Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Cieszę się, że Agnieszka Sabor wypowiedziała opinię o filmie Artura Żmijewskiego "Polak w szafie", prezentowanym na prowadzonej przez nią debacie w Fundacji Batorego jeszcze w roku 2006. Problem w tym, że autorka tekstu "Stereotypy są jak chwasty" ("TP" nr 29/11) nie pamięta filmu, który oglądała.
Sabor pisze: "Uczestnicy projektu badawczego przeprowadzonego w Sandomierzu pod kierunkiem prof. Joanny Tokarskiej-Bakir - straumatyzowani tym, co usłyszeli od mieszkańców, a co udowodniło, że mit o mordzie rytualnym nadal jest w mieście żywotny - stają przed kamerą, by na chwilę wcielić się w jedną z ofiar pogromu, do którego doszło tu przed trzystu laty. Dlaczego żaden nie waży się powiedzieć: »Nazywam się Jan Kowalski. Może stałbym wtedy obojętnie w tłumie oprawców? Może sam rzucałbym kamieniem?«. Mam wrażenie, że w tym przypadku nie chodziło o to, iż utożsamienie się z ofiarą jest łatwiejsze. Po prostu: młodzi naukowcy nie mieli poczucia więzi ze współczesnymi sandomierzanami".
Wyjaśniam, że wypowiedzi studentów, o których mowa, nie dotyczyły ofiar pogromu, tylko Żydów skazanych na spalenie, ścięcie lub powieszenie w XVII- i XVIII-wiecznej Polsce, w kontekście oskarżeń o mord rytualny. Tekst "mógłbym zginąć jak...", którego wypowiedzenie zaproponował studentom Żmijewski, miał być przerwaniem zmowy milczenia i wyrazem solidarności. Tekst zaproponowany przez Sabor po prostu nie miałby sensu: w polskim sądzie nikt w nikogo nie rzucał kamieniami. Skoro jednak Agnieszka Sabor zdecydowała się w tym kontekście wspomnieć o "tłumie oprawców", możemy być jej tylko wdzięczni za sugestię, kto z kim powinien się solidaryzować. Szczególnie w kontekście "Barabasza", Mariana Sołtysiaka, i mordów na Żydach, które popełnili jego partyzanci. Dzięki wypowiedzi Sabor dowiedzieliśmy się też, co jest najgorszą rzeczą, jaką może zrobić etnograf, który w życiu chrześcijan na polskiej prowincji widzi rzeczy gorszące. Powinien zastanowić się, czy widząc je i opisując, sam nie staje się gorszycielem.
Jako etnografka mam do powiedzenia Agnieszce Sabor dwie rzeczy. Pierwsza: w badaniu naukowym identyfikacja zachodzi zawsze. Identyfikacja, której ona dokonuje, w fachowym etnograficznym języku nazywa się going native. Wiążą się z nią różne komplikacje, przede wszystkim relatywizm moralny, czym zaś jest moralny relatywizm, nie muszę chyba w katolickim czasopiśmie tłumaczyć. Studenci w filmie Żmijewskiego identyfikują się z ofiarami. Także to utożsamienie nie jest niewinne, może bowiem prowadzić do zawłaszczenia pozycji ofiary. Jest jednak trudniejsze do przeprowadzenia niż to, które wybrała Sabor. Publicystka "TP" po prostu pochyla się nad własną grupą, bardziej ludzką i zrozumiałą niż kiedykolwiek. I leczy ją snem.
Polecam autorce lekturę mojego i Aliny Skibińskiej tekstu pt. "Barabasz i Żydzi", który pod koniec roku ukaże się w roczniku "Zagłada Żydów". Będzie to kolejna, dla chrześcijan dość symboliczna okazja, by rozważyć, z kim czujemy większą solidarność.