I ty zostaniesz kardynałem

Zarządzanie Kościołem nie powinno być zarezerwowane dla starszych wiekiem mężczyzn - należy je powierzyć także innym, w tym małżonkom, kobietom i ludziom młodym. To apel tygodnika "America", poczytnego pisma katolików USA, wydawanego przez jezuitów.

22.03.2011

Czyta się kilka minut

Redakcja proponuje wybór jednego z dwóch rozwiązań. Pierwszym byłoby poszerzenie kolegium kardynalskiego o osoby świeckie. Drugim - powołanie światowej rady świeckich, obdarzonych kompetencjami, jakimi dotąd cieszą się jedynie kardynałowie. Taka rada byłaby komplementarna wobec kolegium kardynałów, albo nawet stanowiłaby wraz z nim jedną całość. Redaktorzy tygodnika sugerują, że ciało takie mogłoby się składać ze stu kardynałów i tyluż świeckich (aktualnie kolegium kardynalskie liczy 120 osób).

Ten drugi wariant reformy podzielony miałby być na dwa etapy. Pierwszy z nich polegałby na dopuszczeniu świeckich do współrządzenia diecezją razem z księżmi, w proporcji 1:1. W ten sposób przygotowano by kadry świeckich, którzy w drugim etapie przystąpiliby do zarządzania Kościołem powszechnym, razem z kardynałami. Choć wariant ten redaktorzy nazwali "bardziej realistycznym", w istocie idzie on znacznie dalej od postulatów wariantu poprzedniego, gdyż dopuszcza do zarządzania Kościołem także kobiety.

Amerykańscy katolicy przywykli do nowinek, ale nawet na nich publikacja podziałała jak włożenie kija w mrowisko. Reakcje na apel tygodnika "America" oscylują między entuzjazmem, niezgodą ("aktywnością świeckiego katolika jest modlitwa i ćwiczenia duchowe, nie rządzenie Kościołem") a rezygnacją, spowodowaną niedawnymi skandalami seksualnymi ("pozwólmy biskupom, by robili, co chcą, niech sami poniosą konsekwencje").

Oba warianty reformy, przedstawione przez jezuickie pismo, mają wspólną cechę: niezależnie od tego, czy nazwiemy ich świeckimi kardynałami, czy też inaczej, chodzi tu o dopuszczenie przedstawicieli świeckich katolików do realnej odpowiedzialności za sprawy Kościoła, i to w najważniejszych sferach jego ziemskiej egzystencji, włącznie z wyborem papieża.

Zawiasy

Kodeks prawa kanonicznego z 1917 r. postanawia, że kardynałami mogą zostać wyłącznie księża, czyli duchowni obdarzeni sakramentem prezbiterskiej posługi. W 1962 r. postanowienie to potwierdzono w papieskim motu proprio "Cum gravissime", zaś w 1983 r. przynależność do kolegium kardynałów ograniczono jeszcze bardziej - do grona biskupów. Z reguły każdy spośród 120 kardynałów, pochodzących z całego świata, jest tytularnym proboszczem jednej z rzymskich parafii, lub - co dotyczy kardynałów najwyższych rangą - biskupem jednej z podmiejskich diecezji Rzymu.

Samo słowo "kardynał" wywodzi się jeszcze z pierwszych wieków Kościoła. Pochodzi od słowa cardo oznaczającego zawiasy. Kardynałami w pierwotnym sensie byli więc starsi gminy chrześcijańskiej, obdarzeni powszechnym szacunkiem, którzy stali przy drzwiach domu modlitwy, decydując, kogo wpuścić do środka, a także ostrzegając przed zbliżającymi się nieprzyjaciółmi.

Z czasem grono kardynalskie przeobraziło się w ściśle zorganizowane kolegium najbliższych współpracowników papieża. W 1059 r., w cztery lata po wielkim rozłamie Kościoła Wschodu i Zachodu, papież Mikołaj II przyznał kardynałom monopol na wybór głowy Kościoła powszechnego. Poprzednich papieży wybierało nie tylko duchowieństwo, ale też szlachta oraz lud Rzymu.

Mimo tych ograniczeń, aż do końca XIX w. istnieli kardynałowie, którzy nie otrzymali święceń prezbiteratu. Ostatni z nich, Teodolfo Mertel, umarł w 1899 r. Na nich właśnie powołuje się wielu zwolenników "przywrócenia" instytucji świeckich kardynałów. Jest to nieporozumienie, gdyż osoby te były na ogół diakonami, czyli duchownymi o niższym od prezbiteratu stopniu święceń. Zresztą wszyscy, bez wyjątku, mieli wystrzyżoną tonsurę, najstarszy w chrześcijaństwie znak przynależności do stanu duchownego.

