Jak przeżyć rok bez kupowania

Zaczynali w dwunastkę. Dwójka niesparowanych i 10 rodzin. Wytrwała ósemka.

14.12.2014

Czyta się kilka minut

Projekt Gregga Segala w ramach „Eating a Wall”: puste opakowania z całego tygodnia. / Fot. greggsegal.com
Projekt Gregga Segala w ramach „Eating a Wall”: puste opakowania z całego tygodnia. / Fot. greggsegal.com

Jest grudzień, czas Adwentu, miesiąc ofensywy dobroczynności i gromadzenia dóbr przed najważniejszą kolacją w roku. Z raportów firm badających zwyczaje Polaków wynika, że na prezenty wydajemy w jego trakcie ok. 30 proc. założonego świątecznego budżetu, czyli 137 euro. Oni, już po półmetku konsekwentnego wyrzekania się podobnych pokus, próbują radzić sobie inaczej, choć właśnie wtedy kończą im się ostatnie zapasy. Ktoś wymieni dwa kilo elektrośmieci na choinkę, ktoś obdaruje dzieci własnoręcznie wykonanymi prezentami. Ktoś złamie się i kupi w promocji żelazko, którego brak doskwierał mu najbardziej. Na stołach wigilijnych wylądują produkty od rodziny, sąsiadów, znajomych.

Na pytanie, po co zdecydowali się na roczny post od zakupów, nie ma jednej odpowiedzi. Z ciekawości (Marta): bo zamiast przedstawiać cudze historie w kolejnym reportażu, można stać się jedną z jego bohaterek. Żeby się sprawdzić (Ida). Bo potrzebowali odwyku (Aleksandra, która co dzień w drodze z pracy przecinała galerię handlową). Z konieczności, bo trzeba iść na urlop wychowawczy i będzie jedna pensja mniej. Bo w oszczędnym trybie funkcjonowali już wcześniej – jak Maria i Tomasz ze wsi pod Sławatyczami, którzy gotują na kuchni opalanej węglem, w ich domu nie ma ani jednego sprzętu o sklepowym pochodzeniu, a litr płynu do mycia naczyń wystarcza na rok.

Polska A i B. 12 gospodarstw domowych, 12 odmiennych sytuacji i postaw. Co można uznać za niezbędne, a co staje się zbytkiem? Jaka jest dziś cena za poczucie bezpieczeństwa, dostęp do wiedzy, zdrowia, czystego powietrza, samowystarczalności?

Modny minimalizm

Ci, którzy dobili do mety zgodnie z harmonogramem, dzielą się doświadczeniami z tamtego okresu, używając pseudonimów. Trochę jak uczestnicy tajnej misji: skoro zgodzili się przekazać światu swój intymny portret zakupowy z czasów antykonsumpcyjnej przygody, niech będzie pozbawiony twarzy i nazwisk. Żadne nie pali się do występów w stacjach telewizyjnych, podczas których prowadzący będą dopytywać, jak to możliwe, że w europejskim kraju u początku XXI w. można dobrowolnie powstrzymywać się od kupowania i mimo to przeżyć (choć niewykluczone, że ich obecność przed kamerami mogłaby przynieść skutki bardziej dalekosiężne niż proste przeliczniki słupków oglądalności). Wolą występować pod imionami, jakie przybrali na potrzeby książki. Jej tytuł: „Mniej”.

Jest wśród nich mieszkanka wrocławskiej kawalerki, lokatorzy bloku z wielkiej płyty w Skawinie, apartamentu w poniemieckiej kamienicy, domów na wsi warmińskiej i podlaskiej, wreszcie emigranci wynajmujący mieszkanie w Reykjavíku. Stolarz, przedszkolanka, ekonomistka, informatyk, rolnik, urzędniczka w ministerstwie, doula (położna prowadząca ciążę i poród), dyrektor artystyczny w agencji reklamowej, inżynier środowiska, przedsiębiorca, fotograf, specjalistka w korporacji.

Wśród nich – Marta Sapała. Warszawianka, matka 1,5-rocznego syna, dziennikarka dokumentująca zjawiska zyskujące popularność wśród 30-latków takich jak ona – przedstawicieli wolnych zawodów ze stolicy. Pisze o chustach do noszenia niemowląt, o balkonowych warzywniakach, o targach śniadaniowych albo wyprawach do lasu w poszukiwaniu ziół i warzyw.
Nie mogło jej umknąć, że wiele tych trendów wpisuje się w szerszy nurt, pod wspólnym szyldem minimalizmu. Zaczęło się siedem lat temu w USA od bloga prowadzonego przez Leo Babautę, który postanowił zmienić życie, zaczynając od pozbycia się większości dóbr. W sieci szybko zaroiło się od naśladowców, w sukurs przyszła fala globalnego kryzysu, a w Polsce – także przesyt gorączkowym nadrabianiem różnic między postkomunistyczną a zachodnią Europą. Ci, którzy zarabiają na zmienności konsumenckich gustów, wyczuli pismo nosem i zamiast walczyć z niepokojącą tendencją, wyszli jej naprzeciw.

