Ironiczna staruszka w telewizji

Informacja o planach nakręcenia w Wielkiej Brytanii reality show z księdzem anglikańskim w roli głównej zdaje się zaliczać do kategorii niezobowiązujących ciekawostek. To jednak tylko pozory. Tak naprawdę mamy do czynienia z niemal doskonałym odbiciem kondycji anglikanizmu na Wyspach.

03.10.2004

Czyta się kilka minut

Zacznijmy od faktów. Program nosi roboczy tytuł “Ksiądz Idol", co jest nawiązaniem do popularnego w Wielkiej Brytanii reality show “Pop Idol". To jednak sugestia nieco myląca. Ze zdawkowych wypowiedzi producentów wynika bowiem, że celem programu nie jest pokazanie rywalizacji między duchownymi. Ten etap ma zostać rozstrzygnięty bez udziału kamer, przy decydującym głosie władz diecezjalnych. Telewizja wkroczy dopiero w chwili, gdy wybraniec obejmie parafię. Jego zadanie ma polegać na reanimacji mocno podupadłej wspólnoty: przez rok będzie dysponował nieokreśloną bliżej sumą pieniędzy oraz zespołem doradców. Formułę programu można zatem zaliczyć do gatunku telenoweli dokumentalnej. Na antenie “Ksiądz Idol" ma się pojawić pod koniec przyszłego roku.

"Poczuliśmy, że to dar"

Pomysł wyszedł z redakcji religijnej Channel 4, kanału od dawna opierającego ramówkę w znacznej części na klasycznym i modyfikowanym formacie reality show. Co ciekawe, szef wspomnianej redakcji - Aaqil Ahmed - jest muzułmaninem, a główny twórca programu, Naronder Minhas - sikhiem. Do przedstawionej przez nich idei przychylnie odniosła się strona kościelna: “Gdy przyszli do nas producenci programu, poczuliśmy, że to dar" - powiedział biskup Stephen Platten, opiekujący się diecezją Wakefield. Z jego słów wynika, że Kościół anglikański liczy, iż ewentualny sukces odniesiony na ekranie przez jednego z księży może stanowić zachętę i przykład dla pozostałych duchownych. Rzecznik Kościoła Anglii również nie wniósł większych zastrzeżeń, zwracając jedynie uwagę, że program powinien otrzymać bardziej stosowną nazwę.

Wybrano już miejsce, gdzie misję podejmie ksiądz-idol: niczym niewyróżniający się kościółek pod wezwaniem Marii Magdaleny w wiosce Lundwood, hrabstwo Yorkshire Południowe. Parafia idealnie spełnia wymogi producentów programu przede wszystkim z powodu kiepskiej kondycji. Na niedzielnej Mszy stawia się tam średnio dziewięcioro wiernych, wyłącznie starszych. Wspólnota nie ma własnego proboszcza. Telewizyjne show to ostatnia szansa, aby ocalić świątynię, której grozi licytacja, a w efekcie przebudowa na kawiarnię, restaurację lub mieszkania. Czyli los całkiem powszechny we współczesnej Wielkiej Brytanii, już nawet niezbyt bulwersujący.

Zewnętrznego obserwatora najbardziej zaskakuje natomiast reakcja Kościoła, który wręcz z entuzjazmem godzi się na współpracę z komercyjną telewizją przy programie rozrywkowym. Kto jednak zna brytyjskie realia, nie powinien się dziwić. Demograficzna sytuacja narodowego wyznania Anglii jest bowiem tak zła, że każdy, nawet najbardziej ekstrawagancki pomysł na rewitalizację wydaje się godzien uwagi. Ze statystyk za rok 2002 wynika, że w ciągu tygodnia na Mszy pojawia się średnio 1,16 miliona wiernych, co oznacza spadek o 3 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Wszystko rozgrywa się w niemal 60-milionowym społeczeństwie, w którym połowa mieszkańców deklaruje się jako anglikanie.

Zdecydowaną większość wciąż chodzących do kościoła stanowią osoby starsze. Rzednięciu szeregów wiernych towarzyszy narastanie problemów finansowych. Mniejsze wpływy z tacy oznaczają zaś kłopoty z utrzymaniem budynków, za co odpowiedzialne są lokalne społeczności. Starzeje się również duchowieństwo: więcej księży jest na emeryturze, niż pełni posługę. Obejmowanie dodatkowych parafii przez jednego kapłana stało się raczej normą niż wyjątkiem. Wiadomości budzących nadzieję jest niewiele. Stały wzrost wiernych odnotowuje wprawdzie diecezja londyńska, tendencja zwyżkowa jest jednak związana z napływem imigrantów-anglikanów z Afryki i Karaibów.

Kawa w nawie, dyskoteka w krypcie

Władze kościelne robią, co mogą, aby zwiększyć atrakcyjność anglikanizmu. Wiele parafii wprowadziło Msze w ciągu tygodnia, żeby uniknąć konkurencji ze świeckimi sposobami spędzania weekendów. Spory nacisk kładzie się ma rozwój internetu; diecezja oksfordzka powołała wirtualną parafię dla osób niechętnie wiążących się z tradycyjną strukturą kościelną. Niektóre pomysły są zresztą mocno kontrowersyjne. Podczas zeszłorocznych obrad Synodu Generalnego prasa poinformowała, że parafiom zaleca się organizowanie w bocznych nawach “spotkań przy kawie", a w kryptach - dyskotek. Rozważa się także wynajmowanie części kościołów na kawiarenki czy bary, co z kolei ma złagodzić kłopoty finansowe. Arcybiskup Canterbury, Rowan Williams, wzywa księży, aby w trosce o dobry kontakt z wiernymi oglądali najpopularniejsze seriale.

