Indianie z rosyjskiej Północy

Rosjanom nie udało się zrusyfikować ani zsowietyzować rdzennych mieszkańców Syberii, ale udało im się ich rozpić. Wódka przyniosła im podobne szkody jak amerykańskim Indianom.

20.05.2008

Czyta się kilka minut

Rosja /fot. Jarosław Derlicki /
Rosja /fot. Jarosław Derlicki /

Podbijając w XVII w. wschodnią Syberię, Rosjanie przynosili nowinki techniczne, narzędzia i towary. Ale najeźdźcy sprowadzili też nieznane autochtonom choroby i alkohol, które szybko przyczyniły się do ich wymierania.

Człowiek z tundry

Czerski. Miasteczko nazwane tak na pamiątkę polskiego zesłańca, badacza Kołymy. Leży nad rzeką także o nazwie Kołyma, kilkadziesiąt kilometrów od jej ujścia do morza.

Nikołaj prowadzi do mieszkania, tu wyciąga zza okna zamarzniętą rybę i kroi na paseczki. Przygotowaną tak straganinę spożywa się na surowo, dodając tylko sól. - Straganina to najlepsza zagrycha - sięga po butelkę. - U nas taki obyczaj, przyjeżdżają goście, trzeba ugościć. Ale najpierw musimy nakarmić duchy, by dobrze was tu przyjęły.

Rozpala ogień w piecyku i, szepcząc coś w rdzennym języku, wrzuca doń odrobinę wódki i wszystkiego, co jest na stole. Jest Jukagirem z oddalonej o 300 km osady Andruszkino. Kiedy miał 13 lat, uciekł ze szkoły, by przemierzać ze stadami reniferów kołymską tundrę. Całe życie zajmował się hodowlą, rybołówstwem, myślistwem. Gdy w 1991 r. rozpadł się ZSRR, został dyrektorem jukagirskiej spółdzielni.

Wspomina, jak w latach 90. był na szkoleniu na Alasce. Tamtejsi Indianie uczyli go, jak prowadzić przedsiębiorstwo przetwórstwa ryb. A rzeki i jeziora w tundrze pełne są ryb łososiowatych i jesiotrowatych. Nikołaj zapomniał tylko, że każdy rodzaj działalności gospodarczej na rosyjskiej Północy jest nierentowny i wymaga dotacji. Firma padła. Dziś bezrobotny, utrzymuje się z prowadzonego przez żonę warsztatu krawieckiego. Pił, jak twierdzi, zawsze dużo, bez względu na to, czy mu się układało czy nie.

Gdy po miesiącu znów odwiedziliśmy Nikołaja, było akurat rosyjskie święto rolnika. Ale Nikołaj pokręcił głową: - Nie mogę, zaszyłem się. Będę wznosić toasty lemoniadą.

Zaszył się już któryś raz z kolei.

Nauczycielka tradycji

Jest jedyną tego typu w Jakucji: szkoła dla upośledzonych dzieci koczowników, z internatem. Galina pracuje tu jako nauczycielka kultury narodowej. Oprowadzając po swej klasie, ozdobionej wspaniałym rękodziełem folklorystycznym wykonanym przez podopiecznych.

Po zajęciach zaprasza na obiad do mieszkania, gdzie wszystkich wita olbrzymi owczarek niemiecki. - Nie bójcie się - mówi Galina. - Bimka jest emerytowanym psem milicyjnym, co miesiąc dostaje emeryturę.

Krząta się, stawia na stole obiad i pyta nieśmiało: - Może napijecie się wódki?

Na stole pojawia się zielona butelka z etykietą "Russkaja" (w Czerskim zakład gorzelniczy mieści się w piekarni, na półkach obok chleba błyszczą kolorowe flaszki). Po kilku kieliszkach Galina robi się wylewna. - Sześć lat miałam, jak mnie Rosjanie zabrali z tajgi - wspomina. - Przywieźli do internatu, słowa po rosyjsku nie znałam. Było mi tam źle. Dusiłam się. U nas wyjdziesz i wszędzie lasotundra. A tam ciasno. Rosjanie śmiali się z nas, z naszego języka, wyzywali nas od Czukczów. Potem sami wstydziliśmy się mówić po swojemu, uczyliśmy się rosyjskiego. ZSRR dał mi wykształcenie, ale oderwał od rodziny, tradycji. To ciężar, którego nie mogę znieść. Dużo jest takich jak ja. Kończą szkołę wyższą, a potem zaczynają chorować, piją.

