Halo, tu młodość!

Pod palącym słońcem Pirenejów spotkali się w lipcowy weekend sympatycy francuskiej radykalnej prawicy i ich lewicowi przeciwnicy. Jak widzą świat dwudziestolatkowie z różnych stron barykady?
z Perpignan (południowa Francja)

19.07.2021

Czyta się kilka minut

Zjazd Zgromadzenia Narodowego właśnie nominował Marine Le Pen (w środku) na kandydatkę na prezydenta Francji w przyszłorocznych wyborach. Perpignan, 4 lipca 2021 r. / IDHIR BAHA
Zjazd Zgromadzenia Narodowego właśnie nominował Marine Le Pen (w środku) na kandydatkę na prezydenta Francji w przyszłorocznych wyborach. Perpignan, 4 lipca 2021 r. / IDHIR BAHA

Z nieba leje się żar. Przed wejściem do Pałacu Kongresowego w Perpignan, 120-tysięczym mieście nad Morzem Śródziemnym, wszyscy spływają potem.

W stronę pałacu maszerują grupki 20- i 30-letnich aktywistów Zjednoczenia Narodowego, partii Marine Le Pen, z trójkolorowymi flagami narodowymi. Białe koszule, przyciężkie granatowe marynarki (kolor granatowy dominuje w logo partii). Przyjechali tu z całej Francji, nieprzygotowani na tropikalne upały panujące tuż pod granicą z Hiszpanią. Obok nich – starsi działacze i sympatycy w słomkowych kapeluszach à la Maurice Chevalier z trójkolorowymi wstążkami (kapelusz taki można nabyć w partyjnym butiku przy wejściu). Patrząc na nich, można by pomyśleć, że jesteśmy na rodzinnym przyjęciu retro, a nie na krajowym zjeździe jednej z największych partii we Francji.

W tym czasie kilkaset metrów dalej ciągną grupki innych młodych ludzi – idą w stronę placu Katalonii w centrum miasta. Zamiast marynarek i krawatów w tym pochodzie królują sfatygowane tiszerty i trampki, kolorowe włosy, dredy. Flagi partii lewicowych i związków zawodowych, tęczowe sztandary LGBT, sztandary z żółto-czerwonymi barwami Katalonii (departament, w którym leży Perpignan, to historycznie rzecz biorąc północna Katalonia).

Skoczna muzyka, orszak wibruje, tańczy, po czym wyrusza z placu, aby stawić czoło odbywającemu się w mieście zjazdowi Zjednoczenia Narodowego. Zebrało się tu od tysiąca do trzech tysięcy ludzi – tak podadzą potem różne źródła. „Razem przeciw skrajnej prawicy!”, „Perpignan nie jest miastem Le Pen!” – słychać w tłumie.

Przez Pireneje do Pałacu Elizejskiego

Wybór Perpignan na miejsce zjazdu Zjednoczenia Narodowego nie jest przypadkowy. To jedyne obecnie miasto powyżej 100 tys. mieszkańców, gdzie rządzi partia skrajnej prawicy. Od roku merem jest Louis Aliot, przez ostatnie lata jeden z głównych liderów formacji, a prywatnie do 2019 r. także życiowy partner Marine Le Pen, przewodniczącej partii.

Perpignan ma być witryną Zjednoczenia Narodowego: dowodem, że partia potrafi sprawnie zarządzać dużym miastem. Ale prawdziwym celem Marine Le Pen jest zwycięstwo w wyborach prezydenckich wiosną przyszłego roku – i przejęcie władzy w państwie.Ostatnie sondaże wskazują, że do drugiej tury tych wyborów wejdą właśnie Le Pen i obecny prezydent-liberał Emmanuel Macron. Według tych prognoz, w takim starciu zwyciężyć miałby Macron, stosunkiem 57 do 43 proc. głosów.

Do wyborów pozostało jednak dziewięć miesięcy i najtężsi eksperci przyznają, że wszystko może się zdarzyć. Zwłaszcza, że ani lewica, ani tradycyjna prawica nie wyłoniły jeszcze swoich kandydatów. Pojawienie się w tym wyścigu nowego gracza może zburzyć dotychczasowe spekulacje.

