Jednym tchem

Mówią, że ich instrumenty od razu się ze sobą splotły. Pianistka Hania Rani i wiolonczelistka Dobrawa Czocher najpierw zaprzyjaźniły się w muzyce.

31.01.2022

Czyta się kilka minut

Hania Rani i Dobrawa Czocher, 14 lutego 2021 r. / SONIA SZÓSTAK / MATERIAŁY PRASOWE HANIA RANI & DOBRAWA CZOCHER
Hania Rani i Dobrawa Czocher, 14 lutego 2021 r. / SONIA SZÓSTAK / MATERIAŁY PRASOWE HANIA RANI & DOBRAWA CZOCHER

Wpółmroku słychać głos: „Zaczyna się od szumu, spektakularnie”. Potem, przerywane dźwiękiem skrzypiec i wiolonczeli: „Zobaczmy najpierw, słyszycie się?”, „Słyszycie się czy tylko klika?”. I pianina: „Mam bardzo dużo Kornelii w uszach”. I prośba w kierunku reżyserki: „Możesz warstwy wszystkim trochę wyciszyć?”.

Czworo muzyków zna się dobrze: „Tak samo siedzieliśmy w Hanowerze”. Kompozycje już ćwiczyli, ale lepiej mieć różne scenariusze: „Tam się nie bać, tam grać dużo, jeśli poniesie! Jak nie poniesie, to zagramy krótko”. W studiu – wcześniej piwnicy magazynu w zielonym zakątku Mokotowa, który dziś trochę przypomina okolice Abbey Road – na tureckim dywanie plączą się kable, przedłużacze i ładowarki. Oparty o nóżkę statywu ciężarek utrzymuje reflektor w chwiejnej równowadze.

„Klik mam bardzo wyraźnie, ale ciebie słyszę jak za mgłą” – głos i dźwięk, tłumione piramidkami na ścianach, urywają się nagle. Zwisająca z tyłu czarna kotara absorbuje całe światło. Z nieporządku powoli wydobywa się melodia.

Pojutrze początek trasy.

Z ICH MUZYKĄ BYWA TAK, że choć bardzo chce się o nią pytać i o niej rozmawiać, na końcu brakuje słów. Grzęźnie gdzieś w środku, zadomawia się i wraca w najzwyklejszych chwilach: gdy za oknem pociągu uciekają korony drzew, gdy w zamyśleniu przestaje się słuchać gadatliwego kolegi, albo gdy smugi od świateł samochodów, rzucane nocą przez okno, nieznośnie długo błądzą potem po ścianie.

To nie nastrój – tylko coś niewysłowionego.

Dlatego bardziej niż o muzyce porozmawiamy o przyjaźni: „Może trochę mniej do siebie mówimy, posługujemy się innym, abstrakcyjnym językiem”. O krokach naprzód: „Czujemy, że blokady i wszystkie strachy trzeba w pewnym momencie odłożyć na bok. Spróbować przestać słuchać ludzi z zewnątrz, a zacząć robić to, co intuicja podpowiada, że jest dla ciebie czymś słusznym – twoim własnym językiem”.

O spotkaniach, rozstaniach i o tym, że w rozłące też można być blisko.

MÓWIĄ, ŻE ICH INSTRUMENTY od razu się ze sobą splotły. Pianistka Hanna Raniszewska (występująca jako Hania Rani) i wiolonczelistka Dobrawa Czocher najpierw zaprzyjaźniły się w muzyce.

Działo się to w gdańskiej szkole muzycznej i podczas studiów na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina. Miały wielu wspólnych pedagogów, którzy, jak teraz opowiadają, uczyli, jak opowiadać historie z pomocą swojego instrumentu. I co zrobić, by dźwięk był przedłużeniem myśli i emocji.

Hania: – W przyjaźniach między muzykami jest ten charakterystyczny moment dogrywania się do siebie, niebywałego wsłuchiwania. Wydaje mi się, że muzyka nie lubi ani przesadnej formy, ani mówienia.

Dobrawa: – Bliskość w muzyce to sprawa super delikatna. Podobna do relacji z partnerem. Kiedy wcześniej Hania pisała utwory na wiolonczelę, miałam wrażenie, że robiła to wyobrażając sobie mój dźwięk.