Galina jest Ewenką, uczy od 20 lat. Kiedy skończyła Instytut Pedagogiczny w Jakucku, skierowano ją do pracy w Czerskim. Paradoks: nie wypłaca się pensji pracownikom, jedynie emeryci dostają emerytury, więc Galina jest na utrzymaniu psa-emeryta, który co miesiąc dostaje 1000 rubli. Czasami wspierają ją krewni, przesyłają mięso i ryby. Nie ma własnych, ale opiekuje się dziećmi zmarłej siostry. Jest samotna - i tak już pewnie pozostanie.

Człowiek z tajgi

Nielemnoje, 1000 km dalej. Do chatki myśliwskiej w głębi tajgi docieramy wieczorem. Gdy w piecu trzaska ogień, przewodnik Wowa wyciąga butelkę spirytusu, nalewa odrobinę. Bierze też kromkę chleba, szczyptę herbaty i papieros - i wszystko ciska w ogień. - To dla Gospodarza Tajgi, by mnie dobrze przyjął i dał, czego potrzebuję - wyjaśnia. - Trzeba Go nakarmić, dać mu odrobinę wszystkiego, co się ma, a obowiązkowo wódkę i papierosa.

Kilka dni później przy piecu rozmarza plon dzisiejszego obchodu terenów łowieckich: kilkadziesiąt piżmaków podobnych do dużych szczurów. Wowa obdziera je ze skóry i zaczyna opowieść. - Kiedyś piłem. Nic nie pomagało, żaden odwyk. Ze sześć lat temu przyjechał do nas profesor z Rosji z nową metodą. Nie wierzyłem, ale poszedłem. Po drodze spotkałem kolegów, wypiliśmy. Poszedłem do gabinetu, on ze mną rozmawiał, nawet nie pamiętam, o czym. Wyszedłem, koledzy wołają: "Chodź na setkę!". Nie poszedłem. Odtąd nie wypiłem ani kropli.

Jest Jakutem. W ciągu ponad 50-letniego życia pracował na fermie zwierząt futerkowych i w kołchozach jako traktorzysta; dostarczał ciepło maleńkim osadom, sprawując pieczę nad kotłowniami; służył na okrętach floty władywostockiej i w brygadach powietrznych straży pożarnej. Gdy wybuchały straszne pożary tajgi, skakali na spadochronach i odcinali drogę ogniowi. Przysługiwałaby mu emerytura mundurowa, ale zabrakło pół roku: stracił pracę po pijackiej awanturze, jaką urządził przełożonemu. Teraz jest zawodowym myśliwym i rybakiem.

- Moja Swietka też piła - ciągnie opowieść Wowa. - Gdy rzuciłem, ona też przestała. Najbardziej mi szkoda mojej pierwszej żony i dzieci, co one wycierpiały... Żona w końcu zachorowała i umarła w drodze na operację, zostałem sam z dziećmi. Najmłodsza córka miała pół roku, więc oddałem ją siostrze żony. Nie wie, że jestem jej ojcem, myśli, że wujkiem. Swietka też miała dzieci, poznaliśmy się przy wódce i tak się zaczęło. I dobrze się nam ułożyło, tylko szkoda, że tak późno rzuciłem picie. Zawsze miałem opóźniony zapłon.

Po śmierci pierwszej żony Wowa przeprowadził się do Swiety do Nielemnoje. Odkąd przestał pić, jest jednym z najzamożniejszych w osadzie.

***

Alkohol nie zawsze towarzyszył człowiekowi. Nie znała go większość ludów Syberii i amerykańskich Indian. Fizjologicznie nieprzystosowani do jego spożywania, szybko się uzależniali. Wódka trafiała do autochtonów najpierw jako podstawa wymiany handlowej, później była powszechnie dostępna w sowieckich sklepach.

Choć Rosjanom nigdy nie udało się zrusyfikować czy zsowietyzować mieszkańców Syberii, to udało im się ich rozpić. W syberyjskich osadach alkoholizm to najpoważniejsza patologia. Po wódkę sięga prawie każdy nastolatek i dorosły. Kobiety, szczególnie samotne matki, piją po domach, by nikt nie widział. W Jakucji wśród ludów autochtonicznych jest statystycznie dwa razy więcej alkoholików niż wśród Rosjan, a kobiety piją pięciokrotnie częściej niż Rosjanki.

Alkoholizm ludów syberyjskich pozornie nie różni się od picia Polaków czy Rosjan, najczęstszą przyczyną są życiowe niepowodzenia, samotność. Ale ma też swą specyfikę: przez lata władza sowiecka wpajała syberyjskim ludom, że są zapóźnionym wytworem ewolucji, a ich język i kulturę przedstawiano jako prymitywne, bezwartościowe. Czuli się od Rosjan gorsi i w pogoni, by im dorównać, zapominali, kim są. Przejmowanie sowieckich wzorów życia rujnowało ich psychikę, wpychało w objęcia butelki.

ZSRR się rozpadł, ale to dziedzictwo pozostało.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]