdy klub powstaje i funkcjonuje samodzielnie. Każdy jest odpowiedzią na potrzeby określonego środowiska. Rozmowy w klubie krakowskim koncentrują się na innych sprawach niż rozmowy w klubie berlińskim. Dwa razy w roku na wspólne spotkanie zapraszamy wszystkich, członków klubów i przyjaciół „Tygodnika”: na wiosenne rekolekcje i na spotkanie-debatę.
Słyszę czasem, że „Tygodnik” jest pismem peryferii, bo adresowany jest przede wszystkim do osób z peryferii Kościoła, lub żyjących zgoła poza nim. Warto więc usłyszeć papieża Franciszka, który uparcie wraca do tematu peryferii, przekonany, że tam, na peryferiach (oczywiście, nie tylko w sensie materialnym), jest miejsce chrześcijan i Kościoła.
Kto wie, czy przyszłość, także Kościoła, nie nadchodzi właśnie z peryferii?