Pokolenie Bardelli

„Marine prezydentem!”. Pod szklanymi ścianami Pałacu Kongresowego kilkuset delegatów Zjednoczenia Narodowego zrywa się na równe nogi. Ogłuszające brawa, łopoczące francuskie flagi.Przed chwilą ogłoszono, że działacze partii wybrali ponownie Marine Le Pen na przewodniczącą. Była – to żadna niespodzianka – jedyną kandydatką. Wynik: 98 proc. głosów za. Dziennik „Le Monde”, niechętny Le Pen, będzie sobie potem kpił, że to „wynik wyborczy w stylu sowieckim”.

Wśród uczestników zjazdu równie często co o Marinie Le Pen mówi się o niespełna 26-letnim Jordanie Bardelli, obecnie eurodeputowanym Zjednoczenia. Nie bez przyczyny: na tym zjeździe to właśnie Bardella zostaje wybrany pierwszym zastępcą Le Pen. Wybór „numeru dwa po Marine” był prawdziwą stawką zjazdu. Bardella walczył o to stanowisko z merem Perpignan, wspomnianym już Louisem Aliotem, dwa razy od niego starszym.

Nicolas Lebourg, politolog badający formacje skrajnej prawicy we Francji i Europie, uważa, że Bardella ma być młodą i sympatyczną twarzą Zjednoczenia. To kolejny krok w strategii Le Pen, która polega na budowaniu nowego wizerunku skrajnej prawicy, na odcinaniu się od rasizmu i antysemityzmu jej dawnych przywódców. Nad Sekwaną mówi się o nim, że Bardella ma wygląd „idealnego zięcia”, o nienagannych manierach, i że to on ma przyciągnąć nowych wyborców, także tych starszych, na ogół niechętnych nacjonalizmowi.

Le Pen rozgrywa kartę młodości. Wiadomo, że partia populistycznej prawicy wygrywa dziś wśród ludzi młodych (od 25 do 34 lat). Według niedawnych sondaży prawie 30 proc. osób w tym w przedziale wiekowym chce głosować na Marine Le Pen, a tylko 20 proc. na Macrona, zaś 17 proc. na ultralewicowego Jeana-Luca Mélenchona.

Wielka rodzina Le Penów

Niedługo, we wrześniu, Jordan Bardella faktycznie stanie na czele partii, ponieważ Marine Le Pen zapowiedziała, że na czas kampanii zawiesi szefostwo w Zjednoczeniu. – Wkrótce Bardella stanie się najmłodszym we Francji przywódcą partii. To rzecz bezprecedensowa. Nigdy wcześniej ktoś tak młody nie kierował tu czołową partią – mówi „Tygodnikowi” Lebourg.

Ten szybki awans 26-latka ma też prywatne powody, nie tylko pragnienie pozyskania jeszcze więcej młodego elektoratu. Na tle europejskiej skrajnej prawicy Zjednoczenie wyróżnia się tym, że jest „firmą rodzinną”. Życie partyjne i rodzinne wciąż tu się mieszają.

Front Narodowy stworzył w 1972 r. ojciec Marine, Jean-Marie Le Pen. Córka przejęła kierowanie partią 10 lat temu, a jej prawą ręką był przez lata wieloletni partner życiowy – czyli Louis Aliot. Także Bardella należy do „wielkiej rodziny” Le Penów, gdyż dwa lata temu związał się z siostrzenicą przewodniczącej. Ma więc ona także osobiste powody, żeby liczyć na jego lojalność.

Na tym nie koniec: nadzieją polityczną rodu jest również wnuczka Jeana-Marie Le Pena, 30-letnia Marion Maréchal. W przeszłości była deputowaną Frontu Narodowego, potem zawiesiła swój udział w czynnej polityce (ale raczej tymczasowo).

Co kryje się za tą młodą i uśmiechniętą twarzą populistów? Marine Le Pen bardzo złagodziła retorykę, od pięciu lat nie mówi już, jak wcześniej, o „Frexicie” ani o wyjściu Francji ze strefy euro oraz ze strefy Schengen. Nie ukrywa natomiast, że chce dokonać radykalnych zmian w Unii od wewnątrz, w sojuszu z innymi europejskimi „suwerenistami” [patrz ramka – red.]. Program Zjednoczenia obraca się od lat wokół trzech tematów: walki z imigracją, islamem i przestępczością.

