Jacek Podsiadło: O niebo lepiej

Ostatni będą pierwszymi. Podsiadłowie (mówiło się: Podsiadłe) sprawili sobie telewizor od razu kolorowy, pierwszy we wsi. Był to ruski elektron. Strasznie się psuł i szybko został zastąpiony rubinem, który spisywał się o niebo lepiej.

05.02.2023

Czyta się kilka minut

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE /
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE /

Na początku była Gąska Balbinka. Przed dziennikiem, o 19.20. Balbince towarzyszył Ptyś, oboje mówili skrzeczącym głosem Danuty Mancewicz, z tym że Ptyś seplenił odwrotnie, c, z i s wymawiał jak cz, ż i sz. Było kilka dowcipów wykorzystujących ten fakt, rubasznych i ściśle związanych z fizjologią człowieka. Niedługo potem stworzono Jacka i Agatkę, rodzeństwo pacynek mówiące głosem Zofii Raciborskiej.

Na początku na telewizję chodziło się do Adamczyków. Banda dzieciaków przesiadywała tam przed małym ekranem częściej i dłużej, niż mili gospodarze sobie życzyli, toteż stałym punktem programu było wyłączanie korków. Nieśmiały pan Adamczyk nie umiał ot tak wyprosić smarkatych telemanów, kiedy zatem miał ich już dość, wychodził do sieni, wykręcał korki, wracał i dziwił się: „A co to, telewizor nie chodzi? Znowu prąd wyłączyli!”. Kiedy po wielu latach opowiadano, jak długo i strasznie Adamczyk się męczył, zanim umarł, zawsze przebiegało mi przez głowę, że to kara za te korki.

Żeby Adamczyków trochę odciążyć, na mecze i westerny (mówiło się: łestery) chłopiec chadzał do Kasprzyków. Zapamiętałem tam właśnie obejrzany mecz z Grecją z 1971 r. Nasi wygrali 7:0. W błocie, bo nad poznańskim stadionem przeszła burza. Kiedy do sąsiadów z drugiej strony, Baków, prawie jednocześnie wprowadziło się dwóch młodych zięciów, na mecze piłkarskie chłopiec zaczął się wpraszać do nich.

Aparat Baków był to chyba ametyst lub lazuryt, a Adamczyków tosca-lux. Telewizory ówczesne były ludziom podobne. Charakteryzowały się prostą konstrukcją, ale każdy miał coś spartolone w środku. Pod ­monitorem lub obok niego miały pokrętła jasności, ostrości i głośności, a na ścianie bocznej duży przełącznik kanałów, do 1970 roku w ogóle niepotrzebny. Oczywiście gdzieś z tyłu wpinało się biegnący za okno kabel antycznej anteny.

Ostatni będą pierwszymi. Podsiadłowie (mówiło się: Podsiadłe) sprawili sobie telewizor od razu kolorowy, pierwszy we wsi. Był to ruski elektron. Strasznie się psuł i szybko został zastąpiony rubinem, który spisywał się o niebo lepiej.

Zaraz po meczach najlepsze w nowym niebie były seriale. Najlepsze z najlepszych miały w tytule przygody lub podróże. „Przygody Robin Hooda”, „Przygody Wilhelma Tella”, „Znak Zorro”. Z takich bardziej westernowych to „Bonanza”, „Złamana strzała” i „Podróże Jaimiego McPheetersa”. Ale ­ponieważ oglądało się jak leci, chłopiec obejrzał nawet „Dyrektorów”, nudziarstwo z piątej fali socrealizmu. Bohaterką „Dyrektorów” była fabryka Famel czy Fawel, która coś tam produkowała. Akcja polegała na rozmawianiu o kłopotach fabryki. Na przykład dyrektor Wanad rozmawiał przez pół godziny z inżynierem Stokłosem, a potem inżynier Stokłos dwadzieścia minut rozmawiał z towarzyszem Czyżewskim, a wózek akumulatorowy rozwoził w tym czasie po wydziałach zupę, którą robotnicy jedli z blaszanych misek. Na twarzach aktorów malowało się głównie znudzenie wypowiadanymi przez nich kwestiami i niesmak spowodowany zupą. Całowania się prawie nie było, nie mówiąc już o scenach łóżkowych, których w całym serialu było ze dwie lub trzy, jak któryś dyrektor był chory. Kiedy wreszcie taka bardziej smakowita scena się zdarzyła, mężczyzna pół nocy przemawiał do kobiety, która udawała, że nie śpi, o napiętym planie, egzekutywie, wysoko­kwalifikowanych tokarzach precyzyjnych oraz o tym, że Wrocław zalega z dostawami, zatem nie jest w stanie gotowości.

Ale „Dyrektorzy” to już środek lat 70., zasadniczo złotych dla telewizji. Dzięki Maciejowi Szczepańskiemu i Mariuszowi Walterowi nawet prelekcje o progach i barierach w gospodarce socjalistycznej i wspomnienia świadków wojny bywały zajmujące. Zadaniem uczestników programu „Progi i bariery” było ciekawie opowiadać o swoim nieciekawym życiu. Mało kto doszedł do końca, bo zadaniem jurorów było gaszenie światełka, kiedy któremu znudziło się słuchanie. Po wyłączeniu połowy światełek delikwentowi zabierano mikrofon. „Świadkowie” specjalizowali się w doprowadzaniu na oczach telewidzów do spotkań ludzi, którzy się pogubili wskutek niemieckiej agresji. Wzorem zaś wszystkich prowadzących talent shows pozostał na wieki wieków Aleksander Bardini. Beata Andrzejewska po debiucie u niego trafiła na scenę i do filmu, tylko jednego, ale jakiego, na jaką scenę! Scenę swatów przy salcesonie i meczu Polska–Cypr w „Czy jest tu panna na wydaniu”.

A chłopiec? Czy do debiutu pisarskiego nie popchnął go program Andrzeja Bobera z cyklu „Mam pomysł”, do którego red. Bober zapraszał domorosłych racjonalizatorów, wynalazców i inne złote rączki? Tak sobie pomyślałem niedawno, zobaczywszy archiwalny kawałek ze Zdzisławem Korbeckim, twórcą minispawarek, miniwyciągarki zasilanej akumulatorem samochodowym i miniskutera tak małego, że nie dało się na nim jeździć, a on pokonał na nim w kucki Alpy. Prezentacja wyciągarki zaczyna się od sekundowego ujęcia kubła z napisem „30 kg” wypełnionego cegłą dziurawką. A debiutem chłopca była mająca miejsce mniej więcej wtedy publikacja w „Świecie Młodych” patentu na urządzenie do wciągania cegieł na piętro budowanego domu. Dowcip polegał na tym, że na końcach liny przewieszonej przez typowy bloczek murarski należało umieścić dwa kubły. Żeby z dołu wciągnąć na drugie piętro 20 kilo cegieł, należało na drugim piętrze włożyć do drugiego kubła 40 kilo cegieł i akt wciągnięcia dokonywał się siłami natury. Z dziećmi PRL-u tak było, że jeszcze im anteny dobrze nie wyrosły, a już nastawione były na absurd. I sekunda im wystarczała.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2023

W druku ukazał się pod tytułem: O niebo lepiej