Gwiazda wśród gwiazd

Uratował 150 miliardów dolarów, zareklamował Kraków, wzruszył Davida Bowiego – i wrócił na Ziemię. Bez astronauty z Kanady kosmos już nie będzie taki sam.

20.05.2013

Czyta się kilka minut

Chris Hadfield na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, 25 grudnia 2012 r. / Fot. NASA
Chris Hadfield na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, 25 grudnia 2012 r. / Fot. NASA

Czasem sława zaczyna się od włochatego ramienia.

Trzydzieści pięć sekund nieruchomej ręki – i srebrny, lotniczy zegarek: pulsujący i podrygujący na metalowej bransoletce, niczym zwierzątko próbujące zerwać się z uwięzi. Jedyny towarzyszący temu zjawisku dźwięk to szum elektrycznej aparatury. Żadnego komentarza, żadnych fajerwerków.

To był pierwszy film, jaki astronauta Chris Hadfield wrzucił na serwis YouTube z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Potem przyszły kolejne. Około czterdziestu. I stało się coś niesamowitego.

DZIECKO W KOSMOSIE

Loty kosmiczne padły wiele lat temu ofiarą własnego sukcesu. Sto trzydzieści pięć regularnie powtarzanych startów promów kosmicznych, mimo dwóch katastrof („Challenger” w 1986; „Columbia” w 2003), stworzyło iluzję, że w lotach kosmicznych nie ma niczego trudnego. Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, na pokładzie której sześciu astronautów okrąża planetę z prędkością 28 tys. km na godzinę, nie potrafiła rozpalić wyobraźni milionów tak, jak kiedyś robiły to loty na Księżyc – choć jej budowa była porównywalnym wyzwaniem. Kosmos stał się po prostu nudny.

Aż pojawił się 53-letni Kanadyjczyk. Chudy, siwiejący, z wąsem, który wygląda, jakby pamiętał czasy świetności Toma Sellecka czy Freddiego Mercury’ego. Były pilot wojskowy i gitarzysta-amator. Jeszcze pół roku temu kolejny anonimowy astronauta schowany pod przyłbicą hełmu. Dziś: „Najważniejszy astronauta od czasu Neila Armstronga”; „Największa kanadyjska gwiazda od czasu Celine Dion”. Gwiazda wśród gwiazd.

Według Kanadyjskiej Agencji Kosmicznej, w ciągu tego czasu wpisy dowódcy ISS na Twitterze zaczęło śledzić 800 tysięcy ludzi. Jego filmy na YouTube obejrzano już 22 miliony razy.

Właściwie... dlaczego? Hadfield nie jest pierwszym astronautą, który publikował w sieci zdjęcia i filmy, nie jest pierwszym, który dzielił się wrażeniami na Facebooku czy Twitterze.

Może dlatego, że jako pierwszy pokazywał nie tylko pracę astronautów. Z niemal dziecięcym zapałem opowiadał o najbanalniejszych z pozoru czynnościach. Nie chował się za maską zimnego profesjonalisty, twardego pilota ze szkoły Top Gun. Pokazywał zachwyt i emocje, pokazywał, jak niezwykłym, fascynującym miejscem jest kosmos. I zaraził tą pasją miliony.

A przy okazji nauczył nas kilku rzeczy o Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – i całym wszechświecie.

1. Astronauci nie płaczą

Bo to trudniejsze, niż się wydaje. Łzy w nieważkości nie padają na ziemię. Zamiast tego na oczach tworzą się wielkie kule wody, które przelewają się przez nos, przyklejają do policzków. Po kilku minutach płaczący ma na twarzy wielki, wibrujący wodny bąbel. Nie warto.

2. Pielęgnacja wąsów w kosmosie to kwestia bezpieczeństwa

Bo nie można sobie pozwolić na to, by włoski latały w powietrzu. Każda ściana ISS jest zabudowana elektroniką, niesforne owłosienie mogłoby doprowadzić do zwarcia. To samo dotyczy obcinanych paznokci. Ale od czego ludzka pomysłowość. Wystarczy golarkę sprząc z odkurzaczem. Problem rozwiązany.

3. Jak w 48 godzin uratować 150 miliardów dolarów

Taki kryzys na stacji zdarzył się pierwszy raz, i to w chwili, gdy Hadfield już pakował się do domu. Jedna z pomp amoniaku znajdujących się na zewnątrz pojazdu zaczęła wyrzucać z siebie płyn. Amoniak jest podstawowym chłodziwem, które między innymi odprowadza ciepło z gigantycznych paneli słonecznych, stanowiących jedyne źródło energii najdroższego statku kosmicznego w historii. Przegrzane panele to martwe panele. Wyciek był na tyle poważny, że spekulowano nawet o możliwości ewakuacji stacji.

Spacery kosmiczne zwykle przygotowuje się tygodniami. Tym razem plan akcji opracowano w dwa dni od wykrycia problemu. Hadfield nie wyszedł w kosmos, ale – jako dowódca – odpowiadał za prawidłowe zaplanowanie całej naprawy. Po raz pierwszy od wielu lat świat obserwował z zapartym tchem coś, co jeszcze niedawno, w erze PH (Przed Hadfieldem), telewizja ignorowała jako po prostu nudne. Akcja trwała pięć i pół godziny. Powiodła się.

