Hasior na nowo

Jego „ludowość” w czasach PRL-u bywała wpisywana w propagandowe klisze. Dzisiaj okazuje się, że naprawdę była afirmacją sztuki plebejskiej. Innej niż dawna sztuka ludowa, ale nie mniej autentycznej.

26.08.2019

Czyta się kilka minut

Władysław Hasior w swojej pracowni. Zakopane, 1961 r. / WOJCIECH PLEWIŃSKI
Władysław Hasior w swojej pracowni. Zakopane, 1961 r. / WOJCIECH PLEWIŃSKI

Był jednym z najbardziej znanych artystów doby PRL-u. Symbolem sztuki nowoczesnej. W nowej Polsce jego sława stała się obciążeniem, a twórczość spychana była na margines. Dopiero w ostatnich latach wracamy do Władysława Hasiora (1928–1999), szukamy sposobu opowiedzenia o nim na nowo. Najnowszą z tych prób są dwie wystawy zorganizowane w Muzeum w Gliwicach.

Pierwsza z nich, zatytułowana po prostu „Hasior”, jest próbą retrospektywy, niewielkiej, bo wystawiono zaledwie kilkanaście prac, jednak bardzo ciekawej. Druga – „Wybór” – pokazuje wybrane prace z prowadzonego przez Hasiora „Notatnika Fotograficznego”.

Dobrze znany?

Ekspozycję w gliwickiej Willi Caro otwierają najwcześniejsze prace Hasiora, nieznane szerszej publiczności – szkice i kolaże wykonane podczas studiów, ceramiczne rzeźby powstałe w pracowni Mariana Wnuka w warszawskiej ASP oraz pierwsze asamblaże – „Wdowa” z 1957 r. i powstały w kolejnym roku „Opiekun domowy”, oba bliskie rzeźbie ludowej, ale także pracom artystów z Afryki czy Polinezji. Nie chodzi jedynie o udokumentowanie początków Hasiora. Dokonywane wówczas wybory – przekonuje Julita Dembowska, kuratorka wystawy – miały wpływ na jego dalszą twórczość.

W Gliwicach można zobaczyć przykłady jego słynnych asamblaży – sam Hasior wolał je nazywać montażami. Są też sztandary oraz unikatowa rzeźba wykonana w technice „wyrwania z ziemi” – tego typu prace artysta tworzył przede wszystkim za granicą – zaskakująca ekspresyjną formą, brutalnością materiału i biologiczną siłą. To niewielki wybór, ale dobrze charaktertyzujący jego twórczość, chociaż na wystawie zabrakło jednego z najważniejszych wątków – pomników i rzeźby w przestrzeni publicznej.

Wystawa nie proponuje radykalnej rewizji twórczości Hasiora, lecz wydobywa z niej aspekty istotne dla patrzenia dziś na jego dorobek. Inne kwestie zaś znacząco pomija, zwłaszcza wybory polityczne artysty i jego związki z rządzącymi PRL-em.

Z recepcją Hasiora od dawna był problem. Z uporem zestawiano jego prace z dziełami kluczowych zachodnich artystów. Zorganizowaną przed kilku laty monograficzną wystawę w krakowskim MOCAK-u opatrzono podtytułem: „Europejski Rauschenberg?”. W doniesieniach medialnych dotyczących gliwickiej ekspozycji porównywano artystę z Warholem. Twórcy wystawy odcinają się od takich interpretacji. Zasadnie, bo te porównania niewiele mówią o twórczości Hasiora. Więcej, jego sztuka „wynika nie z chęci podążania za modami, ale z obserwacji tego, co bliskie i lokalne” – podkreślono w tekście towarzyszącym wystawie. Zobaczona w takiej lokalnej perspektywie staje się interesująca.

W jego pracach kultura niska nieustannie łączy się z wysoką, popularna z elitarną. W „Ostatnim zachodzie słońca” (1984) postaci Marii z dzieciątkiem towarzyszy unoszący się w powietrzu… samolot. W „Katedrze” (1965) Hasior wykorzystał tradycyjne figurki Chrystusa, jakie umieszcza się na cmentarnych krzyżach, tandetne wota i fragmenty codziennych metalowych przedmiotów, w „Sztandarze Czarnego Anioła” (początek lat 70.) znalazło się zdjęcie Ewy Demarczyk, a w centrum „Zwiastowania” (1984) umieścił reprodukcję „Amora i Psyche” autorstwa wybitnego malarza doby klasycyzmu François Gérarda.

W swych dziełach wykorzystywał wszystko, co wpadło w ręce, plastikowe figurki i bochenek chleba, fragmenty manekinów i stare tkaniny, medaliki, krzyże, sztuczne kwiaty... Z tych elementów budował własny system wyobrażeń. Pytany o posługiwanie się gotowymi przedmiotami, niejednokrotnie naznaczonymi silnymi konotacjami, mówił: „ten rodzaj działań istnieje od początku świata, a wynika z (…) potrzeby, by nadawać przedmiotom i rzeczom inne niż ich codzienne, utylitarne znaczenie”.

