Zmiana jest możliwa, czyli jak odzyskać kulturę

Osoba, która zastąpi Piotra Glińskiego, musi na nowo zdefiniować politykę kulturalną państwa i funkcje ministerstwa. Nie może to być powrót do sytuacji sprzed rządów PiS-u.

22.11.2023

Czyta się kilka minut

Aktorka Lidia Bogaczówna wita widzów na 130. urodzinach Teatru im. Juliusza Słowackiego, Kraków, październik 2023 r. / Fot. Beata Zawrzel / Reporter
Aktorka Lidia Bogaczówna wita widzów na 130. urodzinach Teatru im. Juliusza Słowackiego, Kraków, październik 2023 r. / Fot. Beata Zawrzel / Reporter

Po 1989 r. nikt nie pełnił funkcji ministra kultury dłużej od Piotra Glińskiego. Żaden szef tego resortu nie był wicepremierem i żaden nie dysponował podobnymi środkami finansowymi. Nic dziwnego, że mając tyle czasu i możliwości, Gliński zmienił nie tylko sposób zarządzania i instytucje podległe ministerstwu (za jego rządów mianowano większość kierujących nimi obecnie osób), ale też myślenie o polityce kulturalnej państwa. Przy czym nie tylko wzmocnił wszystkie dysfunkcje, z jakimi mieliśmy do czynienia przed rokiem 2015, ale też nadał im nowy wymiar.

Minister mecenas

To uderzające, ale w dyskusjach o nowym rządzie resort kultury w zasadzie się nie pojawia. Mówi się tylko o tym, że jego szef musi radykalnie zmienić dotychczasową politykę i instytucje mu podległe. Osoba, która zastąpi Piotra Glińskiego, nie może liczyć na funkcję wicepremiera. Nie wiadomo też, jaki budżet otrzyma, oraz czy i jaką będzie miała podmiotowość polityczną.

Niszcząc lub instrumentalizując prawo, reguły i dobry obyczaj, Gliński dał swojemu następcy dostatecznie dużo narzędzi, by tego szybko dokonać. Co więcej: krytyka, z jaką nowy minister spotkałby się za takie działania ze strony dotychczasowych beneficjentów resortu, będzie mało wiarygodna. Ludzie ci nie tylko chętnie korzystali ze wsparcia, ale też niewielu poważyło się na jakąkolwiek niezgodę wobec polityki, która wykluczała wiele środowisk, postaw czy idei, o podkopywaniu instytucjonalnych podstaw państwa oraz zaufaniu do niego obywatelek i obywateli nie wspominając.

Możliwa jest jednak inna zmiana. Taka, która nie tylko przekreśli model polityki ministerstwa ostatnich lat, ale spróbuje poradzić sobie z problemami, z jakimi borykamy się od lat ponad 30. Przede wszystkim nowy minister ostatecznie musi pożegnać się z wyobrażeniem siebie jako mecenasa kultury. To MKiDN w imieniu państwa, a nie pan czy pani X udziela wsparcia. Chodzi nie tylko o symboliczne gesty, jak usunięcie nazwiska ministra z tablic informujących o przyznaniu grantu, jakimi są obwieszane teraz instytucje kultury, lecz o zasadniczą zmianę myślenia o jego roli i porzucenie roszczeń, że może on być „dysponentem prestiżu”. 

Ostatnich 8 lat pokazuje, że nawet dysponując tak znaczącymi środkami politycznymi i finansowymi, a także podporządkowanymi władzy mediami publicznymi, nie sposób wpłynąć na hierarchie w kulturze. Zmiana w myśleniu o roli ministra oznacza również odejście od podziału – który po 2015 r. był wprost przez ministra komunikowany – na „naszą” i „waszą” kulturę, na „nasze” i „nienasze” instytucje. Trzeba odrzucić pogląd, że rządzący muszą się kierować wyłącznie partyjnym interesem i oczekiwaniami własnych wyborców.

