Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stowarzyszenie zapowiada zaskarżenie do Trybunału Konstytucyjnego ustawy przyznającej zabużanom odszkodowanie tylko częściowe, m.in. kwestionując ten punkt ustawy, który z odszkodowań wyłącza spadkobierców zabużan zamieszkałych obecnie poza granicami Polski (powód zaskarżenia w tym ostatnim wypadku: “pozbawienie praw słusznie nabytych").
Poza jakimkolwiek zainteresowaniem pozostaje perspektywa, iż gdyby uznane zostały pełne roszczenia zabużan (dodajmy - za krzywdy wyrządzone ongiś przez wroga, i to wyrządzone nie tylko im, ale całemu państwu polskiemu, które teraz potraktowane zostało jako dłużnik), gigantyczny już teraz deficyt budżetowy, zmuszający do cięcia wydatków na najżywotniejsze potrzeby wspólne, takie jak nauka i oświata, zdrowie i bezpieczeństwo, musiałby wzrosnąć przynajmniej o jedną czwartą.
A z kolei przedstawiciele władzy (fiskusa w tym wypadku) liczą tak:
Prywatny przedsiębiorca, który skarży się, że nie ma już w tym roku prawa w zeznaniu podatkowym odliczyć do dziesięciu procent swego dochodu, jeśli przeznacza je na cele charytatywne, chciałby po prostu, zamiast być darczyńcą, robić interes (“przekazywanie żywności w ramach ulg to sprzedaż, nie darowizna" - cytat z wypowiedzi rzecznika MF). My, fiskus, przez likwidowanie ulg uszczelniamy system, aby “zdobyć fundusze na niezbędne wydatki, a potem także wygospodarujemy środki na pomoc społeczną". Czyli - niech prywaciarz daje potrzebującym, co tam chce, ale my i tak uznamy to za jego dochód, ściągając od całej tej sumy podatek, i z tego podatku to my, władza, będziemy ewentualnie świadczyli pomoc potrzebującym. My, nie jacyś tam obywatele, bo podatki są naszą własnością zarówno wtedy, gdy je narzucamy według swego uznania (co roku zmieniając zasady), jak potem, gdy je dzielimy.
Obie te relacje znalazłam w codziennej prasie w tym pierwszym tygodniu stycznia. Bardzo dobrze skomponowały mi się z pokwitowaniem ZUS, z którego wyczytałam, że moja emerytura będzie od dziś o 5 zł niższa, ponieważ od stycznia składka na ubezpieczenie zdrowotne wzrasta (z moich własnych, opodatkowanych świadczeń) właśnie o 5 zł. Czyni to na ten rok sumę 60 zł, ale za rok składka przecież ma dalej rosnąć. I jak na razie dalej będzie tonąć w Narodowym Funduszu Zdrowia, zakwestionowanym właśnie przez Trybunał Konstytucyjny. Klienci poczty polskiej zaraz po nowym roku dowiedzieli się o kolejnych podwyżkach opłat za usługi, mieszkańcy Krakowa (czy tylko Krakowa?) o droższych biletach w komunikacji miejskiej. Nasze finanse w coraz mniejszym stopniu są nasze, państwo z jednej strony ciuła na bezwzględne roszczenia, gdy jest już do nich zmuszone, z drugiej chce dowolnie rządzić każdym portfelem i każdą kieszenią.