Z pytaniem o jego inspiracje wiąże się inne, wyeksponowane na wystawie: o stosunek do tradycji i nowoczesności. W Gliwicach przypomniano jego słowa: „być programowo nowatorskim – to już staroświeckie hasło”. Jednak od razu dodawał: wielu artystów nie wiedziało o tym, że są prawdziwie nowatorscy. Nowoczesności nie utożsamiał z pośpiesznym podążaniem za nowinkami. Zaraz po studiach odbył podróż na Zachód. Przez dwa miesiące praktykował w pracowni klasyka współczesnej rzeźby Ossipa Zadkine’a. Jednak po latach podkreślał: „Dlaczego ja miałem zostać w Paryżu?! (…) Moje źródło energii jest tutaj! Zwłaszcza w Polsce południowej, a nie w Paryżu”. Uderzająca jest właśnie wierność Hasiora środowisku, z którego się wywodził – wsi (i to tej biednej), swoista pamięć pochodzenia (ona może być też pomocna w wyjaśnieniu politycznych decyzji Hasiora).

Stałym tematem dla Hasiora i niemalże oczywistym, pamiętając, gdzie się wychował i dorastał, była religia – o czym przypomniano na wystawie. Można tam zobaczyć jego studia do „Drogi krzyżowej” dla kościoła św. Kazimierza w Nowym Sączu z lat 1955-58. Do wątków religijnych wracał w realizacjach pomnikowych, jak „Golgota” w Montevideo z 1969 r., niezliczonych asamblażach, w sztandarach i organizowanych przez niego procesjach, nawiązujących do uroczystości Bożego Ciała. Jednak wszystkie te religijne odniesienia są przez niego traktowane w sposób odległy od katolickiej ortodoksji.

Narzuca się pytanie, jak te przedstawienia można pogodzić z tradycyjną ludową religijnością, znaną dobrze Hasiorowi z Nowosądecczyzny, z której się wywodził? Owszem, w ludowej twórczości można znaleźć przedstawienia kontrowersyjne i niemieszczące się w oficjalnie usankcjonowanej przez Kościół ikonografii. Co więcej, dzisiaj trudno sobie wyobrazić przyzwolenie na niektóre z jego akcji. Jednak to Hasior jest jednym z ostatnich współczesnych artystów, którzy potrafili w istotny sposób – bez popadania w epigonizm i kościelną tandetę – nawiązać do religijnej tradycji Polaków.

Sfotografowana Polska

W Czytelni Sztuki trwa natomiast pokaz wybranych prac z „Notatnika Fotograficznego”, zbioru tworzonego przez artystę przez blisko trzy dekady i bardzo obszernego – 20 tys. zdjęć. „Notatnik” zachował się w pełnym kształcie. Przetrwały również tytuły cykli, w które prace układał sam Hasior.

W tym obszernym zbiorze są autorskie fotografie, ale też reprodukcje z książek, kopie kartek pocztowych czy przezrocza sprzedawane w czasach PRL-u w specjalnych zestawach. Zdjęcia były często przez Hasiora kopiowane lub montowane w większe całości. Zawsze pozbawione podpisów – nie miały opowiadać o konkretnych miejscach, lecz pokazywać szersze zjawiska. Co ważne, artysta wykonywał slajdy, a nie odbitki. Wykorzystywał je bowiem w specjalnie przez siebie organizowanych pokazach. Tylko niektóre z nich były publikowane w ilustrowanym magazynie „Nowa Wieś” wraz z komentarzami Hasiora.

„Notatnik Fotograficzny” był rodzajem szkicownika, ale przede wszystkim zbiorem ilustracji wykorzystywanych podczas wystąpień. Długo też nie był traktowany jako odrębne, samodzielne dzieło, część artystycznej spuścizny Hasiora. Dopiero w ostatnich latach zaczął budzić zainteresowanie. Jego fragmenty są pokazywane na kolejnych wystawach, a Muzeum Tatrzańskie od kilku lat wydaje magazyn „NOT.FOT.” poświęcony tylko temu jednemu zbiorowi (ukazało się dotąd sześć numerów, kolejne w zapowiedzi).

Kurator wystawy Wojciech Nowicki wybrał na wystawę tylko kilka cykli (pominięte zostały m.in. pomniki), a całość podzielił na trzy części. Jedną z nich są przedmioty lub realizacje w przestrzeni publicznej oraz propaganda. W „Sztuce jarmarcznej” czy „Sztuce plebejskiej” Hasior dokumentował stoiska na targowiskach z osobliwymi przedmiotami, witryny sklepów i lokali rzemieślniczych, rzeźby ogrodowe i udziwnione dekoracje domów.