Mój punkt zwrotny

W kuluarach kongresu rozmawiam z młodą działaczką z pokolenia Bardelli. Manon Bouquin ma 29 lat i dwa dyplomy magisterskie: z historii i nauk politycznych. Teraz jest asystentką eurodeputowanej Zjednoczenia w Parlamencie Europejskim.

Do ówczesnego Frontu Narodowego wstąpiła w 2015 r., niedługo po zamachu terrorystów islamskich na redakcję tygodnika „Charlie Hebdo” i supermarket żydowski w Paryżu. – Mieszkałam wtedy w stolicy, blisko miejsca ataku na redakcję i poczułam, że muszę coś zrobić. Pod wpływem tego wydarzenia zapisałam się do Frontu – wspomina Bouquin. – Na początku miałam sporo obaw, że są tam ekstremiści, jak mówią pana koledzy, dziennikarze – śmieje się długowłosa brunetka. – Ale okazali się całkiem normalni. Bo my jesteśmy normalni – przekonuje.

Manon Bouquin mówi, że zamach na „Charlie Hebdo” był w jej życiu momentem zwrotnym, ale przyznaje, że na Marine Le Pen głosowała „od zawsze”, to znaczy od kiedy skończyła 18 lat. Jej rodzice byli zwolennikami tradycyjnej prawicy, nie głosowali na Le Pen.

– Mieszkałam na przedmieściach Paryża koło Trappes, gdzie było dużo muzułmanów. Widziałam spustoszenia spowodowane islamizmem, byłam często w autobusie jedyną kobietą nienoszącą chusty muzułmańskiej. Poza tym zawsze uważałam, że mamy wielki problem z imigracją, Unią Europejską, liberalizmem gospodarczym, upadkiem Francji i naszych wartości. I dlatego wybrałam Marine Le Pen – mówi Bouquin.

Manon dodaje, że przed lewicowymi znajomymi ze studiów nie ukrywała swojego zaangażowania w Zjednoczeniu i że nie spotkały ją z tego powodu przykrości. – No cóż, wydaje mi się, że ogólnie jestem sympatyczna – uśmiecha się. – Może dlatego do tej pory mam sporo przyjaciół o innych poglądach, nawet wśród tych, którzy popierają Macrona.

– Jestem dumna, że należę do partii kierowanej przez kobietę. A w parlamencie naszej partii jest coraz więcej kobiet – podkreśla.

Pobity za plakaty

Do naszej rozmowy dołącza Enzo Alias, partyjny kolega i rówieśnik Manon, pochodzący z Marsylii.

Przedsiębiorca, właściciel agencji komunikacyjnej, miłośnik dalekich podróży. Tak jak Manon, jest elegancki i uprzejmy, waży każde słowo. I tak jak Bardella chce reprezentować nowe pokolenie partii, jak najdalsze od stereotypu bojówkarzy skrajnej prawicy z wygolonymi głowami, którzy otaczali niegdyś Jeana-Marie Le Pena.

Enzo Alias popiera Le Pen od chwili, gdy osiągnął dojrzałość, a do partii należy od ośmiu lat. – To był mój wybór. Rodzice nie interesują się polityką. Najbardziej spodobała mi się wizja Francji Frontu Narodowego i osobowość Marine Le Pen. Gdybym się nie zaangażował, to czułbym, że przykładam rękę do upadku Francji – tłumaczy.

Enzo twierdzi, że z powodu przynależności partyjnej spotkały go wiele razy groźby, nawet pozbawienia życia, i że z ich powodu cała rodzina – Enzo jest żonaty, ma czteroletnią córkę – musiała zmienić miejsce zamieszkania.

W czerwcu tego roku kandydował po raz pierwszy w wyborach samorządowych w departamencie Bouches-du-Rhône (bez powodzenia). Lokalny dziennik „La Provence” donosił, że w trakcie rozlepiania plakatów w Arles Aliasa zaatakowali przechodnie. Pobity pałką teleskopową, Enzo trafił do szpitala. Obrażeń doznał też towarzyszący mu działacz niemieckiej AfD, który wraz z grupą kolegów przyjechał do Francji, by wspierać lepenistów. Policja zatrzymała sprawców; byli to mieszkańcy miasta nienależący do żadnej partii.