Tytuły

Trzeba więc jasno powiedzieć, że zmiana proponowana przez tygodnik "America" oznacza rzecz zupełnie nową, która nie miała precedensu w Kościele katolickim - jeśli nie liczyć odległych i mało znanych czasów pierwszych chrześcijan. Czy należy zatem przyjąć, że pomysł ten powinien zostać z góry odrzucony jako sprzeciwiający się tradycji? Żadną miarą.

Chrześcijanin, patrzący wstecz na losy swojego Kościoła, nie powinien czynić bezwzględnym punktem odniesienia obyczaju, który ma co prawda tysiąc lat, lecz jest o drugie tysiąc lat młodszy od czasów Chrystusa. Punktem odniesienia winien być tylko On, a to oznacza potrzebę nieustannego konfrontowania wygłoszonego przed dwoma tysiącami lat orędzia Zbawiciela z potrzebami współczesności.

Reforma 1059 roku była dobra w swoim czasie, gdyż zabezpieczała Kościół przed zbytnią ingerencją świeckich feudałów. Podobnie postanowienia z lat 1917, 1962 i 1983 oceniać należy w kontekście czasów im współczesnych. Nie chodziło wcale o "odsunięcie świeckich": w 1917 roku współrządzenie Kościołem przez laikat nikomu jeszcze nie przychodziło do głowy, a nawet później nie było jeszcze kogo "odsuwać". Papieżami kierowała tu chęć oczyszczenia kościelnej struktury z resztek świeckiej obyczajowości dworskiej, w której kardynałem zostawało się jedynie z tytułu pełnionej funkcji szefa rządu, ministra czy ważnego dyplomaty. Dzisiaj jakiekolwiek reformy Kościoła, jeśli zostaną dokonane, na pewno nie pójdą w kierunku tamtych zmurszałych rozwiązań. Dlatego mogą jedynie budzić rozbawienie pogłoski, jakoby pierwszymi nominatami na świeckich kardynałów mieliby być Tony Blair i Jacques Chirac.

Za postulatem przejęcia przez wybranych świeckich katolików prerogatyw przysługujących dziś jedynie kardynałom nie stoi chęć przyjęcia pustych tytułów i godności, ale paląca potrzeba podzielenia się odpowiedzialnością za Kościół powszechny. Wśród katolików jest dziś wiele poważnych osób, świeckich i duchownych, które uważają, że najwyższy czas po temu.

Zasługi

W 1996 r. Jan Paweł II dekretem "Universi Dominici Gregis" określił zasady wyboru swoich następców. Choć - jak sam stwierdzał - świadom tego, że nie ma kanonicznych podstaw do twierdzenia, jakoby głowę Kościoła mogli wybierać jedynie kardynałowie, Papież utrzymał ten monopol kolegium kardynalskiego, a nawet go umocnił. W całym dokumencie nie ma jednak śladu sugestii, że jest to czynione z myślą o niedopuszczeniu świeckich do wyboru głowy Kościoła. Dekret odmawia za to wyraźnie przyznania takich prerogatyw soborowi.

O rzeczywistych intencjach ostatnich papieży mogą mówić takie fakty, jak zamiar Pawła VI mianowania kardynałem Jacques’a Maritaina, świeckiego i żonatego, czy obdarzenie przez Jana Pawła II kardynalskim kapeluszem jezuity Avery’ego Dullesa. Dlaczego wymieniam tu duchownego? Otóż obaj ludzie Kościoła zostali wyróżnieni nie z racji pełnienia jakichś godności, lecz jako wybitni myśliciele i teologowie. "Zwykły" ksiądz Dulles przemawiał nawet do biskupów ex cathedra, jako kardynał, podczas konferencji episkopatu USA w 2002 r.

Można sobie wyobrazić, że kiedyś będzie tak przemawiać osoba świecka.

Natchnienie

W 1972 r. Paweł VI, duchowy poprzednik Jana Pawła II, zniósł wielowiekowy obowiązek przyjmowania tonsury przez kardynałów. Ustało więc powiązanie tego urzędu ze stanem duchownym poprzez najstarszy ze znaków stan ten określający. Obecnie kardynalat związany jest ze święceniami diakona, bliższego statusowi świeckiego chrześcijanina przez instytucję diakonów stałych, którymi mogą być także osoby żonate.

Z prawnego punktu widzenia nie wydaje się więc rzeczą niemożliwą zmiana idąca w kierunku dopuszczenia osób świeckich, mężczyzn, a nawet kobiet, do najważniejszych decyzji w obrębie ziemskiego Kościoła.

Warto też zdać sobie sprawę, że odkąd zrezygnowano z wyboru papieża przez aklamację, konklawe, z jego skomplikowanymi procedurami wyborczymi, jest czynnością jak najbardziej świecką - choć dokonywaną z natchnienia Ducha Świętego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2011