Hasło „minimalizm” stało się tak wyświechtane, że nawet pierwsi propagatorzy tej filozofii wolą mówić np. o dobrowolnej prostocie.

Resztki przestają być resztkami

„Czesanie błotnistych przestrzeni w poszukiwaniu jadalnych resztek wydaje się zajęciem dla wykluczonych, jednak gdy podniesie się je do rangi wydarzenia promowanego na Facebooku, okazuje się, że może ono być pożądanym sposobem na spędzenie niedzielnego popołudnia. Wartym udokumentowania: koszyk wypełniony zieleniną, ubłocone huntery, wreszcie obiad ugotowany ze zwiezionych z pola resztek. Resztki przestają być resztkami. Wystarczy lekka korekta optyki, żeby ze strefy wykluczenia przejść do strefy uprzywilejowania”.

Marta: – Bardzo dobrze, że przy okazji zainteresowania ekologicznym jedzeniem, etyczną modą czy zrównoważonym transportem, odkopuje się też zapomniane hasła jak „kooperatywa” czy „kolektywizm”. Dyskusje o zmianie nawyków toczą się jednak głównie w gronie tych, których na nią stać. A istnieje też spora grupa ludzi, która kontestuje konsumpcjonizm, choć pewnie o tym nie wie. Nie tylko dlatego, że nie mają czym go karmić, ale również dlatego, że nie wyobrażają sobie marnowania jedzenia czy wymieniania zawartości szafy co sezon.

Dochód rozporządzalny uczestników eksperymentu: od 600 do 6 tys. zł miesięcznie. Mieli starać się wydać najmniej, ile się da, i tylko na to, co naprawdę niezbędne. Sceptycznym obserwatorom nie mógł umknąć fakt, że dzień startu przypadł w prima aprilis


Pokusy i wywrotki

„Zapasy. Oficjalne i ukryte. Szafki, półki, kredensy, pawlacze, piwnice, stryszki – tajne składowiska tego, co już niepotrzebne, i tego, co może się przydać. Wszyscy je mamy. (...) Indyk. Królik. Golonka z dzika. (...) Kilka paczek strączkowych, pomidory w puszkach, pomidory w kartonach, ogórki w słoikach, przetarte, na zupę. Słoik kapusty zakiszonej przez teściową. Dwa litry oliwy, roczny zapas balsamico, butelka oleju sezamowego – nigdy nie otwarta, choć już przeterminowana. (...) Dywizja blaszanych pudełek z herbatą: czarna, zielona, oolong, biała, owocowa, ziołowa. Jesteśmy gotowi”.

Najtrudniejszym miesiącem okaże się sierpień. To wtedy podda się Lena z Krakowa: zmęczy ją nieustanna samokontrola. Przemysław złamie się i wycofa z internetowego serwisu zakupowego dwa bilety na koncert ulubionej wokalistki, które chciał sprzedać. Elżbieta przestanie na jakiś czas zapisywać wydatki. Drobne przyjemności, jak piwo, czekolada, ulubione pikantne smarowidło, zabawka, która ukoi ból córki po wyrwaniu resztek złamanego na oblodzonej drodze mleczaka, ale też urlopowy wypoczynek – na tym polu walki z pokusami było najwięcej. Nie zawsze zakończonej sukcesem.

– Zależało mi na tym, żebyśmy nie tworzyli grupy antyzakupowego wsparcia – mówi Marta, wyjaśniając, czemu eksperyment dopuszczał potknięcia, w przeciwieństwie choćby do internetowej akcji „The Great American Apparel Diet”, której uczestnicy powstrzymywali się od zakupów ubrań i gdy zdarzyło się im ulec, spowiadali się pozostałym na forum, używając podobnych sformułowań jak członkowie ruchu Anonimowych Alkoholików. – Gdybyśmy całą parę ładowali w to, żeby nie zaliczyć ani jednej wywrotki, pewnie nie dowiedziałabym się niczego – poza tym że człowiek, owszem, jak się uprze i zaprze, a do tego oprze na innych, to jest w stanie nie wchodzić do sklepów przez rok. A nie o to mi chodziło.

Moja rozmówczyni wie, jak łatwo ideologia może stać się zastępczą religią albo przykrywką dla zgoła innych problemów. Kompulsywne kupowanie niewiele różni się tu od nałogowego wymieniania lub pozbywania się rzeczy – to dlatego z udziału w projekcie zrezygnuje Sylwia, która „diagnozowała w sobie konsumpcyjną namiętność o obezwładniającej niekiedy sile”. „Potrzebuję psychoterapii, a nie udziału w eksperymencie” – napisze do Marty.