– Ta napaść tylko wzmacnia moje przekonania. Gdybym teraz opuścił partię, przyznałbym rację agresorom – mówi Alias.

Pytany, dlaczego do udziału w kampanii w wyborach regionalnych zaprosił ludzi z AfD, Alias mówi, że łączy ich podobna wizja polityczna, przede wszystkim chęć zastopowania imigracji.

Działacze Zjednoczenia nie różnią się zbytnio od francuskiego mainstreamu, gdy idzie o kwestie obyczajowe. Nie chcą ruszać ustawy o aborcji, która we Francji zezwala na przerwanie ciąży na życzenie do 12. tygodnia (Alias mówi wręcz: „Każda kobieta ma prawo decydowania o własnym ciele”) i są za zachowaniem małżeństw homoseksualnych zalegalizowanych osiem lat temu (Bouquin: „Osobiście manifestowałam przeciw małżeństwom homoseksualnym, ale skoro to przegłosowano, nie chcę tego zmieniać”).

Paradoksalnie, poglądy przedstawicieli francuskiej skrajnej prawicy w sprawie aborcji czy związków homoseksualnych sytuują ich w okolicy polskiej lewicy. Choć pod względem stosunku do Unii Europejskiej czy imigracji bez wątpienia bliżej im do sympatyków PiS.

Od małego na lewicy

Kevina Courtois, z niesforną blond czupryną spadającą na czoło, spotykam najpierw na manifestacji przeciwko Zjednoczeniu. Wieczorem widzę go znów w jego pracy, w prowadzonym przez niego barze kulturalnym L’Atmosphère Bella Ciao w centrum Perpignan. Organizowane są tu koncerty, ale też dyskusje polityczne, w których biorą udział ludzie z miejscowych środowisk lewicowych.

Courtois, który wraz ze wspólnikiem przejął bar w ubiegłym roku, jest działaczem ekologicznym. Te dwie strony jego aktywności dobrze się uzupełniają.

– W naszym barze mamy swoje wartości: bronimy rolnictwa ekologiczno-lokalnego i podajemy tylko biożywność. Oprócz tego związane z nami stowarzyszenie serwuje tzw. solidarne posiłki wegetariańskie z niesprzedanych produktów ekologicznych podarowanych nam przez zaprzyjaźnione sklepy. Zasadą jest, że każdy płaci za nie tyle, ile chce, według swoich możliwości – mówi Kevin.

Ma 28 lat, urodził się w regionie paryskim, ale w Perpignan mieszka prawie całe życie. Zaczął chodzić na manifestacje, gdy miał 16 lat. Zaangażował się po stronie lewicy: w obronę imigrantów, którzy przybyli tu nielegalnie, we wspieranie praw pracowniczych i osób LGBT; chodził też w marszach dla klimatu. W ubiegłym roku przed lokalnymi wyborami przystąpił do tutejszego sojuszu obywatelskiego, który próbował powstrzymać dojście do władzy w mieście skrajnej prawicy. Nie udało się, zwyciężył wtedy Louis Aliot.

Program ekologicznej odnowy

Od tego czasu Kevin Courtois zapisał się do francuskich Zielonych (EELV), żeby – jak mówi – skuteczniej walczyć o lewicowe idee w mieście.

Choć jest zagorzałym przeciwnikiem skrajnej prawicy, przyznaje, że nowy mer energicznie wziął się do walki z przestępcami.

– Prawdziwą zmianą jest to, że zwiększył liczbę policjantów, widać ich wszędzie. Aliot potrafi też wykorzystać prasę i media społecznościowe. Ale jeśli chodzi o demokrację lokalną, przejrzystość władzy, problem z transportem miejskim, tu nic się nie zmienia. W niektórych dzielnicach Perpignan nie ma pojemników do segregacji śmieci. Jesteśmy 20 lat do tyłu, to katastrofa! – oburza się.

