Kasa kulturalna

Aby rozmawiać o "rewolucji kulturalnej" Jerzego Hausnera, nie wystarczy znajomość wywiadu z byłym wicepremierem, który ogłosiła "Gazeta Wyborcza". Trzeba przeczytać przygotowany przez niego obszerny raport.

23.06.2009

Czyta się kilka minut

Kompleksowej reformy zarządzania kulturą nie udało się przeprowadzić od 1989 r., choć próbowała już Izabella Cywińska, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Teraz zespół kierowany przez Jerzego Hausnera przygotował na zlecenie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego analizę obecnego stanu kultury w Polsce i projekt reformy. Jego niektóre założenia poznaliśmy dzięki wywiadowi, którego były minister w rządach Leszka Millera i Marka Belki udzielił "Gazecie Wyborczej" (10 czerwca). Cywińska, odpowiadając teraz Jerzemu Hausnerowi na łamach (20 czerwca), przyznała, że kiedy przed rokiem została dyrektorem teatru Ateneum, "struktura organizacyjna była tam bardziej PRL-owska niż 20 lat temu w poznańskim Teatrze Nowym, kiedy z niego odchodziłam". Czy coś ma szansę się zmienić?

Pies ogrodnika

Przerost zatrudnienia (jeden przykład: liczba bibliotek i ich filii spadła o 2,3 proc., zaś liczba pracowników tylko o 1,5 proc.), rozleniwiające poczucie (choćby biednego) etatowego bezpieczeństwa, bezkarność w przypadku błędnych decyzji programowych czy finansowych, swoista "dumna martwota" - to choroby wielu publicznych instytucji kultury. Do tego dochodzi jeszcze jeden problem: często aż 80 proc. budżetu pochłaniają koszta utrzymania siedziby i pensje pracowników. Ile zostaje więc na realną działalność? A przecież konkurencyjne instytucje mogłyby sporo zaoszczędzić współpracując w niektórych dziedzinach (np. jedna służba ogrodnicza czy konserwatorska wystarczyłaby kilku muzeom w tym samym mieście).

Z drugiej strony, ostatnimi laty w zarządzaniu kulturą pojawiły się sygnały bardzo pozytywne - najlepszym symptomem jest postępujący proces decentralizacji.

Dobrym przykładem służy Kraków, gdzie o wiele efektywniej niż placówki podległe bezpośrednio ministrowi rozwijają się dwie instytucje samorządowe. Muzeum Etnograficzne, znajdujące się w gestii marszałka województwa małopolskiego, potrafiło się zrestrukturyzować, podjąć trud poszukiwania różnych źródeł finansowania, określić na nowo swoją misję, podjąć poważne inwestycje i współpracę z różnymi stowarzyszeniami i fundacjami. Podporządkowane samorządowi miejskiemu Muzeum Historyczne Miasta Krakowa mierzy się natomiast z dwoma poważnymi projektami: Fabryką Schindlera, gdzie znajdzie się oddział poświęcony dziejom Krakowa podczas okupacji niemieckiej, i podziemiami krakowskiego Rynku. To prawda: oba rodziły się w bólach, poprzedzone burzliwymi debatami, ale czy to źle? To również prawda: zagraża im kryzys finansowy. Pokazują jednak, że może nie należy przesadnie obawiać się odpowiedzialności samorządów lokalnych za kulturę.

Uznaniowość nie wystarczy

Jerzy Hausner wprowadza niepokój. Mówi, że "instytucja kultury nie jest wieczna". Że tylko narodowe instytucje działające na mocy ustawy powinny być chronione przed upadłością. Wywołuje to głosy oburzenia. Ale może niektóre, najbardziej nawet zasłużone instytucje publiczne - tracąc misję - powinny zbankrutować? Trzeba by raczej stale weryfikować (i być może rozszerzyć) listę instytucji narodowych chronionych ustawą. Przymiotnik "narodowy" nie może być przywilejem danym raz na zawsze.

Otwarte pozostaje pytanie o muzea i biblioteki, a więc o instytucje dysponujące własnymi zbiorami. O ile jestem sobie w stanie wyobrazić Kraków bez Starego Teatru (w jego miejsce może powstać nowa instytucja - także publiczna), to nie potrafię go sobie wyobrazić bez Muzeum Narodowego...

