Infolinia

Od producenta krawatów po dostarczyciela dronów – każdy szanujący się biznesmen uruchamia infolinię.

08.10.2013

Czyta się kilka minut

Krawat się nie zawiązuje? Dzwonimy – ciepły głos napełnia nas otuchą i wskazuje obszerną ofertę krawatów na gumce. Dron zanadto warczy? – niedźwiedzi bas zaleca reset komputerów. Proszek do prania ma smak zbyt wytrawny? – energiczna operatorka proponuje wizytę u toksykologa i psychiatry. Świat przedsiębiorców czyni wszystko, co w jego mocy, byśmy nie czuli się sami wobec grozy technologii. Wobec ponurej i depresyjnej perspektywy stania się w oczach ogółu osobnikami niezaawansowanymi biznes dba o nasze zaawansowanie – i za to mu chwała.

Wbrew opiniom kontestatorów świat jest znacznie bardziej różowy niż ongiś. Dzisiejsza oferta kontaktu z ludźmi życzliwymi i kompetentnymi przerasta wszystko, co w ramach szeroko pojętej życzliwości ludzkość miała do zaproponowania od swego zarania. Cóż z tego, że życzliwość ta jest elementem komercji? Nic. Rzuca się w oczy asymetria pomiędzy zaangażowaniem przedsiębiorców w życzliwość a brakiem takiego zaangażowania ze strony przedstawicieli demokracji. Ci drudzy są szalenie oszczędni w słowach i instruowaniu. Wokół nas znajdujemy wielu ludzi, którzy skorzystali z numeru telefonicznego wydrukowanego na opakowaniu jogurtu, ale nie znamy nikogo, kto zadzwoniłby do parlamentu czy rady miejskiej z prośbą o instrukcję obsługi republiki. Instynkt podpowiada, że telefonowanie do strażników demokracji jest stratą czasu i atłasu. Owszem, instytucje republiki oczekują od nas kontaktu, najchętniej jednak nie po to, by z nami pogadać o wolności, lecz po to, byśmy nagrali donos na sąsiada. Republika oczekuje informacji o ludziach, którym się powiodło, od ludzi, którym się nie powiodło. Nigdy na odwrót. Istnieje co najmniej kilkanaście infolinii gwarantujących anonimowość złaknionym tej – popularnej zresztą – aktywności. Za darmo i na okrągło republika oferuje nam wyłącznie kontakt z uzbrojonym funkcjonariuszem, inspektorem lub prokuratorem.

Trudno skojarzyć instytucję państwową i jakiś jej darmowy numer, pod którym można by się poinformować, czy niepójście na referendum jest aktem antydemokratycznym, czy odwrotnie. To temat świeży. Do objaśnienia i rozwinięcia – z terminem niemal na wczoraj. Człowiek zainteresowany tym niuansem zdany jest zatem na informacje z drugiej ręki, i jest to najczęściej ręka od dawna nieumyta. Ręka, która robiła i to, i owo, tam i siam, bez względu na to, czy jest ona lewa, czy prawa. Starania republiki o uświadomienie obywateli są żadne. Starania aktywistów, czy raczej biznesmenów politycznych, by podać obywatelowi rękę nieumytą, są przytłaczające, mydlenie oczu takoż. Jest to zawsze taki rodzaj żelu, czy mydła właśnie, wobec którego wiodący producenci z branży spłukiwania – na ogół życzliwi, otwarci na wyzwania i bezustanny kontakt z klientem – są bezradni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2013