Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnia strona „Naszego Dziennika” przeznaczona jest na ogół na rodzaj „camera obscura”. Krótkie notki sarkastycznie punktujące wszystko, z czym walczy „Nasz Dziennik”, udają się różnie, są jednak dobrym prawem redaktorów. Ale czasem czytelnika ogarnia zażenowanie. To wtedy, gdy owe polemiki zaczynają sięgać po chwyty poniżej poziomu przyzwoitości.
Tak było przed paru dniami z notą Jana Kowalskiego wybrzydzającego się na wizytę prezydenta Izraela w Polsce. Jan Kowalski jest niewątpliwie postacią anonimową. Wtedy jednak takie płody idą na rachunek samego tytułu, który drukuje. Nota ironizująca na temat gościa, a przemilczająca fakt podstawowy - że wizyta była związana z uczczeniem sześćdziesiątej rocznicy Powstania w getcie warszawskim - ma charakter zwyczajnie chuligański. „Jan Kowalski” z drwiną pisze o Marszu Żywych -oświęcimskiej pielgrzymce. „Nasz Dziennik” rocznicę bohaterskiego zrywu współobywateli polskich, zrywu, który niemal wszyscy jego uczestnicy przypłacili śmiercią - w ogóle przemilcza. I czytelnik musi się wstydzić - nie tego, że mamy różne poglądy, ale tego, że tak zwane dziennikarstwo zaangażowane schodzi u nas czasem na poziom poniżej wszelkiego minimum.
Bywa jednak jeszcze gorzej, i to gdy chodzi o sprawy polskie w ich wymiarze najpoważniejszym. Pan profesor Longin Pastusiak jest marszałkiem Senatu, a więc trzecią osobą w państwie. Jest pono specjalistą od polityki zagranicznej. Senat z kolei odpowiada ustawowo za sprawy Polaków na świecie. Toteż „wpadka” pana marszałka, publicznie przed kamerami stwierdzającego, że Polakom zagranicą nie będzie przysługiwało prawo wzięcia udziału w referendum unijnym, było wpadką odejmującą mowę ze zdziwienia. Sprostowanie późniejsze odbyło się w atmosferze gorączkowo zacierającej rozmiar ignorancji i lekceważenia problemu. Pan marszałek dowcipkował, że nie tylko łacińskie przysłowie go rozgrzesza, ale że może sensacyjność jego „pomyłki” przysłuży się pozytywnemu rozreklamowaniu prawa Polaków do udziału w głosowaniu. Było to usprawiedliwienie naprawdę sztubackie.
Czy nie pora rozliczyć Senat, wraz z jego władzami, z jednej z najważniejszych misji, jaką jest opieka nad Polonią? Bo taka „pomyłka” samego marszałka to chyba dostateczny dzwonek alarmowy. Czy sprawami Polonii dalej będzie się zajmował - w stronniczy i konfliktujący sposób - tylko właśnie „Nasz Dziennik”?
Józefa Hennelowa