Historia kamerą pisana

Telewizja nie tylko rejestruje, ale także tworzy wydarzenia. Obecność kamer może wpłynąć na zmianę postaw głównych aktorów.

01.04.2008

Czyta się kilka minut

1 kwietnia 2005 r. był jednym z najbardziej niezwykłych dni w historii polskiej telewizji. Kiedy w rannych godzinach wydano komunikat informujący o krytycznym stanie zdrowia Papieża, niemal wszystkie stacje telewizyjne przerywały nadawanie normalnego programu, zespoły reporterów oczekiwały na wiadomości o zdrowiu Jana Pawła II, a kamery wraz z tłumem wiernych wpatrywały się

w okno papieskiego pałacu. Aż do wieczora następnego dnia trwało to wyczekiwanie, szczególne o tyle, że jego sensem było usłyszenie informacji, której wszyscy musieli się spodziewać.

Obrazy śmierci

Przez dwa dni trwał osobliwy spektakl, zdawana na żywo relacja z umierania. Lecz nie było to zwyczajne telewizyjne show - przez kilkadziesiąt godzin telewizje pozostawały bezsilne, gdyż Stolica Apostolska nie wydawała niemal żadnych komunikatów, a dziennikarze wciąż na nowo powtarzali informację o braku jakichkolwiek informacji (pisał o tym Mateusz Werner w eseju "Śmierć na żywo" w: "Co to jest filozofia kultury", red. Z. Rosińska, J. Michalik, 2006). Tak oto telewizja zdradziła jedną ze swych naczelnych zasad kosztem innej: telewizyjna pogoń za sensacją i "montaż atrakcji" ustąpiły miejsca idei "bycia na żywo", a śmierć Papieża ukazana została w sposób piękny, bo pozbawiony widowiskowości. O ile część mediów mogła przygotować się na odejście Jana Pawła II (portale internetowe natychmiast zmieniły swą szatę graficzną, a dzienniki na drugi dzień opublikowały wcześniej stworzone materiały), o tyle telewizyjni reporterzy musieli poddać się autentycznemu biegowi zdarzeń. Być może dlatego to właśnie piątek poprzedzający śmierć Jana Pawła II był momentem najbardziej niezwykłym w dziejach naszej telewizji - momentem, kiedy "realne życie" wygrało z "telewizją na żywo", a medialny strumień naraz zwolnił.

Dzień śmierci Papieża oraz następne dni i tygodnie były okresem zbiorowej żałoby, ale też czasem niezwykłej, społecznej i medialnej, celebracji śmierci. Wypełniła ona ramówki wszystkich stacji telewizyjnych, tworząc jedno z największych wydarzeń medialnych w historii. Historykom, którzy za wiele lat opisywać będą pierwszą dekadę naszego stulecia, telewizja sprawiła nie lada prezent, rejestrując ceremonię żałobną, w której przez wiele dni udział brała cała Polska.

Ale czy telewizja była wówczas jedynie rejestratorem historycznych zdarzeń, czy też ich katalizatorem? Tylko uwieczniała rytuały żałoby, czy może była również przewodnikiem? Czy społeczny ruch, jaki zrodził się w kwietniu 2005 r., byłby możliwy bez udziału mediów? Pozwolę sobie wątpić. Tygodnie po śmierci Papieża są bowiem dowodem, że telewizja nie tylko rejestruje historię, ale nierzadko ją tworzy, zmieniając nieco jej bieg.

Zmieniając bieg dziejów

Przypomina o tym także znakomita książka Daniela Dayana i Elihu Katza "Wydarzenia medialne. Historia transmitowana na żywo", która ukazuje się u nas po kilkunastu latach od światowej premiery. Powinna być dziś uznana za dzieło klasyczne, a nawet oznaczone metką archaiczności. Tymczasem Dayan i Katz wciąż wiele tłumaczą, pozwalając zrozumieć mechanizmy rządzące telewizją, jej społecznym odbiorem i wzajemną relacją mediów i historii.

Wydarzenia medialne na trwałe zapisują się w historii. Dla młodszych pokoleń, tak jak dla niżej podpisanego, dzieje ostatnich dekad sprowadzają się do serii telewizyjnych obrazów: pogrzeb Johna F. Kennedy’ego, fragmenty transmisji z lądowania Apolla 11 na Księżycu, strajki robotnicze w PRL-u, papieska pielgrzymka z 1979 r., wieże WTC w dniu 11 września 2001 r. Nie wszystkie zakwalifikować można jako "wydarzenia medialne", nie zawsze spełniają one kryteria wyznaczone przez Dayana i Katza. Same w sobie są jednak symboliczne, gdyż ukazują siłę telewizyjnego medium, które dziś z zarejestrowanych obrazów może rekonstruować historię.

