Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jednocześnie dostarcza uciechy najtwardszej części własnego elektoratu, dla której dopiekanie "Kaczorom" stało się wartością samą w sobie. Ta argumentacja, trudna do odparcia w minionych miesiącach, zawodzi jednak jako wystarczająca interpretacja jego ostatnich wybryków - tak obscenicznych, że nie ma co przypominać ich treści. Atmosfera przyzwolenia, najbardziej widoczna przy okazji obrażania prezydenta, najwyraźniej go rozzuchwaliła. To, co zrobił Palikot, coraz bardziej zachwycony sobą, jest naturalną konsekwencją jego wcześniejszych "happeningów". Lecz tym razem chodzi o działanie bardzo nieracjonalne i szkodliwe dla Platformy.
Odkładając na chwilę oburzenie czy niesmak, trzeba dostrzec, że odpalenie jednocześnie dwóch ataków - na Grażynę Gęsicką i na Jarosława Kaczyńskiego - nawet z najbardziej cynicznego punktu widzenia było co najmniej marnowaniem amunicji. Po drugie, atak na Kaczyńskiego przeprowadzony został z pozycji, które raczej próbował opanować LPR, niż z punktu widzenia kręgów liberalnych, których wyrazicielem chciałby być Palikot. Natomiast atak na Gęsicką był już czystym prezentem dla PiS: był najdonioślejszym echem ogłoszenia nowej strategii tej partii. Wypromował w mediach osobę, która może uwiarygodnić nowe przesłania bardziej niż ktoś inny. Oba wyciągnięte tematy są bardziej kłopotliwe dla PO niż dla opozycji. Jeśli zaś idzie o rozdrażnianie, to tym razem udało się to Palikotowi ze swoimi własnymi kolegami i koleżankami znacznie lepiej niż z obrażanymi. Sposób, w jaki Palikot się bronił, też świadczył o jego zagubieniu - powoływanie się na Kaczyńskiego jako na tego, którego słownictwo się naśladuje, to dość oryginalna koncepcja u kogoś, kto chciałby być ikoną "antykaczyzmu".
Od jakiegoś czasu widać, że wyborcy nie patrzą już na PO przez różowe okulary, jak chcieliby tłumaczyć wysokie notowania tej partii wszyscy ci, którzy werdykt z października 2007 r. odbierają jako osobistą krzywdę. W ostatnich miesiącach notowania Platformy miały dwa wyraźne wahnięcia: spadały po wrześniowych awanturach o udział w szczycie UE i po grudniowych reakcjach polityków PO na podróż prezydenta na pogranicze Gruzji i Osetii. Agresja w wykonaniu polityków PO jest chyba oceniana surowiej niż brak spektakularnej aktywności w rządzeniu. Donald Tusk w piętnowanie Palikota zaangażował się bardziej, niżby tego chcieli jego prominentni współtowarzysze - jak Bronisław Komorowski. Wygląda na to, że nawet jeśli Tusk jest najbardziej przebiegłym graczem w polskiej polityce, to jest także tym, który najszybciej się uczy.