Grandy z grantami

Prowadzenie takiej polityki wymaga od osoby kierującej ministerstwem nałożenia na siebie znacznych ograniczeń. Przede wszystkim realnego wyjęcia całych obszarów spod bezpośredniego politycznego wpływu, tak by to ocena merytoryczna, a nie kryteria ideologiczne, układy środowiskowe czy związki personalne były podstawą dla udzielania wsparcia. Piotr Gliński nie zmienił procedur przyznawania dotacji, jednak instrumentalizował je i wykorzystywał do prowadzenia własnej polityki.

W gronach oceniających wnioski w konkursach ministerialnych (tzw. zespołach sterujących) muszą się znaleźć osoby, których kompetencje nie budzą wątpliwości, bo np. zakupy sztuki najnowszej w 2023 r. oceniała m.in. konserwatorka dawnych prac na papierze! Nie może zachodzić konflikt interesu, rozumiany także jako konkurencja między instytucjami: wśród oceniających wnioski na działania związane ze sztukami wizualnymi w bieżącym roku trzy na siedem osób było pracownikami Zachęty i Zamku Ujazdowskiego, a w zespole zajmującym się wsparciem dla czasopism znalazł się m.in. redaktor periodyku „44 / Czterdzieści i Cztery”, hojnie wspieranego w ostatnich ośmiu latach.

"Droga krzyżowa" autorstwa prof. Antoniego Cygana na wystawie "Łacińskie figur racje" w Zachęcie - Narodowej Galerii Sztuki, Warszawa, lipiec 2023 r. / Fot. Włodzimierz Wasyluk / Forum

Być może, co postulowali uczestnicy niedawnej konferencji „Kultura (w) przyszłości”, należy zrezygnować z tzw. oceny strategicznej wniosków, której nie dokonują eksperci, lecz samo ministerstwo lub inna instytucja prowadząca w jego imieniu program grantowy. Wreszcie: bardziej transparentna powinna być procedura odwołań od decyzji, bo do tej pory opierała się ona na uznaniowości samego ministra.

Zgoda na oddanie większej decyzyjności w ręce ekspertów oznacza ograniczenie możliwości prowadzenia własnej polityki i wsparcia określonych postaw czy wyborów ideowych. Daje za to szanse na zerwanie z relacjami klientelistycznymi, które nasiliły się po 2015 r., oraz wyrabianiem sobie przez zarządzających instytucjami kultury odruchów autocenzorskich. Może zwiększyć odporność instytucji kultury na polityczne wpływy. 

Ministerstwo ludzi kultury

Ważniejsza jest jednak inna kwestia: polityki kulturalnej państwa. Czy może ona preferować profil ideowy bliski aktualnie rządzącym: realizować prawicowy, lewicowy czy liberalny program, czy też powinna dążyć do zapewnienia możliwości działania różnym projektom, pod warunkiem mieszczenia się przez nie w szeroko rozumianym demokratycznym spektrum?

Wiąże się z tym odpowiedź na pytanie: czyje interesy reprezentuje samo ministerstwo? Jedna grupa natychmiast się narzuca: ludzi kultury. Nie powinno to jednak oznaczać dowartościowania konkretnych osób, lecz zapewnienie dobrych warunków funkcjonowania dla wszystkich, którzy tworzą kulturę. Najważniejszą sprawą jest doprowadzenie do uchwalenia ustawy o ubezpieczeniach dla artystów – obecna ekipa nie umiała tego zrobić mimo lat dyskusji. Kolejna rzecz to programy wsparcia, przede wszystkim kierowane do młodego pokolenia, konstruowane tak, by mogło ono funkcjonować w zderzeniu z rynkiem, który w pewnych dziedzinach odgrywa dziś kluczową rolę.

Jest jednak druga grupa, nie mniej ważna, o której rzadziej się mówi: odbiorcy kultury. Dla nich kluczowe są instytucje publiczne, bo tylko one są w stanie zapewnić demokratyczny dostęp do kultury. Tymczasem po 2015 r. byliśmy świadkami ich marginalizacji, a w przypadku Starego Teatru w Krakowie czy Muzeum Narodowego w Warszawie – wręcz upadku.

