Kilka Słowacji

ANDREJ BÁN, dziennikarz i fotoreporter: Słowaccy konserwatyści i liberałowie są sobie bliżsi, niż myślą, a ich prawdziwym przeciwnikiem są neofaszyści. To ich się najbardziej boję.

09.03.2020

Czyta się kilka minut

 / BORIS NEMETH
/ BORIS NEMETH

PATRYCJA BUKALSKA: W ubiegłym roku, kiedy wybory prezydenckie wygrała Zuzana Čaputová, światowe media zachłysnęły się wizją Słowacji zmierzającej w progresywnym, liberalnym kierunku. Wybory parlamentarne miały to potwierdzić. Tymczasem Postępowa Słowacja, partia Čaputovej, nie dostała się do parlamentu. W swojej książce, „Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji”, Pan również kreśli portret kraju w nieco ciemniejszych barwach.

ANDREJ BÁN: Przede wszystkim muszę podkreślić, że jestem krytyczny wobec Słowacji nie dlatego, że jej nie lubię, ale właśnie dlatego, że ją lubię. Jako fotoreporter wojenny przez 30 lat relacjonowałem wojny i konflikty na Bałkanach, w Pakistanie, Afganistanie czy Iraku. To, co się tam działo, mogę porównać do mojego kraju.

Moja matka urodziła się w małej wsi w środkowej Słowacji, Čierny Balog – w czasie wojny wybuchło tu powstanie przeciwko nazistom, a teraz ludzie głosują na neonazistowską partię Mariana Kotleby. To pewien paradoks, że część społeczeństwa głosuje na ekstremistów i neofaszystów, a część na Zuzanę Čaputovą. Mogę opisać, co widzę jako reporter. Przez ostatnich 30 lat zjeździłem Słowację wzdłuż i wszerz, niejednokrotnie wracałem do pewnych miejsc po latach. Dlatego to nie tylko „książka drogi”, podróż od wschodniej do zachodniej granicy kraju, ale i podróż w czasie. Patrzę na Słowację krytycznie, lecz bywa też ona dla mnie jak Bałkany z filmów Kusturicy – mieszanką smutku, absurdu i ironii.

A jednak ten osobisty obraz pokrywa się z naukowymi analizami po wyborach, z których płynie wniosek, że o wyniku zadecydowała prowincja, a nie „bratysławska bańka”. W swojej książce pisze Pan zresztą, że „nie istnieje jedna Słowacja, ale dwie, trzy, a może nawet cztery”.

Jest wschodnia część kraju, gdzie ludzie żyją w kiepskich warunkach, nie ma też autostrady łączącej ją ze stolicą. W 2018 r. po śmierci Jána Kuciaka i Martiny Kušnírovej pojechałem do Michalov­ców. W swoim ostatnim, niedokończonym artykule Kuciak opisywał działającą na wschodzie włoską mafię i jej bliskie związki z partią Smer. Przyjechałem tydzień po morderstwie. Poprosiłem przyjaciół, by zorganizowali mi kilka spotkań z ludźmi stamtąd. Miałem na myśli małe, dyskretne spotkania. Przyjaciele zaś zorganizowali spotkanie ze mną, na które przyszło mnóstwo ludzi.

Wyjaśnili mi jednak, że to nie Włosi są problemem. Tak, mają ferrari, palą cygara, ale nie zabijają. Okazało się, że najsilniejsza jest „Grófka” [„Hrabina” – red.], czyli Ľubica Rošková, była posłanka Smeru. Nigdy o niej nie słyszałem, a okazało się, że to ona rządzi na wschodzie. Jeden jej krewny jest prokuratorem, drugi ma wysokie stanowisko w policji, trzeci jest sędzią. W takich rejonach jak Michalovce Smer w poprzednich wyborach miał ponad 40 proc. poparcia.

A teraz? W wyborach w lutym?

Ciągle sporo – powyżej 30 proc. To, co napisałem o wschodniej Słowacji w książce, było dla wielu ludzi szokiem. Nikt nie opisywał wcześniej np. konfliktów z rolnikami [chodzi o nieprawidłowości w korzystaniu z dotacji unijnych i przemoc wobec rolników – red.].

Dlaczego o tym nie pisano?

Nie wiem. Może miejscowi dziennikarze po prostu się bali. Bali się, bo Ľubica Rošková i inni byli bardzo wpływowymi ludźmi.