W cyklu „Poezja przydrożna” partyjne slogany mieszał z sobą, łączył z innymi pochodzącymi z tego czasu, w tym z kościelnymi hasłami. Umieszczane obok siebie pokazywały podobieństwa myślenia, wszechobecne kalki językowe, banał. Na wystawie zdjęcie tablicy z hasłem „Wierni Partii” sąsiaduje z tablicą z zarysem granic kraju, Matką Boską Częstochowską i napisem „Polska zawsze wierna”. Wezwaniu „Polak potrafi” towarzyszy inne – „Rolnik też potrafi”. Fotografia przydrożnego napisu „Idziemy słuszną drogą” wisi obok „Kto do Kółka należy ten o drogę nie pyta”. Hasior okazuje się niezwykle wnikliwym obserwatorem rzeczywistości, a niektóre jego zestawienia zdjęć zdają się być ilustracją tak lubianego przez surrealistów stwierdzenia z „Pieśni Maldorora” Lautréamonta: „Piękne – jak przypadkowe spotkanie na stole sekcyjnym maszyny do szycia i parasola”.

Obok tych znanych już cykli w Gliwicach są zbiory zdjęć mniej oczywistych, w których artysta zwracał uwagę przede wszystkim na aspekt formalny, na czysto wizualne, niedostrzegane zazwyczaj aspekty otaczającego nas świata: geometrię upraw, rytmiczność rzędów skrzynek czy drutów zbrojeniowych. Na wystawie znalazł się wreszcie cykl „Inspiracje”, w którym Hasior odkrywał niedostrzegane związki – zamierzone, ale też przypadkowe – między dziełami sztuki a innymi wytworami człowieka. Te bardzo formalistyczne fotografie pokazują, jak wiele rozwiązań zastosowanych w asamblażach miało inspiracje w otaczającej Hasiora rzeczywistości.

„Notatnik” jest jedynym w swoim rodzaju zapisem „Polski i jej przemian w ostatnim ćwierćwieczu ubiegłego wieku, na dodatek wykonany przez pozbawionego złudzeń, ironicznego obserwatora i twórcę” – podkreśla Wojciech Nowicki. I przekonuje, że należy go traktować jako pełnoprawną artystyczną wypowiedź. Można nawet dodać, że im więcej wiemy o „Notatniku”, tym bardziej lokuje się on w samym centrum spuścizny Hasiora. Pozwala wreszcie w inny sposób spojrzeć na całą jego twórczość – chociaż kuszące jest zajmowanie się tylko i wyłączenie tym zbiorem fotografii.

„Ludowość” Hasiora w czasach ­PRL-u bywała wpisywana w rozmaite propagandowe klisze. Jednak nigdy nie była kulturą ludową rozumianą według cepeliowskiego stereotypu, ­„wyczyszczoną” przez zawodowych etnografów ze wszelkich „niepożądanych” naleciałości. Przeciwnie – była rodzajem afirmacji, podobnie jak „Notatnik”, sztuki, jak sam ją określał, plebejskiej. Innej niż dawna sztuka ludowa, ale nie mniej autentycznej. Tych wszystkich prób upiększenia po swojemu najbliższego otoczenia. „Notowałem przy pomocy aparatu fotograficznego jej przejawy wszędzie tam, dokąd udało mi się dotrzeć – tłumaczył artysta w rozmowie z Aleksandrem Jackowskim, legendarnym antropologiem kultury i badaczem sztuki ludowej. – Utrwalałem zjawiska cudowne, najbliższe ziemi, wyrastające z potrzeby piękna” – dodawał.

Jednak jego własna twórczość była przede wszystkim odpowiedzią na zmianę społeczną i kulturową, która w Polsce Ludowej przeorała tradycyjną polską wieś. I być może milczenie wokół Hasiora, spychanie go na margines było wynikiem zmiany, jaka zaszła po 1989 r. Nie zmieścił się on bowiem ani w szlacheckim, ani w inteligenckim wzorcu kultury, który był przywracany w III RP, ani też w dominującym modelu sztuki ostatnich dwóch dekad, która wiele mówiła o emancypacji, ale niekoniecznie wykluczonych ekonomicznie czy cywilizacyjnie.

Dzisiaj, kiedy jedno z kluczowych pytań dotyczy tego, co było marginalizowane czy niedostrzegane w nowej Polsce, jego twórczość staje się ponownie aktualna. Nieprzypadkowo Piotr Uklański w swym niedawnym cyklu „Polska” wprost nawiązuje do „Notatnika” Hasiora, zaś obiekty Daniela Rycharskiego, tworzone m.in. ze starych rolniczych sprzętów, ale też sposób myślenia tego artysty o wsi i jej mieszkańcach, są bliskie Hasiorowi i jego wrażliwości. ©

HASIOR. Wystawa ze zbiorów Muzeum Tatrzańskiego im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem, Gliwice, Willa Caro, czynna do 20 października br., kurator: Julita Dembowska. WYBÓR. Z „NOTATNIKA FOTOGRAFICZNEGO” WŁADYSŁAWA HASIORA, Gliwice, Czytelnia Sztuki, wystawa czynna do 20 października br., kurator: Wojciech Nowicki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2019