Wokół wypowiedzi Jerzego Hausnera dla "Gazety Wyborczej" (10 czerwca) narosło sporo nieporozumień. I tak np. Maciej Nowak, dyrektor świetnie działającego Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego, powiedział, że "w Polsce niebezpieczną mrzonką jest przekonanie, że NGO i firmy prywatne mogą zastąpić struktury państwa. Liberałowie chętnie zdejmują z jego barków powinności, natomiast nie umieją wskazać, kto miałby je przejąć". Rozumiem, że Hausnerowi nie chodzi jednak o wyłączenie państwa z odpowiedzialności (także finansowej), a jedynie o racjonalizację jej formuły. Przecież część propozycji byłego ministra stało się już praktyką. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego rezygnuje np. z bezpośredniego rozdawania grantów, oddając to prawo wyspecjalizowanym agendom, takim jak Narodowe Centrum Kultury czy Instytut Książki.

Czy powinien też dziwić postulat wprowadzenia nadzoru eksperckich rad powierniczych, a także 5-letniej kadencyjności stanowiska dyrektora publicznej instytucji kultury? Paradoksalnie, kilka lat spokoju i samodzielności ułatwiłoby mu stworzenie solidnego zespołu pracowników, konsekwentnego programu, znalezienie partnerów za granicą. Kadencyjność byłaby również poważną motywacją do pracy - tak, by po 5 latach dyrektor mógł kontynuować swoje dzieło. Na razie poważnym problemem pozostaje brak jasnych kryteriów oceny wyników działalności instytucji. Tu uznaniowość nie wystarczy...

Ciekawe, że polemiści Hausnera nie zwrócili uwagi na - bardzo dobry - pomysł współfinansowania ochrony zabytków z kar za samowolę budowlaną. Dalej: zwracając uwagę na nierówny dostęp do środków publicznych, z których większość otrzymują instytucje prowadzone przez samorządy i ministerstwo - co blokuje inicjatywy społeczne i prywatne - były wicepremier nie chce chyba całkowicie zastąpić państwa organizacjami pozarządowymi. Rzecz polegałaby raczej na zbudowaniu przestrzeni dialogu między tym, co prywatne, a tym, co publiczne. Na wypracowaniu takiego modelu współpracy, który upowszechniłby i zabezpieczył działalność takich instytucji, jak Centrum Kultury i Techniki Japońskiej "Manggha", gdzie spotykają się Fundacja Wajda-Kioto i Muzeum Narodowe w Krakowie.

To samo dotyczy 1-procentowego odpisu od podatku od osób prawnych na rzecz wybranych instytucji kultury. Pomysł ten można na razie potraktować edukacyjnie, jako dopełnienie budżetu na kulturę. W kraju, gdzie łatwiej o sponsora kiepskiego klubu piłkarskiego niż dobrej galerii, mogłoby się to okazać użyteczne.

Biurokratyczne paradoksy

Nie znaczy to jednak, że "kulturalnej rewolucji Hausnera" nie warto postawić kilku pytań. Np. o to, czy swoiste "urynkowienie" poprzez nastawienie na konkursy i projekty, fundraising - co niewątpliwie zmusiłoby instytucję publiczną do większej aktywności - nie kryje w sobie niebezpieczeństwa permanentnego, pośpiesznego wyścigu, zagrażającego instytucjonalnej stabilności? Może należy pomyśleć również o systemie grantów instytucjonalnych, przeznaczonych na bieżące funkcjonowanie (system taki znany jest dobrze np. w USA)? Joanna Mytkowska ma rację, zwracając uwagę na paradoks uprzykrzający życie wszystkim instytucjom kultury: "Z jednej strony mamy roczny, przyznawany w ostatniej chwili budżet. Z drugiej - ogranicza nas prawo o zamówieniach publicznych, które wymaga precyzyjnego planowania do przodu. (...) Przydałby się co najmniej trzyletni okres rozliczeniowy oraz wyłączenie części działalności kulturalnej z prawa o zamówieniach publicznych albo znaczne podniesienie sumy, od której należy urządzać przetargi" ("Gazeta Wyborcza" z 19 czerwca). Skandalem jest też przywołany przez dyrektorkę Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie 22-procentowy VAT na obrót dziełami sztuki - największy w Europie.

Podzielam również niepokoje Anety Szyłak ("GW" z 18 czerwca), dyrektorki Instytutu Sztuki "Wyspa" w Gdańsku, która wątpi, czy wielkie korporacje będą dziś chciały sponsorować projekty eksperymentalne...

***

Po opublikowaniu wywiadu z Hausnerem wybuchła histeria. Na szczęście okazało się, że możemy już rozmawiać bez emocji. Wypracowując jakiś konsens. Okazją będzie najbliższy Kongres Kultury Polskiej, na którym przedstawiony zostanie oficjalnie cały raport byłego wicepremiera, przygotowany na zlecenie ministerstwa kultury. I zastanowimy się, z czym tak naprawdę mamy do czynienia: z kulturą w kryzysie czy kryzysem w kulturze?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2009