Odkrycia Ameryki

„Dziesiąty miesiąc doświadczeń. Nie ma już śladu po emocjach. Ulotnił się dreszczyk. (...) Praktycznie nikt już nie zastanawia się nad tym, czy coś mu jest niezbędne. Ale nad tym, dlaczego się nie zastanawia”.

Dawniej Martę dręczyły pytania. Czemu sfera związana z kupowaniem i posiadaniem jest tak ważna, co nam utrudnia, a co pomaga zachować umiar, co dostajemy, gdy kupujemy, co może być naszą faktyczną potrzebą, a co wykreowaną przez kulturę. No i dlaczego tę wiedzę tak trudno wykorzystywać w praktyce?

Najtrudniejsze okazały się wyrzeczenia w relacjach z ludźmi. – Prezenty, wspólne spędzanie czasu, potrzeba wzajemności, dzielenia się, wspierania finansowo tych, którzy tego potrzebują, ale też obawa przed zranieniem kogoś. To był moment, w którym większość bohaterów się zatrzymywała – mówi Marta. – Ochoczo testowaliśmy własne granice, ale nie chcieliśmy tego robić, gdy chodziło o bliskich. Zwłaszcza dzieci.

Agata: – A mnie zaskoczyła łatwość, z jaką w nowej rzeczywistości poruszał się nasz syn. Stopniowe zmniejszanie naszych potrzeb. Gdybym teraz zaczynała, byłabym skłonna do radykalniejszych ograniczeń.

A z odkryć zwykłych, przyziemnych? Mizeria państwowej opieki medycznej. Konstatacja, że w polskim klimacie ani rower, ani komunikacja publiczna, promowana przez ekologów i zwolenników zrównoważonego transportu, wcale nie musi być najoszczędniejszym rozwiązaniem: po kilku listopadowych tygodniach borykania się z nieterminowością kursów, awariami biletomatów, podwyżkami cen za przejazdy i ekstremalnymi temperaturami, jedna z uczestniczek przeprosiła się z samochodem. Dojście do wniosku, że wyliczony przez statystyków najniższy rozporządzalny dochód nie ma nic wspólnego z godnym życiem, choćby na poziomie minimum.

Strasznie szybko minął ten rok – mówią teraz ci, którzy wytrwali.

Konsument sceptyczny

Umówmy się: uczestnicy antykonsumpcyjnej wyprawy nie odkryli prochu. Od czasów Diogenesa podobnych eksperymentów było sporo, niektóre opisywaliśmy w „TP”. Rok bez internetu, bez Facebooka. „Praktycznie każdy widzi wymierne skutki dziewięciomiesięcznego postu. W głowie, w lodówce, w portfelu, na koncie”. Ale co potem? Czy wraca się do dawnych nawyków?

Większość przyznaje, że ożywił się w nich gen społecznikowski. Chęć działania, wzmożona postawa obywatelska.
Marta: – Gdy skończył się rok bez zakupów, okazało się, że większość odczuwalnych w jego trakcie braków zniknęła. Pojawiła się za to ostrość widzenia.

Nie zmienili się w ascetów, lecz w konsumentów sceptycznych. Są uważniejsi, a przez to bardziej odporni. Zwłaszcza ci, którzy wcześniej lekką ręką wydawali pieniądze, mówią, że nie potrafią już, widząc w sklepie atrakcyjną rzecz niezaliczaną do kategorii niezbędnej, nie przeliczać jej wartości na godziny własnej pracy. Pojawiło się poczucie odpowiedzialności – za swoje decyzje, ale też np. za ilość śmieci generowanych przez zakupy.

– Pewnie trudniej nas omamić, ale i my nie oszukujemy siebie, gdy pozwalamy sobie na różne ekscesy. Bo wciąż je popełniamy – dodaje Marta. – Dlatego sama nie mam zadatków na ideolożkę. Nie odnajduję się w jednoznacznych równaniach typu „mniej znaczy więcej”.

Agata w tym roku urodziła córkę. – Zdziwiłam się, że wbrew temu, co słyszałam, małe dziecko może tak mało kosztować.
Ida: – Można brać pod uwagę wszystko, co podsuwa świat, reklama, obyczaje, tradycja. Wręcz wskazane jest, by z grubsza orientować się, co się dzieje i gdzie się żyje, ale zasady muszą być jasne: odróżniam autentyczne potrzeby od rozbudzanych przez innych. Nie chcę przyjmować cudzych komunikatów za swoje. Wolę korzystać ze świata przytomnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2014