Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nigdy nie miałem słabości do Haydna. A może szczęścia. Na pierwszym roku studiów właśnie z jednej z jego sonat (nie pamiętam której!) pisałem pracę zaliczeniową. Bez wzruszenia. Może dlatego Haydn kojarzył mi się "szkolnie", beznamiętnie, obco. Jak złe wspomnienie. Ale coś się ruszyło. Coś się stało. Przełom?
Płyt jest dwie, sonat - dziesięć (nr 50, 40, 46, 41, 52; nr 23, 43, 24, 32, 37). Marc--André Hamelin patrzy na nie nie z pozycji wszystkowiedzącego, ale pytającego. Szuka. Odkrywa. Cieszy. W jego grze jest spontaniczność, dzięki której wykonawca nie wpada w powtarzalność i manierę. Jest inwencja, która każe szukać nieoczekiwanego, szczelin, momentów przejścia. Jest delikatność, która owija muzykę mgłą i pozwala jej unosić (siebie, nas). Jest wreszcie żywiołowość, która nadaje utworom odpowiednią dynamikę, siłę, przyciąganie.
A może moja słabość do tego nagrania bierze się z zachwytu nad wszystkimi wolnymi częściami... Weźmy "Sonatę nr 23
F-dur" (pierwszą na drugiej płycie). Moderato mija szybko, choć trwa ponad sześć minut. Adagio każe się nam zatrzymać. To siedem minut czystej zmysłowości, melancholii, jakiegoś głębokiego smutku dającego wytchnienie, przekroczenie. Finale: Presto znów jest pełne podskoków, biegników, szybkich pasaży, w które Hamelin wpisuje swoją niewyczerpaną witalność.
Albo "Sonata nr 52 Es-dur" (ostatni utwór na pierwszym krążku). I Adagio - nieskazitelnie czyste, eteryczne, poetyckie. Albo "Sonata nr 46 As-dur" (pierwsza płyta). Adagio trwa prawie dziewięć minut. Jest takie ciche, zamyślone, radosne, jak wiosna. I lakoniczne. Marc-André Hamelin to pianista subtelności i odcieni. Sonaty fortepianowe Haydna mają w sobie wszystkie barwy świata. Spotkanie tych dwóch natur dało wielce frapujący rezultat.
Kiedy słucham tego nagrania (a słucham często, bardzo często), w uszach dźwięczy mi zdanie: nigdy nie mów nigdy... Nigdy.