Nie mniej ważne jest jeszcze szersze wsparcie lokalnych wspólnot, przede wszystkim w mniejszych miejscowościach i na wsi. Od lat działa program „Infrastruktura domów kultury”, ale czy to wystarczy? Jest też pytanie, czy wsparcie powinno być udzielane bezpośrednio z Warszawy.

Instytuty bardzo narodowe

Najpilniejszym zadaniem dla nowego kierownictwa MKiDN będzie jednak uporządkowanie ładu instytucjonalnego w obszarze kultury. Resort będzie musiał odpowiedzieć na dwa pytania: o sens działania instytucji mu podległych – wciąż padają hasła zlikwidowania w ramach walki z marnotrawstwem PiS-u Narodowych Instytutów – oraz o politykę personalną ministra w tych instytucjach. 

Większość Narodowych Instytutów powstała przed rokiem 2015. Miały one przejąć część zadań resortu, zwłaszcza tych, których sam nie mógł sprawnie realizować (jak promocja polskiego państwa za granicą), wzmocnić ekspercko samo ministerstwo, stworzyć kolejną barierę między bieżącą polityką a kulturą, ale też zająć się obszarami, w których potrzebna jest interwencja państwa (np. tworzeniem standardów w ochronie zabytków). Za Piotra Glińskiego powołano kolejne, jak Narodowy Instytut Architektury, Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą – Polonika, Narodowy Instytut Ochrony Zabytków. 

Są poważne argumenty za dalszym istnieniem ministerialnych instytutów, ale powinien zostać przeprowadzony ich audyt – nie po to, by szukać „haków”, lecz by odpowiedzieć na pytanie o sens ich działania w obecnym kształcie i odpowiedzialnie zaprojektować ich przyszłość, uwzględniając także zmiany, jakie w ostatniej dekadzie zaszły nie tylko w świecie kultury. Nie chodzi tylko o przypadki powołania przez min. Glińskiego instytucji dublujących już istniejące, np. Instytut Literatury (te wystarczy zlikwidować), lecz być może o konsolidację działań, a także o zmiany w ich organizacji, w tym sprawy pracownicze. Taki audyt powinien pomóc w dostosowaniu ministerstwa do ich funkcjonowania i odpowiedzi na pytanie, czy nadal samo powinno prowadzić programy grantowe.

Krajobraz po czystkach

Ocena ta powinna być kluczowa przy podjęciu decyzji personalnych. Po 2015 r. w wielu instytucjach zajmujących się dziedzictwem zmiany zachodziły powoli, nie przerywano kadencji osób nimi kierujących, a kolejne nominacje nie budziły zasadniczych wątpliwości. Inaczej było w miejscach uznanych przez rządzących za kluczowe: w Instytucie Książki, Instytucie Adama Mickiewicza, Filmotece Narodowej i Narodowym Instytucie Audiowizualnym (które połączono) czy w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Tu błyskawicznie dokonano czystek, a w efekcie wszystkie one straciły swoje dawne znaczenie. IAM czy FINA coraz bardziej pogrążają się w kryzysie – konieczne jest wymyślenie na nowo ich funkcjonowania oraz odbudowa zespołów, które je tworzyły, przywrócenie zaufania publicznego i odtworzenie międzynarodowych kontaktów.

Są powody, dla których minister powinien mieć wpływ na obsadę instytutów, które realizują politykę kulturalną państwa. Można jednak ich kierownictwo wybierać na drodze konkursowej, a nie „po ministerialnym uznaniu”, istniejącym przy nich radom programowym dać zaś realny wpływ, by nie pełniły roli fasady.