Śmierć Jána Kuciaka i jego narzeczonej, sprzeciw wobec korupcji i niejasnych powiązań polityki, biznesu i świata przestępczego – spodziewano się, że właśnie te kwestie zadecydują o wyniku wyborów. I może tak się stało, bo wygrała partia OĽaNO, która postuluje właśnie walkę z korupcją. Jednak w pewnym momencie kampanii na pierwszy plan wysunął się problem rosnącego poparcia dla neofaszystów.

Wcześniej pytała pani o kilka Słowacji… Tak. Istnieją trzy Słowacje. Jedna z nich to właśnie ta neofaszystowska.

A pierwsza to Bratysława? Ta postępowa „bańka”?

Nie tylko, także inne większe miasta to Słowacja liberalna i prozachodnia. Druga to miasteczka i wsie, Słowacja raczej konserwatywna. Trzecia to właśnie ta neofaszystowska.

Przed poprzednimi wyborami w 2016 r. byłem zaskoczony, jak wielu mężczyzn deklarowało poparcie dla Kotleby. Przeczuwałem, że choć w sondażach mieli ­2–3 proc., mogą wejść do parlamentu. Napisałem artykuł o tym, że w powyborczy poranek obudzimy się z faszystami w parlamencie.

I miał Pan rację.

Ważne, żeby zrozumieć, skąd bierze się to poparcie, kto na nich głosował. Kotleba nie jest jak skinheadzi w latach 90., zwraca się do ludzi rozczarowanych, złych na system. To ten sam trend, który wyniósł do władzy Trumpa w USA. Dziennikarze mogą być tym zaskoczeni, ale to dlatego, że nie rozmawiają z ludźmi w terenie.

A Pan rozmawia. I nawet więcej – założył Pan organizację Zapomniana Słowacja, której zadaniem są debaty w miejscach, gdzie neofaszyści mają poparcie,

Po tym, jak w 2016 r. napisałem artykuł o faszystach w parlamencie, odezwał się do mnie architekt Michal Karako. „Trzeba coś zrobić” – napisał. Postanowiliśmy po prostu pojechać tam, gdzie Kotleba miał poparcie powyżej 10 proc., i rozmawiać. To było ponad 20 miejscowości. Na spotkania przychodzili też oczywiście zwolennicy Kotleby.

Pamiętam szczególnie jedno – w Kieżmarku. Przyszło na nie kilkudziesięciu kotlebowców, w zielonych podkoszulkach z logo partii. Usiedli w pierwszych rzędach. Powiedziałem, że wszyscy mogą dyskutować, ale są zasady: możemy się nie zgadzać, ale nie ma tu miejsca na agresję. Wyjaśniłem też, dlaczego uważam ich za faszystów – to mogło wywołać konflikt, ale nie wywołało. Spotkanie było jednak ważne z innego powodu. Wśród obecnych znalazł się chłopak, który kiedyś był przyjacielem ważnej postaci ruchu Kotleby – Milana Mazurka, również obecnego na spotkaniu. Ten chłopak powiedział do niego: „Popatrz mi w oczy. Jako chłopcy razem hajlowaliśmy. Ja myślę, że to było głupie i przepraszam za to. A ty?”.

Mazurek się zdenerwował, ale ja byłem pozytywnie zaskoczony – oto ktoś potrafił skonfrontować się z neofaszystą, powiedzieć: byliśmy przyjaciółmi, teraz wstydzę się tego, co robiliśmy. To był punkt zwrotny tych spotkań.

Po tych bezpośrednich rozmowach, jak Pan sądzi – kim są zwolennicy Kotleby i jego Partii Ludowej Nasza Słowacja (L’SNS)?

Główną grupą – od 8 do 12 proc. – są neofaszyści, nie mam co do tego wątpliwości. Druga grupa to ludzie w wieku 20–25 lat, którym Kotleba daje poczucie przynależności. Partia to dla nich wspólnota, kwestia tożsamości. Mają te same koszule, flagi. Żadna inna partia na Słowacji nie oferuje młodym mężczyznom tego rodzaju wspólnoty. W tej grupie wiekowej aż jedna czwarta deklaruje poparcie dla Kotleby.

Trzecia grupa zwolenników to ludzie po trzydziestce, często dobrze wykształceni. L’SNS stała się akceptowaną partią mainstreamową. Największym błędem, jaki popełniono, było dopuszczenie do tego, że w ogóle powstała.

