Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mówiono, że jest bezbarwny i nudny. Gdy prawybory wygrał (także dzięki temu, że jego główny rywal Dominique Strauss-Kahn potknął się na seksaferze) i przedstawił program oparty na opozycji wobec tego, co reprezentował prezydent Nicolas Sarkozy, powiadano – nie bez racji przecież – że to zbiór starych lewicowych haseł, które w realiach europejskiego kryzysu i francuskiej recesji są tyleż populistyczne, co nierealne. Bo niby z czego finansować rozbudowę przywilejów socjalnych, we Francji i tak rozdętych na grecką miarę?
A jednak to właśnie on, François Hollande, będzie nowym prezydentem Francji. Okazuje się, że niechęć Francuzów do zawsze zadowolonego z siebie (teraz niektórzy mówią już nie szeptem: błaznowatego) Sarkozy’ego była tak ogromna, że niewielką, ale jednak większością nieco ponad miliona głosów postawili na zupełną niewiadomą (o tym, jak wielu Francuzów nie chciało wybierać między Sarkozym i Hollande’em, świadczy, że na 36 mln oddanych głosów aż dwa miliony były nieważne – ci ludzie zamanifestowali swój protest wobec takiego wyboru).
Ktoś mógłby zapytać: dlaczego Hollande miałby być niewiadomą? Przecież jego program jest jasny, a w pierwszych wystąpieniach prezydent-elekt powtórzył wiele z tego, o czym mówił w kampanii. Znamienne było, że przemawiając do stutysięcznego „lewicowego ludu” zebranego w niedzielny wieczór na placu Bastylii, Hollande podkreślał, że chce doprowadzić do zmiany antykryzysowej strategii w Europie: odejść od polityki oszczędności i „działać na rzecz wzrostu gospodarczego”.
A jednak Hollande to wielka niewiadoma. I kolejna najważniejsza dziś obok Grecji, której obywatele odrzucili właśnie w wyborach parlamentarnych politykę oszczędności (patrz komentarz obok – red.), zmienna w Europie. Pierwsze pytanie brzmi bowiem: czy Hollande zmieni „system”, czy też to „system” zmieni Hollande’a? „System”, czyli antykryzysowe mechanizmy i założenia docierane w minionych latach na unijnych szczytach. Owszem, Francja jest krajem ważnym. Ale kryzys zakwestionował już dość utartych wyobrażeń, tak że można wyobrazić sobie Unię bez „motoru” niemiecko-francuskiego. Choć byłaby to inna Unia – może z Niemcami jako samotnym liderem (choć to mało prawdopodobne), a może z nowymi sojuszami, np. Niemiec z radzącymi sobie gospodarczo krajami umownej „Północy”, w tym Polską?
I rzecz druga: jak będzie wyglądać spotkanie Hollande’a z francuską rzeczywistością? Jak szybko człowiek, który nigdy nie ponosił odpowiedzialności za instytucje państwowe (57-letni Hollande kierował tylko partią), „nauczy się” państwa? Francji, która ma aspiracje równie wielkie, co jej nowy przywódca, ale bez narzędzi finansowo-gospodarczych, by je realizować.
Niektórzy powiadają, że wygrana Hollande’a to „sygnał dla Europy”, której obywatele mają dość oszczędzania. Europy, która miałaby „najpierw stawiać na człowieka” (to jedno z haseł jego kampanii), a mniej oglądać się na rynki finansowe, ratingi itd. Cóż, papier i eter zniosą wszystko – rzeczywistość niekoniecznie. Banalnie brzmi zdanie, że po decyzjach Francuzów i Greków Europę znów czekają ciężkie czasy. Ale co zrobić – tak właśnie jest.