ZMIANA PRZYSZŁA NAGLE. W 2012 r. na zaproszenie Festiwalu Grzegorza Ciechowskiego w Tczewie Rani i Czocher przygotowują nowe aranżacje utworów dawnego lidera Republiki na fortepian i wiolonczelę. Niedługo potem grają koncert w Radiu Gdańsk, dla nich początek wspólnej kariery. Potem zaczynają się występy w mniejszych klubach, przecieranie szlaków poza światem muzyki klasycznej. W końcu: „Biała flaga”, płyta z aranżacjami utworów Ciechowskiego, wydana w 2015 r.

Hania: – Przychodziłyśmy z innego środowiska i do końca nie wiedziałyśmy, co nas czeka. W muzyce klasycznej nie nagrywa się tak dużo jak w rozrywkowej, stąd mniejsze doświadczenie, a może i pewien strach. W muzyce popularnej płyta zdaje się być za to wizytówką muzyka – przedstawieniem się. Uznałyśmy, że warto spróbować i zarejestrować ten materiał. Był to zapis tamtego ważnego momentu, jakiejś „pięknej” naiwności związanej z pierwszymi krokami po zupełnie nieznanym gruncie.

Projekt zaprowadził je do niezwykłych miejsc, wydarzeń i ludzi. Jak wtedy, gdy po jednym z koncertów trafiły do leśnego domu w Austrii, gdzie akurat improwizował Mikołaj Trzaska. „Biała flaga” pomogła w pierwszych kontaktach, zbudowała rozpoznawalność i dodała odwagi.

Hania: – To było miłe, ale w pewien sposób wciąż zbyt mało znaczące, by podporządkować pod to całe życie. Miałyśmy wtedy jeszcze inne, bardziej „klasyczne” plany. Walczyłyśmy o miejsca na studiach w Niemczech.

Hania trafiła do Berlina, Dobrawa do Detmold, gdzie kształciła się pod okiem wiolonczelisty Alexandra Geberta.

DZIŚ OD RANA JEST MAŁO CZASU. Dzień wcześniej nagrywały w studiu Polskiego Radia. Skład na trasę jest powiększony – będą występować z altowiolistą Pawłem Czarnym i zaprzyjaźnioną z nimi od lat skrzypaczką Kornelią Grądzką – trzeba rozwiązać sprawę aranżacji koncertowych, zdecydować, kto zagra, w którym miejscu i jak. Po prawie każdej próbie czy sesji nagraniowej czeka ich praca z nagranymi ścieżkami. Jeden take, odpowiednik filmowego ujęcia, to czasem ścieżki zebrane z dziesięciu mikrofonów. Materiał zabiera niekiedy całe wieczory i noce.

– To na razie chaos, ale damy radę – śmieje się, spinając włosy, Hania. – Jutro jeszcze chwila oddechu. W sam raz, aby trasę zacząć z nową energią – dopowiada Dobrawa.

Pierwszy koncert zagrają w szczecińskiej filharmonii. W tym samym miejscu, gdzie niedawno nagrywały swoją drugą płytę, „Inner Symphonies”.

WŁAŚNIE W SZCZECINIE, w orkiestrze filharmonii, przez trzy lata po powrocie z Niemiec pracowała Dobrawa Czocher: – Moim marzeniem była wówczas stabilizacja, chciałam wiedzieć, co to znaczy żyć na etacie. Zwykłe, życiowe sprawy. Udało mi się wygrać przesłuchanie.

Mówi, że wtedy poznawała siebie. W tym samym czasie Hania wydała kolejne płyty. Najpierw we współpracy z Joanną Longić jako duet Tęskno (płyta „Mi”, 2018), później przygotowywaną długo płytę solową z własnymi kompozycjami. Wydana przez niezależną wytwórnię Gondwana Records „Esja” została uznana za jeden z najlepszych debiutów 2019 r.

Wciąż jednak były blisko siebie.

– Nadal wspólnie nagrywałyśmy i spotykałyśmy się przy okazji najróżniejszych projektów – opowiada Hani. – Dobrawa grała na płycie Tęskno, później również na ścieżkach do mojej muzyki filmowej czy teatralnej. Cały czas się spotykałyśmy, obserwowałyśmy, jak muzyka w nas rośnie.

Dobrawa: – Teraz mam poczucie, że każdy powinien robić coś, co jest dla niego radością i przynosi mu w życiu więcej satysfakcji niż stresu. Wykonywanie muzyki klasycznej, pomimo jej wielkości i piękna, często bywało u mnie okupione dyskomfortem emocjonalnym. Później zaczęła się pandemia. Czas, kiedy miałam w końcu chwilę oddechu. Pierwszy raz w życiu poczułam, że się nie stresuję.

