Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie trzeba więc pisać dodatkowej laurki dla pomysłodawców i pracowników Pogotowia Duchowego. Są w gronie tych, którzy chcą uczynić ten świat lepszym, i wiedzą, że prosi ich o to także ktoś Inny.
To prawda, że skuteczność osoby pomagającej jest uwarunkowana poziomem jej samoświadomości i umiejętnością wykorzystania własnej osoby jako narzędzia zmiany. Nie mogę się jednak zgodzić z tezą, że do takiej pracy, nawet jeśli widzianej z perspektywy powołania, „wystarczy być dyspozycyjnym, mieć telefon i być wierzącym księdzem”, czyli być dostępnym 24 godziny przez 7 dni w tygodniu.
Pogotowie Duchowe – telefon zaufania prowadzony przez księży – wymaga większego wsparcia Kościoła.
Takie idealistyczne nastawienie niesie ze sobą ryzyko szybkiego wypalenia lub zmęczenia współczuciem, a także doświadczenia zastępczego stresu pourazowego (ostrego stresu wtórnego). To prawda, bez telefonu nie będzie Pogotowia Duchowego, ale nie wystarczy być dyspozycyjnym, bo istnieją dwa typy „idealnych kandydatów do wypalenia”: niezdyscyplinowany aktywista duszpasterski oraz nieasertywny („chronicznie miły”) ksiądz. Nie wystarczy również być wierzącym, bo „syndrom zbawcy” wspiera często problem z oceną „niesienia krzyża” – czyli poświęcania się i pracy bez wytchnienia.
Inna kwestia, nieporuszona wprost w reportażu, ale nie mniej ważna, to posiadanie profesjonalnych kompetencji do radzenia sobie z różnymi typami kryzysów. W przytoczonych świadectwach mamy przykłady udanych (skutecznych) interwencji, ale gotowości do bicia się ze sprawcą gwałtu za taką już uznać nie można. Cechy ważne w sytuacji kryzysowej to opanowanie, zdrowy rozsądek i umiejętność przekazywania innym wiary we własne siły. Poza aktywnym słuchaniem ważne jest również rozróżnienie empatii od współczucia, gdyż to drugie może utrudnić wyjście z kryzysu, przedłużając zależność osoby w kryzysie od duchownego, który „podniósł słuchawkę”.
Nie piszę tych uwag po to, żeby kogokolwiek zaangażowanego w Pogotowie Duchowe krytykować czy nawet pouczać. Przeciwnie, zależy mi na tym, żeby podkreślić, że jest to specjalistyczna forma duszpasterstwa, do której trzeba się przygotować i która wymaga wsparcia instytucjonalnego, a nie jedynie odpowiedniego stanu ducha u tych, którzy w ten sposób chcą pomagać innym. Jak widać, zapotrzebowanie na taką pomoc jest olbrzymie, a księży nie tylko gotowych, ale przygotowanych do takiej pracy – niewielu. Do takiej pracy nie da się odgórnie kogoś wyznaczyć, bo nawet jeśli nie zdezerteruje, to albo szybko się wypali, albo uda na wewnętrzną emigrację, a więc tak naprawdę nikomu nie pomoże – najwyżej przyniesie chwilową ulgę. Trzeba stworzyć warunki tym, którzy czują takie powołanie, szkolić ich i dać okazję do superwizji. Każda „uratowana dusza” jest tego warta. Nie zastanawiajmy się więc zbyt długo, kto i jak ma to zrobić, i nie pozwólmy, aby Pogotowie Duchowe stało się wkrótce wspomnieniem. ©℗