Istnienie oraz szepty grozy

Dobrzy poeci są dowodem na istnienie Boga, prawie wszyscy muzycy, wielu malarzy. Aktorzy? A Marcin Świetlicki?

30.11.2015

Czyta się kilka minut

Marcin Świetlicki - poeta, autor kryminałów, lider zespołu Świetliki, laureat tegorocznej Nagrody Silesius za całokształt twórczości. Kraków, 2009 r.  / Fot. Tomasz Wiech, Agencja Gazeta
Marcin Świetlicki - poeta, autor kryminałów, lider zespołu Świetliki, laureat tegorocznej Nagrody Silesius za całokształt twórczości. Kraków, 2009 r. / Fot. Tomasz Wiech, Agencja Gazeta

Czy Marcin Świetlicki jest dowodem na istnienie Pana Boga, co więcej – w razie, gdyby odpowiedź była pozytywna – czy jest ci on źródłem Jego satysfakcji?

To poeta charyzmatyczny. Jemu zawdzięczamy, może bardziej niż innym, że wiersze wciąż nie są fanaberią garstki niedobitków. Podoba się i przyciąga uwagę. Zgrabnie prowokuje, błyska. Będąc specjalistą od ostrej riposty, niestety także od nieważkiej zaczepki, na końcu okazuje się przede wszystkim przejmującym głosem lęku, chleba naszego powszedniego. Szepcze grozę.

Esemesy. Karol: – Piotrze, czytam nowego Świetlickiego i nie mogę się oderwać. Kapitalne, mocne, gorzkie. Takich wierszy mi trzeba:). Odpowiedź: – A wiersze psie już czytałeś? K.: – Psie wiersze – kolosalnie dobre. Jednak tym „mętnym oschłym filozofom” stanowcze tak:). Po co czytać wiersze, jeśli nie dla radości, że ktoś ogarnia, komplikuje, zmyśla, wkręca świat/nas? Chłop w średnim wieku, ale książka średnia nie jest. Jakaś taka, hm, kultowa? Dokuczliwe wiersze. Świetlik w najlepszej dyspozycji. Skacze jak Małysz za dobrych lat. Konkurencja bez szans. Jak sądzisz? Odp.: – :). K.: – Piotrze, a ten o jeżu, psie i księżycu?

Czytam: „Na trawniku wraz z suką znajdujemy jeża. / Udaje, że nie żyje. Idealna kula / z serduszka szyszką. Ponad nami pełnia, / kuli się wszystko”. Obraz minimalny, gęsty, sedno niepokoju, wzniosłość bez patosu, dyskretny koncept łańcucha zalęknionych bytów. Rzeczywiście, ważny wiersz. Imponujący, bo wycięty prawie z niczego, z sytuacji dobrze znanej wszystkim, którzy wieczorami spacerują z psem, tyleż banalnej, co – jeśli się przyjrzeć – niezwykłej. Banalność znaczy tu powszechność, niezwykłość – fakt, że w tych paru słowach rozpoznają się ludzie mający na wskroś własne i niepodzielne doświadczenia. Poetyckość nie więzi Świetlickiego, lecz niesie. Jego idiom, ego jego, staje się mową przeżyć cudzych: „takich wierszy mi trzeba”.

Karol Francuzik ma słuch stuprocentowy. Kiedyś sam poeta, zbyt wymagający, żeby pisać dalej, za młodu świetny redaktor „Pro Arte”, jeden z najlepszych odbiorców liryki, jakich spotkałem. Inspirowany przez wewnętrzną potrzebę, niezależny, czule krytyczny. Będąc po stronie kotów, docenił wiersze psie. Jest dowodem na istnienie poezji jako rzeczy ważnej. Co wszak nie oznacza, że jest po stronie jednej poezji przeciw innej. Czyta z pasją, jeśli się orientuję, Andrzeja Sosnowskiego. Dawno temu polecił mi Bartosza Konstrata (och i ach, same dobre myśli), wiernie kibicuje bardzo ciekawemu Marcinowi Czerkasowowi. Jest jak Andrzej Franaszek i Anna Kałuża w jednym.

Nawiasem mówiąc, Marcin Świetlicki jest bardziej poetą Andrzeja Franaszka niż Anny Kałuży, z czego – jak przypuszczam – zdaje sobie sprawę. I z tego też powodu Andrzeja Franaszka leciutko zaczepia. A może – nazywając imieniem wybitnego krytyka jeden z nowych gatunków lirycznych – oddaje mu hołd? Nie da się, szczęśliwie nie można, ewentualności tej wykluczyć.

A poza tym jemu wolno wszystko, bo jest twórcą zbawionym. Kto kocha zwierzęta, nie popadając w nienawiść do ludzi, wart jest nieba. Bo przecież niektóre zwierzęta, np. czarne labradory, są świadectwem Boga, lecz ludzie w ogólności rzadko. Podobno piękne kobiety, jednak coś mnie w tej opinii razi. Bóg, mogąc wszystko, nie jest zapewne seksistą i trudno sobie wyobrazić, aby był zainteresowany uszczuplaniem bogactwa, które sam powołał. Przypuszczam, że osobliwie cieszą Go inni i odmieńcy budzący nasze lęki.

Świetlicki kocha sukę, widząc w niej obcość i doznając bliskości. Pobiera u niej lekcje taoizmu, w niej znajduje prostotę, która czyni go lepszym człowiekiem. Lepszym nie znaczy bezzębnym. Sławne jego szorstkości, zniesmaczenia i wojenki nadal dzieją się w „Delcie Dietla”, ale jakby łagodniej. Zatem raz jeszcze: groza tu się szepce, stając się wskutek tego czymś mniejszym, bardziej oswojonym, występując raczej pod postacią wszechobecnych ziarenek goryczy niż nagłych przepaści. To rezultat rymów, które – jak wiadomo – język zaokrąglają i toczą wyrazy.

Pani Natalia, inteligentna i rezolutna, na zajęciach: – Ależ on jest rezonerem, przestał się rozwijać, nie mówi nic, czego już bym nie wiedziała. Odpowiedź: – Ależ pani Natalio, on jest poetą religijnym, któremu nie zależy na tym, by wydać się inteligentniejszym od pani, lecz na tym, by znaleźć dowód na istnienie oraz istnieć jako dowód. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015