Iracki wybór

Amerykanie popełnili w Iraku wiele błędów. Ale błędem nie było jedno: obalenie dyktatora-mordercy. Dziś Irak jest najbardziej wolnym ze wszystkich krajów arabskich. I najmniej bezpiecznym. Kwestią życia i śmierci nazwał wybory w Iraku Fouad Ajami - z pochodzenia Libańczyk, specjalista od Bliskiego Wschodu z Hopkins University w Nowym Jorku. Kwestią życia i śmierci w podwójnym znaczeniu.

06.02.2005

Czyta się kilka minut

Po pierwsze, pójście do urn w minioną niedzielę było aktem odwagi w tych kilku prowincjach, gdzie terroryści i rebelianci (czy też ekssaddamowcy - trudno znaleźć adekwatne słowo dla określenia grup sunnickich, tęskniących za czasami Saddama) są najaktywniejsi. Po drugie, w sytuacji, gdy kampania terrorystyczna od wielu tygodni miała zastraszyć Irakijczyków, by frekwencja była jak najniższa i nowy parlament nie był ani wiarygodny, ani reprezentatywny, irackie wybory nabrały ogromnego znaczenia politycznego, symbolicznego i psychologicznego.

I choć oficjalne wyniki poznamy za kilka dni, wiadomo już jedno: Irakijczycy nie dali się zastraszyć. W wyborach wzięła udział ponad połowa z 14 mln uprawnionych; wstępne dane mówią o 60 proc. Na terenach kurdyjskich i szyickich była to większość zdecydowana, ponad 70 proc. (że to niemało, niech zaświadczy frekwencja podczas polskich wyborów w czerwcu 1989: choć nikt nam nie groził śmiercią, do urn poszło tylko 65 proc. obywateli). Nawet notoryczny krytyk prezydenta George’a W. Busha, sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, przyznał, że “ci Irakijczycy, którzy poszli głosować, byli odważni". Bo bomby wybuchały w kolejkach przed lokalami wyborczymi: dla 36 irackich wyborców były to pierwsze i ostatnie wolne wybory w życiu.

Co dalej? Wojska USA i ich sojuszników powinny opuścić Irak, gdy tylko nowe władze będą mogły, jeśli nie zlikwidować terror (co, jak pokazuje np. historia Izraela, jest nierealne), to przynajmniej kontrolować sytuację na tyle, by terroryści nie paraliżowali budowy nowego państwa. Tak wysoka frekwencja to również sygnał dla aliantów - choć inny w przypadku szyitów (którzy chcą, by obce wojska opuściły Irak), a inny w przypadku Kurdów (dla nich obecność Amerykanów jest gwarancją ich dopiero co uzyskanych swobód i nadzieją na przyszłą autonomię; także gwarancją, że Turcja nie będzie ingerować w irackim Kurdystanie).

Jednak gdyby Amerykanie wycofali się już dziś, można założyć, że po kilku miesiącach jednymi z pierwszych, krytykujących Busha za taką decyzję byliby ci, którzy teraz krytykują go za “okupację". Bo zamachy, porwania, morderstwa nie skończą się szybko. Wybór Zgromadzenia Narodowego, które ma powołać nowy rząd i opracować konstytucję, nie powstrzyma Al-Zarkawiego przed ucinaniem głów irackim policjantom czy filipińskim kierowcom - jego celem nie jest przejęcie władzy i zaproponowanie Irakijczykom alternatywy wobec programu nowego irackiego parlamentu i rządu.

O ile postawa sunnitów - w większości bojkotujących wybory - jest w jakiejś mierze racjonalna (Irak rządzony przez władze pochodzące z wyboru nie jest w ich interesie, skoro oznacza koniec sunnickiej dominacji w tym kraju od 1920 r.), to Al-Zarkawi i podobni “powstańcy z importu" traktują Irak jako rodzaj terrorystycznego poligonu - ze wszystkich państw arabskich, w których aktywny jest terroryzm ŕ la Al-Kaida, najłatwiej działać nie w takich krajach policyjnych, jak Arabia Saudyjska, Jordania czy Kuwejt, ale właśnie w Iraku, gdzie nowe struktury administracji, wojska i policji są jeszcze słabe, a żołnierzy koalicji za mało. Natomiast los narodu irackiego jest dla Al-Zarkawiego obojętny. Podobnie zresztą jak dla wielu zachodnich krytyków Busha.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005