Inaczej jest w przypadku instytucji kultury, które ministerstwu podlegają lub je współprowadzi z samorządem czy z instytucjami społecznymi. Nowy szef resortu powinien zrobić wszystko, by chronić je przed zawłaszczaniem politycznym w przyszłości, ale też po prostu przed błędnymi decyzjami personalnymi, które – jak pokazują przypadki nominacji Glińskiego, od Starego Teatru po Zachętę – prowadzą do upadku. Trzeba zatem zmienić prawo, by obowiązkowe stały się transparentne konkursy na stanowiska dyrektorskie, a powołanie poza tym trybem było możliwe jedynie w nagłych przypadkach (np. śmierci dyrektora) i tylko na czas niezbędny do zorganizowania kolejnego konkursu. Konieczne jest też wprowadzenie limitu kadencji, ale tak, by pozwoliło to na realizację programu (i z możliwością powołania na drugą bez konieczności organizowania konkursu), oraz stworzenie rozsądnych wyjątków, dotyczących np. instytucji, które dopiero są w budowie. 

Same konkursy nie zbudują bariery między instytucjami a polityką. Projekt dalej idących zmian zaproponował przed wyborami zespół roboczy przy ICOM Polska. Dotyczy on muzeów, ale podobne rozwiązanie może zostać wprowadzone wszędzie. Zakłada powołanie rad powierniczych, które w imieniu państwa lub samorządu (projekt zakłada zmiany także w instytucjach jemu podległych) sprawowałyby nadzór nad instytucjami, w tym powoływały i odwoływały dyrektora, a wcześniej same organizowały konkursy.

Na te wszystkie zmiany potrzeba jednak czasu. Pozostaje problem instytucji, które ulegają degradacji na naszych oczach – jak Zachęta, z osobliwymi wystawami, tracąca pracowników, a tym samym ich wiedzę i doświadczenie (jak informował magazyn „Szum”, z 60 osób odeszło już około 30). Ważną wartością jest ciągłość i poszanowanie kadencyjności, jednak nie mniej istotny jest interes instytucji i ich odbiorców. Tyle że każda z ewentualnych zmian musi być dobrze publicznie uzasadniona, a następcy muszą być wybierani w konkursach.

Gdzie pieniądze 

Kolejny problem dotyczy sposobu finansowania instytucji kultury. Konieczne jest szybkie podniesienie wynagrodzeń pracowników, dziś pozostających na bardzo niskim poziomie. Nie może dochodzić do sytuacji, w której tylko „swoje” instytucje mogą liczyć na lepsze pieniądze – a tak było w ostatnich latach. Trzeba też rozwikłać kwestię wspierania nowych instytucji, z Muzeum Historii Polski na czele. 

I jeszcze jedno, bardzo trudne wyzwanie: odwrócenie procesów centralizacyjnych, jakie zaszły po 2015 r. W ciągu ośmiu lat MKiDN przejęło od samorządów szereg instytucji. W porozumieniu z nimi, bo miały problem z utrzymaniem się na odpowiednim poziomie albo przeprowadzeniem w nich inwestycji. Tylko że przejmowanie instytucji nie rozwiązuje strukturalnych problemów związanych z finansowaniem samorządu, a dodatkowo osłabia naszą samorządność i pozbawia ją własnych narzędzi do prowadzenia polityki kulturalnej zgodnej z oczekiwaniami mieszkańców. Rozwiązanie kwestii finansowania muzeów czy teatrów musi stać się częścią większego projektu decentralizacji państwa i przywracania samorządom sprawczości.

Ku przyszłości

Większość tych kwestii wydaje się techniczna, jednak ich rozwiązanie zasadniczo zmieni politykę kulturalną państwa. Nie oznacza to jednak zwolnienia nowego ministra czy ministry z podjęcia co najmniej dwóch kluczowych kwestii programowych. Pierwsza to: ile miejsca w polityce kulturalnej państwa zajmuje przeszłość, a ile współczesność. Ta ostatnia, mimo szumnych zapowiedzi wielkich produkcji filmowych, była na marginesie zainteresowania odchodzącej ekipy. Zresztą to, co powstawało współcześnie, miało służyć przede wszystkim opowiadaniu o polskiej przeszłości. Nawet zmiany personalne w najważniejszych instytucjach zajmujących się sztuką współczesną zaszły dopiero w drugiej kadencji rządów Zjednoczonej Prawicy, kiedy dostrzeżono ich przydatność do przeprowadzenia swoistej tradycjonalistycznej kontrrewolucji. 