Trend związany z uatrakcyjnianiem przekazu ociera się chwilami o świętokradztwo. Tak było w przypadku “Kieszonkowego modlitewnika na rzecz pokoju i sprawiedliwości", wydanego przez jedno z anglikańskich wydawnictw, w którym dokonano daleko idącej korekty tradycyjnych modlitw oraz psalmów biblijnych w duchu poprawności politycznej; np. wers “Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę", przybrał formę “Choćby doszło do gwałtownego konfliktu społecznego, nie ulęknę się, Panie". Jeden z kościelnych komitetów orzekł z kolei, że trzej królowie... nie musieli być mężczyznami. Powoływano się na najnowsze studia naukowe nad pochodzeniem słowa magos, które miało oznaczać urzędników dworu perskiego. Z tego odkrycia wyprowadzono interpretację, że ewangeliczni królowie - przynajmniej teoretycznie - mogli być płci pięknej. Ku pociesze tradycjonalistów przyznano jednak, że to mało prawdopodobne.

Liczne “ekstrawagancje", których zresztą jest znacznie więcej, nie są oczywiście istotą działalności Kościoła. Zdecydowanie jednak dominują w mediach - obok informacji o gorących sporach w kwestii wyświęcania aktywnych homoseksualistów na księży czy też kapłaństwa kobiet. Ta karykaturalność medialnego obrazu jest niewątpliwie dowodem na słabość wspólnoty anglikańskiej, której niezwykle rzadko udaje się dotrzeć do odbiorców z przesłaniem związanym z zasadniczą misją chrześcijaństwa. Na uwagę mediów może liczyć tylko to, co sensacyjne, egzotyczne, zabawne. Głos Kościoła w kwestiach nauczania jest niemal niesłyszalny. Można zresztą odnieść wrażenie, że biskupi są bardzo ostrożni, by się nikomu nie narazić. W sprawie życia poczętego dużo donośniej słychać głos popularnego dziennika “Daily Mail" niż hierarchów. Jakże inna to sytuacja od realiów znad Wisły, gdzie Kościół katolicki wciąż może liczyć na całkiem imponujący szereg nieoficjalnych “rzeczników", skutecznie wprowadzających jego racje do głównego obiegu. W czasach demokracji medialnej to rzecz bezcenna, której nie zastąpią nawet najzręczniej napisane listy pasterskie czy też mało dynamiczna prasa stricte kościelna. Na marginesie wypada stwierdzić, że Kościół w Polsce niezwykle rzadko wydaje się takie dobro doceniać.

Nie należy przy tym sądzić, że stała degradacja roli anglikanizmu na Wyspach odbywa się w jakiejś dramatycznej dekoracji. Anglicy to chyba najmniej religijne społeczeństwo wolnego świata, a Kościół anglikański to jedna z najbardziej liberalnych wspólnot, przesiąknięta mocno duchem dość swobodnego podejścia tak do formy, jak i - coraz śmielej - do treści swego credo. Napięcia są zatem niewielkie; obie strony wydają się traktować stan rzeczy raczej jako coś nieuniknionego niż godnego gwałtownych gestów. Już ładnych parę lat temu obrazowo ujął to późniejszy arcybiskup Canterbury, George Carey, stwierdzając: “Widzę nasz Kościół jako staruszkę mruczącą coś do siebie w kącie, ignorowaną przez większą część czasu". Jak zauważa antropolog Kate Fox (autorka ciekawej pracy o społeczeństwie angielskim “Watching The English. The Hidden Rules of English Behaviour"), nie chodzi przy tym o wrogość wobec religii, ale o “grzeczną, tolerancyjną i łagodną obojętność", podlaną obficie obowiązującą w Wielkiej Brytanii subtelną ironią. Wiara innych jest więc rzeczą całkowicie uprawnioną, o ile nie nie wykracza poza ściśle zdefiniowaną sferę prywatną. Nie przypadkiem premier Tony Blair, prywatnie zaangażowany chrześcijanin, publicznie unika jakiejkolwiek wzmianki na temat własnych przekonań religijnych. Izolację chrześcijan dodatkowo wzmacnia oficjalnie zaakceptowana wielokulturowość społeczeństwa.

Biskupi otwarcie przyznają, że większość nominalnych anglikanów to “poganie w drugim lub nawet trzecim pokoleniu". Kryzys nie zaczął się przecież wczoraj, jego pierwsze oznaki sięgają początków ubiegłego stulecia. Trwa tak długo, że stał się sprawą oczywistą nawet dla samego Kościoła. Wymierająca powoli grupka wiernych z parafii św. Marii Magdaleny w Lundwood stanowi jedynie kolejny symbol trudnych czasów. Podobnie jak symboliczne są nadzieje, że lepsze lata nadejdą dzięki pomocy telewizji.

Jacek Karnowski jest dziennikarzem Sekcji Polskiej BBC.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2004