Kiedy izraelski premier Menachem Begin w 1977 r. zaprosił do Jerozolimy egipskiego prezydenta Anwara Sadata, media z uwagą przyglądały się spotkaniu obu polityków. Setki tysięcy ludzi śledziły telewizyjne relacje z wizyty Sadata w Knesecie. Czy bez obecności mediów obaj politycy pozwoliliby sobie składać zapewnienia całkowicie nieakceptowane przez ich politycznych popleczników? Czy bez obecności mediów rok później w Camp David udałoby się podpisać porozumienie pokojowe, za które Sadat i Begin otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla? Być może, lecz pewnym jest, że obecność kamer ułatwiła zbliżenie zwaśnionych stron. W swym klasycznym dziele Dayan i Katz pokazują, że samo uczestnictwo w medialnym spektaklu wpływa na zmianę postaw jego głównych aktorów,

a obecność kamery zmienia kształt transmitowanych wydarzeń. Tak też interpretują oni ostentacyjne lekceważenie przez Papieża zasad bezpieczeństwa podczas pielgrzymki w 1979 r. Śmiałe wychodzenie do tłumów miało być według autorów zarówno odruchem serca, jak i ilustracją bliskości narodu z jego duchowym przywódcą (władza próbowała tę więź kwestionować poprzez specyficzną formę prowadzenia relacji z pielgrzymki - wplatając weń choćby infantylizujące widzów instrukcje dotyczące liturgii). To obecność mediów kazała amerykańskim kongresmenom przyjmować pozy mężów stanu podczas przesłuchań dotyczących Watergate. Właśnie dzięki telewizji i rozgłosowi, jaki nadała ona przewinieniom administracji Nixona, finałem afery było położenie kresu modelowi "prezydentury imperialnej", ożywionej dopiero przez George’a W. Busha.

Operatorzy nadworni

Wydarzenia medialne są pomnikami w formie elektronicznej. "Mały krok człowieka, ale wielki krok ludzkości" wykonał w 1969 r.

Neil Armstrong; momentem szczególnym dla Amerykanów był pogrzeb Johna F. Kennedy’ego oglądany przez 190 milionów telewidzów; dla Anglików tym samym był pogrzeb księżnej Diany, dla Hindusów - Indiry Ghandi, zaś dla nas - Jana Pawła II. "Pomniki medialne" przywołują wrodzoną nam wszystkim neoromantyczną tęsknotę za bohaterstwem, pozwalają jednoczyć się w momentach tragicznych (śmierć ważnej osobistości), wspólnie odczuwać dumę z ważnych osiągnięć (kosmonauci) lub radość z odniesionego sukcesu (wydarzenia sportowe czy też ceremonie wręczania Oscarów). Tu telewizyjni realizatorzy przestają być jedynie rzemieślnikami, a stają się artystami kreującymi nową rzeczywistość. Znakomitym przykładem telewizyjnego kreacjonisty był choćby Franco Zeffirelli, który reżyserując transmisję wielkanocnej Mszy św. w Rzymie w 1984 r., stworzył piękną opowieść pełną symbolicznych obrazów.

Wydarzenia medialne określają świecki system religijny - są wyjęciem z porządku, osobliwym karnawałem. Obowiązuje tu nieformalny nakaz uczestnictwa, a współudział w tworzeniu medialnej opowieści daje poczucie spełnienia społecznego rytuału. Także dzięki telewizyjnym relacjom

11 września "wszyscy byliśmy Amerykanami", a trzy lata później identyfikowaliśmy się z ofiarami tragedii w Biesłanie. Zjednoczenie, do jakiego doszło w Polsce po śmierci Papieża czy po zawaleniu się hali targowej w Katowicach, nie jest tylko odruchem serca, lecz także efektem współuczestnictwa medialnego.

***

Don Handelman twierdzi, że społeczeństwo przegląda się w świętowanych przez siebie okazjach jak w lustrze. Jako Polacy jesteśmy zatem tym, co świętujemy. Nasze zapotrzebowania decydują o medialnym powodzeniu jednej, a upadku drugiej telewizyjnej celebry. Książkę Dayana i Katza warto dziś czytać chociażby po to, żeby zastanowić się nad portretem Polaków odbijającym się w telewizyjnych ekranach. Ale także dlatego, by zrozumieć, dlaczego wydarzeniem medialnym rozpisanym na odcinki okazał się Adam Małysz, Jarosławowi Kaczyńskiemu nie udało się zdobyć statusu medialnej gwiazdy, a ostatnie orędzie prezydenta Nixona zmiękczyło serca najbardziej zatwardziałych krytyków jego polityki.

Daniel Dayan, Elihu Katz, "Wydarzenia medialne. Historia transmitowana na żywo", przeł. Anna Sawisz, Muza, Warszawa 2008

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2008