– To ważne, że dziś dużo ludzi wyszło na ulicę, żeby powiedzieć „nie” skrajnej prawicy – zaznacza Kevin Courtois. – Zresztą w czerwcowych wyborach regionalnych Zjednoczenie Narodowe przegrało, nie zdobyło żadnego z trzynastu regionów Francji, a w naszym departamencie Wschodnie Pireneje nie ma żadnego radnego. Ale nie znaczy to, że można ich lekceważyć.

Barman-ekolog uważa, że choć Zjednoczenie stara się budować wizerunek formacji nowoczesnej i sympatycznej, nadal jest skrajne i groźne dla demokracji. Dodaje, że w otoczeniu przewodniczącej jest wielu działaczy, którzy byli wiernymi „adiutantami” Jeana-Marie Le Pena, wielokrotnie skazywanego za rasistowskie i antysemickie wypowiedzi.

A jak Kevin widzi przyszłość Francji? – Różne prognozy mówią, że za 10, może 15 lat grozi nam wielki kataklizm ekologiczny. Państwo musi odegrać centralną rolę w rzuceniu pakietu środków, żeby przestawić gospodarkę na ekologiczne tory. To jedyne wyjście, żeby stworzyć trwałe „zielone” miejsca pracy.

Dodaje: – Teraz musimy wyłonić jednego lewicowego kandydata, który uniesie program ekologicznej odnowy. Nie wiem, kto nim będzie. Ale musimy go znaleźć, żeby nie powtórzył się za rok ten ponury duet z roku 2017: Le Pen kontra Macron.

Moi znajomi nie głosują

Przy innym stoliku w L’Atmosphère siedzi 25-letnia Maud. Lekka powłóczysta suknia, kręcone hebanowe włosy, żywe brązowe oczy. Śniadą południową cerę ma być może po dziadkach, którzy jako przeciwnicy reżimu generała Franco schronili się na południu Francji (podobnie jak setki tysięcy innych Hiszpanów).

Rodowita mieszkanka Perpignan, chodziła do szkoły dwujęzycznej, katalońsko-francuskiej. Mówi po katalońsku, jak wielu mieszkańców tej części Francji. Od kilku lat odradza się tu szkolnictwo w języku regionalnym (według prasy lokalnej około tysiąca dzieci uczy się dziś we Francji w szkołach podstawowych i gimnazjach, gdzie jedynym językiem jest kataloński). Zwolennicy autonomii francuskiej części Katalonii (tzw. Katalonii północnej) oskarżają mera Aliota, że chce likwidować tożsamościową odrębność tego regionu.

Maud zaczęła studia z antropologii w Tuluzie, ale rzuciła je po dwóch latach. Jak mówi, zapragnęła być zupełnie wolna. Teraz sezonowo pracuje w fabryce przy produkcji opakowań, żeby zarobić na życie. I ma mnóstwo pomysłów na przyszłość: otwarcie gabinetu medycyny naturalnej, uprawa ziemi, droga artystyczna… Na razie nie wie, co wybrać.

– Gdyby mnie było na to stać, tobym żyła z procentów i zajęła się sztuką – rzuca z figlarnym uśmiechem.

Jak wielu rówieśników, gdy była w liceum i na studiach, chodziła na różne manifestacje, głównie antykapitalistyczne. Pochodzi z rozpolitykowanej rodziny: jej ojciec i dziadek byli komunistami, matka głosowała na radykalną lewicę.

– Wśród moich znajomych prawie nikt nie głosuje – przyznaje Maud. – Mówią, że wszystko jedno, kto rządzi, bo rządzący są skorumpowani. Ja chodzę na wybory, bo uważam, że nawet jeśli ta demokracja jest fasadowa, bo o wielu rzeczach powinno się decydować w referendum, to jest lepsza niż dyktatura, od której uciekli moi dziadkowie. A jak ktoś nie głosuje, to jakby sam pluł sobie do zupy.

Maud śledzi politykę, ale nie ma ochoty być działaczką. Ma inne priorytety. – Jak będę miała pieniądze, kupię sobie kawałek ziemi, panele słoneczne, będę jeść warzywa z własnego ogródka i hodować konie – marzy. – Jestem za tym, żeby każdy mógł się sam wyżywić, żeby mógł wrócić do ziemi, o ile tylko chce. W tym sensie jestem za ekologią.

