Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rząd nie planuje wprowadzenia podatku katastralnego. Informacje, które pojawiają się w przestrzeni medialnej, są nieprawdziwe” – taki wpis pojawił się 10 listopada na oficjalnym koncie Ministerstwa Finansów na Twitterze. Nazajutrz resort Rozwoju i Technologii poinformował właściwie o tym samym. Właściwie, bo obok rytualnych zapewnień, iż nie ma „planów wprowadzania podatku katastralnego”, komunikat potwierdził, że rząd widzi „problem tzw. pustostanów, czyli mieszkań kupowanych wyłącznie w celach inwestycyjnych, które nie są przez nabywcę ani zamieszkiwane, ani wynajmowane. Analizujemy też kwestię tzw. flippingu, czyli nabywania mieszkań w celu ich szybkiej sprzedaży po wyższej cenie”.
Podatek katastralny, naliczany procentowo od wartości nieruchomości, to od lat jeden z największych straszaków w polskiej polityce. W Europie Zachodniej stawki daniny katastralnej wahają się w przedziale od 0,25 proc. do 1 proc. wartości lokalu. Dla przeciętnego polskiego mieszkania wartego obecnie ok. 380 tys. zł podatek katastralny w takim samym przedziale wyniósłby 950-3800 zł. Dziś posiadacze takich nieruchomości oddają za nie fiskusowi około stu złotych rocznie, dlatego też łatwo jest straszyć opinię publiczną perspektywą dorocznych drakońskich danin.
Warto jednak spojrzeć na ten problem z innej perspektywy. Brak podatku katastralnego przyciąga do Polski spekulantów, którzy w dużych miastach windują ceny nieruchomości do poziomu, przy którym przeciętna rodzina nie może sobie pozwolić na zakup własnego mieszkania. W niektórych budynkach oddawanych aktualnie do użytku niemal połowę lokali stanowią te kupione przez fundusze inwestycyjne lub zamożnych graczy indywidualnych, którzy uciekają w nieruchomości przed inflacją. Wielce prawdopodobne, że podatek od lokali inwestycyjnych stanowić będzie forpocztę zmian, które poskutkują wprowadzeniem w Polsce powszechnej daniny katastralnej. Zamiast emocji, które sprytnie podsycają zainteresowani utrzymaniem status quo, na tym etapie bardziej przyda się nam jednak społeczna presja na rządzących, aby umiejętnie skalibrowali potencjalne stawki. Wysokość podatku katastralnego może zależeć nie tylko od lokalizacji czy typu budynku, ale przede wszystkim od liczby posiadanych nieruchomości. Dom lub mieszkanie służące po prostu „do mieszkania” nie muszą i nie mogą kosztować podatnika tyle samo, ile nieruchomość, która przynosi zyski. ©℗