O neofaszystach pisano w kontekście wyborów sporo, tymczasem inna kwestia przeszła niemal niezauważona. W tym parlamencie po raz pierwszy nie będzie reprezentacji mniejszości węgierskiej. Jak to się stało?

Kilkanaście lat temu mniejszość węgierska na Słowacji stanowiła 10 proc. populacji. Teraz jest to już mniej, a powodem jest postępująca asymilacja. Po drugie, partia Most-Híd Béli Bugára była częścią koalicji rządzącej ze Smerem i straciła w ten sposób wiarygodność. Po trzecie, istnieje pozaparlamentarna Partia Węgierskiej Koalicji (SMK), która konkuruje z Most-Híd o węgierskiego wyborcę. Jeśli Węgrzy to dziś ok. 8 proc. populacji, a ich głosy się podzielą na dwie partie, to żadna nie wejdzie do parlamentu. Wielka szkoda, bo w ciągu ostatnich 30 lat Węgrzy na Słowacji zawsze byli siłą prozachodnią, demokratyczną.

Ale w latach 90., za niesławnego premiera Vladimíra Mečiara, byli „wrogiem numer jeden”. Teraz nie ma już tych napięć.

To zmieniło się w 2015 r., w czasie kryzysu uchodźczego. Węgry zamknęły wtedy granicę z Serbią, a Viktor Orbán przyjął pozycję obrońcy cywilizacji chrześcijańskiej. Miał poparcie innych państw wyszehradzkich. Tak Orbán został bohaterem dla wielu słowackich polityków, a relacje słowacko-węgierskie są znacznie lepsze niż kiedyś.

Wtedy kryzys uchodźczy został też wykorzystany politycznie – by wzbudzać wśród obywateli strach przed „obcym”. Kiedy dziś podróżuje Pan po słowackich peryferiach, jakie lęki Pan widzi?

Na pewno nie przed migracją. Teraz istotny jest konflikt między konserwatywną a liberalną częścią społeczeństwa, koncentrujący się wokół takich spraw jak konwencja stambulska [Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej – red.], prawa mniejszości, w tym osób LGBT. To teraz najsilniejszy konflikt na Słowacji. W mojej opinii konserwatyści i liberałowie są sobie bliżsi, niż sądzą, a prawdziwym przeciwnikiem są neofaszyści.

W przyszłym rządzie zasiądą zapewne razem właśnie konserwatyści i liberałowie. To nie wróży dobrze jego stabilności.

Nawet zwycięska partia OĽaNO to w zasadzie ruch zrzeszający ludzi o bardzo różnych poglądach z jedną wspólną agendą – walką z korupcją. Pytanie, czy to wystarczy. Mam nadzieję, że nowy rząd powstanie już niedługo. Że odniesie sukces, a Igor Matovič okaże się jednak odpowiedzialnym premierem. Staram się być optymistą. W tyle głowy mam jednak myśl, że Kotleba rośnie w siłę. Że zdobył 20 tys. głosów więcej niż przed czterema laty. Tego się boję. ©

ANDREJ BÁN jest reporterem, fotografem i publicystą. Autor korespondencji z Bałkanów, Izraela, Afganistanu i Gruzji. Współzałożyciel organizacji charytatywnej Človek v ohrození (Człowiek w niebezpieczeństwie). W Polsce nakładem wydawnictwa Książkowe Klimaty ukazała się jego książka „Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji”.

KRAJOBRAZ PO WYBORACH

Nowy rząd na Słowacji utworzy koalicja partii konserwatywnych i liberalnych. Rozmowy w tej sprawie prowadzi Igor ­Matovič, przyszły premier i przewodniczący zwycięskiego ugrupowania OĽaNO (Zwykli Ludzie i Niezależne Osobistości). Władzę straciła partia Smer-Sociálna Demokracia – będzie ona teraz najsilniejszą partią opozycji (38 posłów w 150-mandatowym parlamencie). Faszyzująca Partia Ludowa – Nasza Słowacja (L’SNS) Mariana Kotleby nie zyskała tak dużego poparcia, jakie dawały jej niektóre sondaże, ale ponownie zasiądzie w parlamencie. Ma 17 posłów. Wymaganego progu nie przekroczyła natomiast koalicja PS/Spolu (Postępowa Słowacja/Razem). To największa niespodzianka tych wyborów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2020