Hierarchie ważności dotychczasowego szefa pokazują programy ministerstwa w 2023 r.: budżet „Narodowych Kolekcji Sztuki Współczesnej” zmniejszono o 1,5 mln zł w stosunku do pierwotnych założeń, czyli o ponad jedną czwartą, a budżet „Ochrony Zabytków” zwiększono o ponad 38 mln zł. Ten ostatni program pokazuje także inny problem. Tylko w pierwszej jego edycji 82 proc. dotacji trafiło do parafii, zakonów i zgromadzeń należących do Kościoła katolickiego i innych związków oraz gmin wyznaniowych. Jeszcze gorzej wygląda ta statystyka, jeżeli przeanalizuje się wydane kwoty: jedynie 16,19 proc. sumy wszystkich dotacji przyznano instytucjom niereligijnym. Oczywiście z historycznych powodów wiele zabytków stanowią kościoły. Jednakże nasza historia sprawiła równocześnie, że architektura świecka znajduje się w znacznie gorszym stanie.

Dbałość o dziedzictwo na pewno pozostanie ważnym zadaniem, ale kluczowe jest zadbanie o to, by marginalizowana dotąd jego część też została zaopiekowana. Przed nowym ministrem stoi zresztą pilne zadanie: przygotowanie zmian w prawie po niedawnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przepisów o gminnej ewidencji zabytków, które osłabia ochronę obiektów pochodzących z ubiegłego wieku. Jednak najważniejsze jest przywrócenie znaczenia współczesnej kultury w priorytetach ministerstwa. 

Polityka pamięci

Drugie pytanie dotyczy roli resortu w prowadzeniu polityki pamięci i tożsamości. Nowy minister będzie musiał zająć się odpartyjnieniem mediów publicznych, sprawuje bowiem nad nimi właścicielski nadzór, ale to temat na odrębny tekst. Zresztą nie tylko media publiczne są narzędziem do prowadzenia polityki pamięci. 

Literatura faktu i eseje, poezja, powieści i opowiadania. Recenzje nowości wydawniczych i rozmowy z twórcami.

Piotr Gliński z jednej strony dążył do pełnej kontroli nad kluczowymi muzeami zajmującymi się historią – w pełni udało mu się tylko w przypadku Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Z drugiej powoływał nowe, jak Muzeum Getta Warszawskiego. Jednak przede wszystkim stworzył nowe instytucje służące prowadzeniu polityki pamięci, jak Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego czy Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego. Czy ich istnienie ma sens, skoro działa Instytut Pamięci Narodowej? Poza tym: czy państwo demokratyczne powinno legitymizować tradycję nacjonalistyczną, niejednokrotnie o faszyzującym odcieniu, jak to ma miejsce w przypadku Instytutu Dmowskiego i Paderewskiego? A działalność Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami, któremu są stawiane poważne zarzuty o manipulacje pamięcią o Zagładzie?

Są bardziej zasadnicze pytania: czy nowy minister kultury w ogóle poważy się na prowadzenie polityki tożsamości, której ważnym elementem jest polityka pamięci? Czy będzie próbował zaproponować inną wizję polskiej wspólnoty i jej przeszłości niż jego poprzednie kierownictwo, ale też narzędzia do jej konsolidowania? Na przeciwstawienie PiS-owskiej wizji innej polskości: silnej, a jednocześnie inkluzywnej? Potrafiącej konfrontować się ze swą przeszłością oraz rozmawiać o niej, i nieuciekającej od teraźniejszości?

Odpowiedzi poznamy wkrótce. Oby nie ograniczyły się do zastąpienia ludzi Glińskiego – swoimi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Jak odzyskać kulturę