4. Jak robić pieniądze na kosmosie – a raczej kosmos na pieniądzach

Jeszcze przed powrotem na Ziemię dowódca ISS trafił na banknot. To on na pokładzie stacji pokazał najnowszą, kanadyjską pięciodolarówkę. Banknot miał uhonorować kanadyjski wkład w loty kosmiczne. Na jednej z jego stron znalazł się wizerunek Canadarm – zrobotyzowanego ramienia zamontowanego na stacji – a także niepodpisanego astronauty w skafandrze. Ale to właśnie Hadfield w 2001 r. instalował Canadarm, więc problemu z identyfikacją bezimiennego bohatera nie miał nikt.

5. Nieważkość to stały katar

Kosmiczny balet z pustym skafandrem, powietrzne polowanie na łyżkę ze szpinakiem czy wypuszczanie z ręki mikrofonu po to, żeby pokazać kolejną sztuczkę – Hadfield jak nikt inny potrafił bawić się stanem nieważkości. Ale brak ciążenia ma też efekty uboczne. Czasem nieoczekiwane. Na przykład: stale zapchane zatoki. Płyny w organizmie astronauty nie spływają w dół. Zamiast tego mają tendencję do odkładania się w głowie. Stąd napuchnięte twarze mieszkańców ISS – i ciągły katar. Przez zapchany nos astronauci niewiele czują. Dlatego ich jedzenie musi być mocno doprawione. Hadfield osobiście zachwalał zalety koktajlu krewetkowego w sosie rzodkiewkowym.

Są też poważniejsze skutki uboczne. Opuchlizna uciska na nerwy wzrokowe i pogarsza wzrok. Ten efekt mija po powrocie na Ziemię, ale drugi nie: gałka oczna w kosmosie ulega nieznacznemu spłaszczeniu. Nikt jeszcze nie potrafi temu zaradzić.

6. Jak w przerwie między kręceniem filmów odkryć „cegiełkę” wszechświata

Na stacji nie ma wiele czasu na relaks. „Kiedy masz 30 sekund przerwy, znajdujesz sobie coś innego do roboty” – mówił Hadfield na konferencji po powrocie na Ziemię. Było w czym wybierać, bo ISS to jedno z największych laboratoriów naukowych na świecie. A kanadyjski astronauta dowodził nią w chwili, gdy dokonała być może najważniejszego odkrycia w swojej historii: w marcu NASA i CERN ogłosiły, że jeden z instrumentów na jej pokładzie – wart półtora miliarda dolarów magnetyczny spektrometr alfa – odnalazł ślady czegoś, co może być słynną, nieuchwytną dotąd ciemną materią, czyli jednym z zasadniczych budulców naszego wszechświata.

7. Kanadyjczycy boją się słowa „Szczecin”, ale chcą balować na Rynku w Krakowie

Hadfield sam opowiadał, że jego ulubionym zajęciem na stacji było robienie zdjęć. Szukał kształtów, faktur, kolorów i wzorów na powierzchni planety 400 kilometrów w dole. Każdego dnia pokazywał światu swoją perspektywę, swoje spojrzenie na świat. Podziwiał piękno Sahary, Kanady i... Polski. Późną wiosną wrzucił na swój profil na Facebooku zdjęcia Szczecina, Warszawy i Krakowa. Notce o Szczecinie towarzyszyła prośba o pomoc w rozgryzieniu wymowy pozornie niewymawialnej nazwy. Kraków, zdaniem Hadfielda, jest z kolei wspaniałym miejscem na rodzinnego sylwestra. Ale o tym, gdzie powita 2014 rok – milczał.

8. Maniery przy stole są w kosmosie nadzwyczaj istotne

Bo okruchy mogą skrzywdzić stację tak jak uciekające włosy. Astronauci jedzą nieźle, ale ostrożnie, i z niewielkimi zmianami w stosunku do „ziemskiego” menu. Przykład? Chleb na stacji jest zabroniony. Zastąpiono go specjalnie przygotowanymi meksykańskimi tortillami. Za to syrop klonowy, jak na Kanadyjczyka przystało, Hadfield jadł pasjami.

9. Jak wzruszyć Davida Bowiego

To było pożegnanie, którego świat prędko nie zapomni. 13 maja, w dniu, w którym opuścił Międzynarodową Stację Kosmiczną, Chris Hadfield opublikował w internecie coś, nad czym musiał pracować od miesięcy. Nagrany w kosmosie teledysk do – również nagranej na stacji – własnej wersji piosenki „Space Oddity” zrobił furorę w internecie.

10. Kosmos wciąż jest piękny, groźny, surowy i fascynujący...

...tylko przez ostatnich 30 lat nikt nie potrafił nam o tym przypomnieć. Nikt tak jak pułkownik Hadfield nie potrafił zarażać swoją pasją, swoją fascynacją, swoją radością z odkrywania nieznanego, zarażać miliony ludzi. A to dla całego świata nauki, finansowanego często z kieszeni polityków oglądających się wyłącznie na sondaże – prezent wart Nagrody Nobla.

Kto wie, może uda mu się nawet ożywić modę na wąsy.  


WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2013