Wtedy zaczęła komponować.

MUZYKA KLASYCZNA WYMAGA perfekcyjnej doskonałości, nie toleruje potknięć. – Jeśli nie zagrasz czysto, pięknym dźwiękiem muzyki, którą napisał Beethoven, ona nie zabrzmi jak Beethoven – mówi Dobrawa. – Na scenie jesteś otoczony ludźmi, którzy się na tym znają, orkiestrą. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale ja w zależności od tego, co wykonuję, inaczej czuję się na scenie. Inaczej gra się solo, inaczej zaś, gdy w którymś momencie utworu cała orkiestra cichnie, by słuchać tylko ciebie. Jeśli chodzi o projekt z Hanią, na scenie cieszę się każdym dźwiękiem.

– To czym w graniu na żywo są wasze niedoskonałości? – pytam.

– Czasem wręcz wartością. W muzyce rozrywkowej błąd staje się często generatorem do zrobienia czegoś nowego.

Hania: – Podobno Miles Davis mówił, że to, czy coś jest błędem, zależy od tego, co się stanie po nucie błędnie zagranej. Jeżeli jest kontynuacja, jeśli łapiesz ten temat, może zdarzyć się coś ciekawego.

– Czy mózg człowieka, który gra własną muzykę, działa inaczej?

– Ta muzyka jest wtedy jak mówienie czegoś, w co głęboko wierzysz, albo czego jesteś pewien w stu procentach, jak twoje imię i nazwisko. Jak można się domyślić, przysparza to dużo mniej wątpliwości. Pamiętam słowa mojej nauczycielki, jeszcze ze szkoły muzycznej: kompozycję, którą wykonujesz, powinno się tak znać, jakby była twoją własną – mówi Hania.

– I jeszcze jedno – dodaje Dobrawa. – W tej naszej muzyce nikt dotąd nie zdążył nam powiedzieć: „tak nie można”.

OPOWIEŚĆ O WIOLONCZELI zaczyna się od zastrzeżenia. – Chyba nikt, próbując opisać siebie i swoje wartości, nie powinien ich mierzyć przy pomocy rzeczy zewnętrznych – mówi Dobrawa. – Ale w moim życiu trochę tak jest. Utożsamiam się z wiolonczelą do tego stopnia, że trudno mi sobie wyobrazić, kim bym była bez niej. Jej brzmienie odkrywam od dwudziestu lat. Codziennie uczy czegoś nowego. Może właśnie czułości: że tak, jak jej dotknę, tak się odezwie. Gdy jestem pospinana i próbuję z niej coś wydobyć na siłę, wiolonczela nie reaguje. Niby przedmiot, a jakże świetny nauczyciel.

– Gdy gram, mam ją opartą o ciało, czuję, jak rezonuje – opowiada dalej. – Wibracje przechodzą przez całą mnie. Wiolonczela inaczej odzywa się w różnych przestrzeniach, uczy słuchania, bycia obecnym. Wciąż jesteśmy w swoich telefonach, uciekamy i za czymś gonimy. Instrument muzyczny rozkazuje ci być obecnym, ponieważ inaczej muzyka, którą na nim wykonujesz, nie będzie wiarygodna, przekonująca.

– Gry na fortepianie stosunkowo łatwiej się nauczyć – dopowiada Hania. – Już ze względu na budowę i technikę gry wydaje mi się instrumentem dużo bardziej dostępnym. Za to aby zdobyć w nim biegłość, potrzeba czasu jak przy każdym innym, a może i więcej.

Wiolonczela albo kontrabas to instrumenty, na których dużo trudniej wydobyć piękny i głęboki dźwięk. Ten trud jest fascynujący dla kompozytorów, np. kiedy grasz na kontrabasie czy wiolonczeli bardzo wysoko, co wymaga sporych umiejętności i wysiłku, dźwięk, który się wydobywa, ma w sobie pewien ludzki zaśpiew. Niedoskonały, nie idealnie czysty, z takim zająknięciem, które wydarza się w głosie, który drży. Na przykład ze wzruszenia. Mało co porusza bardziej.

Dobrawa kontynuuje: – Instrumenty smyczkowe są wyjątkowe, ściśle wiążą się z dotykiem. Ruch smyczka, sposób wibrowania, to, jak kładziesz palce na struny, mogą stworzyć unikatowe brzmienie. Tylko twoje. Ludzie siedzący za kotarą są w stanie ocenić, że to właśnie ty grasz ten jeden dźwięk. I ukazujesz nim całą swoją wrażliwość. Cały koloryt swojego ja.

