Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W czasach, w których czołowe postaci polskiego życia kulturalnego nie są w stanie ze zrozumieniem przeczytać posta na fejsie, wybitna sportowczyni mierzy się z „Zabić drozda”. Żeby było jasne: ani mi przez głowę nie przeleci, żeby się wyśmiewać z atletów, którzy mają mózg zajęty bezustannym przeliczaniem trajektorii ciał w przestrzeni. Jestem w stanie (teoretycznie, oczywiście) zrozumieć, że w jestestwie wyczynowego czempiona nie pozostaje zbyt wiele miejsca na Pynchona. Sportowcy pracują głową, zajęta głowa rozproszy się Orwellem – dlatego nie dziwi mnie, że psycholożka Igi Świątek zasugerowała jej odłożenie „1984” na czas poturniejowy.
Mamy do czynienia z precedensem, osobą wszechstronnie wyjątkową, modelową w wielu wymiarach. Dekady temu niemiecki snajper Jürgen Klinsmann łączył owocną w gole pracę w Interze Mediolan z rozkoszowaniem się wersami Petrarki w oryginale, nie zaginie również pamięć o fascynującej osobowości brazylijskiego Doktora Sokratesa, ale piłkarzy jest, było i będzie wielu, a Sokratesów jak na receptę. Trudno ustalić, przedstawiciele której dyscypliny sportu jawią się najbardziej oczytanymi (siatkarze?), mam nadzieję, że naukowcy już to badają i lada dzień światu obwieszczą. Gdybym miał spekulować, pozwoliłbym sobie napisać, że jeśli chodzi o płeć tych, co skaczą i czytają – nie będzie niespodzianek.
W obecnym czasie podłym i turbulentnym, gdzie tyle niepewności i lęku, Iga jest Igą. Na zakończenie nie bez wysiłku przytoczę tytuł książki genialnego Andrei Pirlo: „Myślę, więc gram”. Myślenie, oczywiście, boli, ale ten ból jest siłą. ©