A jeśli ona wygra?

Ostatnio Maud głosowała na Zielonych, choć zwykle wspiera partie radykalnie lewicowe. Mówi, że jej wybór zależy ostatecznie nie tylko od poglądów, ale bardziej nawet od osobowości kandydatów.

– A co myślę o Marine Le Pen? – powtarza pytanie. – Ona nie wydaje mi się kimś, kto naprawdę wierzy w idee. Przede wszystkim uważam, że nie jest tak niebezpieczna, jak się mówi, bo nigdy nie wygra. W drugiej turze pokona ją Macron czy konserwatywna prawica.

– A jeśli jednak wygra? – dopytuję.

– Może i tak będzie lepiej, bo kiedy będzie miała władzę, to zobaczymy, ile jest naprawdę warta. I wtedy moi znajomi, którzy z zasady nie głosują, zrozumieją, że warto się ruszyć, i że nie jest obojętne, kto nami rządzi – kwituje Maud nad filiżanką kawy. ©

CZY PRZETRWA SOJUSZ LE PEN Z KACZYŃSKIM?

W przeddzień kongresu Zjednoczenia Narodowego w Perpignan 16 partii prawicowych z różnych krajów ogłosiło podpisanie wspólnej deklaracji „o przyszłości Europy”; wśród sygnatariuszy prócz partii Marine Le Pen są m.in. PiS, węgierski Fidesz, włoska Liga Salviniego czy austriacka FPÖ. Deklaracja ma być „kamieniem węgielnym” pod budowę wielkiego prawicowego sojuszu w Parlamencie Europejskim. Deklaracji nie podpisały niektóre partie o podobnym profilu, jak niemiecka AfD czy Szwedzcy Demokraci. Dla „Tygodnika” sojusz ten komentuje Nicolas Lebourg, francuski historyk i analityk.

SZYMON ŁUCYK: Dlaczego w tym momencie doszło do zbliżenia partii prawicowo-populistycznych?

NICOLAS LEBOURG: Uważam, że bezpośrednią przyczyną jest tu konflikt Fideszu Viktora Orbána z Europejską Partią Ludową w Parlamencie Europejskim i opuszczenie przez niego w marcu grupy EPL. To sprawia, że Orbán szuka sojuszników. Chce uniknąć izolacji w Europie i pokazać, że ma „kolegów” w Unii, żeby nie mówiono mu: „Jesteście okropnymi nacjonalistami i wasze rządy wywołają katastrofę”. Z tych samych powodów ten sojusz jest też niezbędny dla Marine Le Pen, która walczy o prezydenturę i chce przekonać Francuzów, że nie jest w Europie outsiderką.

Czy ten taktyczny sojusz ma szanse przetrwać?

W minionych latach wiele razy Front Narodowy [poprzednik Zjednoczenia Narodowego – red.] próbował zawierać w Parlamencie Europejskim różne sojusze z PiS i nigdy nic z tego nie wyszło. Nie sądzę, żeby tym razem było inaczej. Myślę, że przymierze między nacjonalistami polskimi i francuskimi szybko eksploduje.

Przeszkodą jest prorosyjskość Marine Le Pen? Podczas kongresu w Perpignan przekonywała, że nie jest „przyjaciółką” Putina, i że chce równego dystansu Europy wobec USA, Rosji i Chin.

Sojusz Le Pen z Kaczyńskim wydaje się nie do utrzymania na dłuższą metę. Zjednoczenie Narodowe zaciągnęło w ubiegłych latach milionowe pożyczki w rosyjskich bankach i do tej pory ich nie spłaciło. W dodatku właśnie teraz w skład zarządu Zjednoczenia wszedł Thierry Mariani, który zbudował swoją pozycję na interesach z Moskwą.

Bardzo wątpię też, że powstanie jakaś wspólna grupa w PE między sygnatariuszami „deklaracji szesnastu”. I wątpię także, żeby po wyborach prezydenckich wiosną 2022 r. Le Pen przejmowała się jeszcze tą umową z Orbánem, Kaczyńskim i innymi.

© Rozmawiał SZYMON ŁUCYK

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2021