Hania: – A może moja muzyka jest tak spokojna, bo twój dźwięk jest niezwykle czuły?

OSTATNIEJ JESIENI ukazał się nowy album Hani Rani i Dobrawy Czocher, „Inner Symphonies”, pierwszy nagrany w ramach kontraktu z Deutsche Grammophon (wytwórnia wydała też reedycję „Białej flagi”). Dziesięć nowych utworów, w większości skomponowanych wspólnie, ułożyło się w godzinny program, niby-symfonię.

– To historia opowiedziana jednym tchem – mówią.

W teledysku do utworu „Malasana”, wyreżyserowanym przez Mateusza Miszczyńskiego, wystąpiła sześcioosobowa rodzina uchodźców z Czeczenii, która przez 123 dni mieszkała na dworcu w Brześciu na granicy białorusko-polskiej, nie mogąc ani wrócić, ani przedostać się na naszą stronę. Nawet w krótkiej formie można opowiedzieć, dlaczego ludzie uciekają przed wojnami.

Hania: – Tytułem „Inner Symphonies” nie chciałyśmy niczego sugerować. Myślałyśmy bardziej o bardzo intymnym spleceniu się wielu historii. Naszych dwóch, ale też naszych instrumentów. O myśleniu wielowarstwowym, jakbyśmy dysponowały całą orkiestrą. Płyta trochę brzmi jak symfonia: jest uwertura, jakiś rodzaj wprowadzenia i nieskończona ilość brzmień. Kolejność utworów również ma znaczenie, bo myślimy też koncertowo, jak będziemy to wykonywać, jak zabrać słuchacza w pewną podróż.

Dobrawa: – W wędrówce do światła przechodzimy przez wiele intensywnych historii. Na płycie światło się przebija, czasem to tylko jeden takt w utworze. Prześwituje, nawet z mroku.

TO ŚWIATŁO, może nawet bardziej niż nadzieja, jest teraz potrzebne – mówią Hania i Dobrawa – bo rzeczywistość jest pełna lęków. Pandemia, granica, klimat, wojna. Muzyka to zaś nie tylko odskocznia.

Hani kojarzy się z wartościami – jak z podręczników Władysława Tatarkiewicza. – Z prawdą, dobrem i pięknem. Brzmi banalnie, ale to największa rzecz, o jaką można walczyć. Dla ludzi, dla natury, dla siebie samego. To z takim uczuciem chcemy pozostawiać słuchaczy po naszych koncertach: że jeszcze nie wszystko stracone. A muzyka ma tę siłę, bo opowiada o świetle nie słowami, tylko gestem, który uderza prosto w serce. Jak uścisk dłoni albo przytulenie. Pierwsze spotkanie i spojrzenie w oczy. Lekcja uwrażliwiania i empatii.

Dobrawie muzyka kojarzy się z podróżą, w której wciąż trzeba podejmować decyzje: – Wierzę, że każdy dzień to są wybory, i jeśli mój wybór dziś będzie chociaż trochę lepszy niż poprzedniego dnia, np. dla przyrody, dla drugiego człowieka, to i tak widać już to światło.

Chwilę rozmawiamy o końcu świata. O książce „Koniec lodu”, której autor, Dahr Jamail, były reporter wojenny, wraca do swoich korzeni, uznając, że skoro jesteśmy świadkami katastrofy klimatycznej, jedyne co nam pozostało – to zwrócić się ku sobie. O filmie „Ostatnia miłość na Ziemi”, w którym na skutek epidemii ludzie tracą wszystkie zmysły. I dopiero ślepi, bez węchu i smaku, podchodzą do siebie.

CZTERY MIESIĄCE KONCERTÓW w Polsce i Europie właśnie dobiegają końca. Kilka dni temu w kameralnym Monochrom Studio w Kotlinie Kłodzkiej Hania Rani zaczęła nagrania na swój trzeci solowy album, który ukaże się w przyszłym roku. Dobrawa Czocher natomiast podjęła się nagrania swojej debiutanckiej płyty solowej w Studiu 2 Polskiego Radia. Pod koniec tygodnia zagrają ostatnie na jakiś czas wspólne koncerty – 5 lutego w sali Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu, dzień później w katowickim NOSPR.

To już koniec trasy.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2022