Grzywną w rozpustnika

Idąc wzorem Szwecji, Francja wypowiedziała wojnę prostytucji: chce nakładać surowe grzywny na klientów płatnego seksu. Francuski parlament jest też o krok od wprowadzenia zakazu uprawiania nierządu. Czy przepisy będą skuteczne?

28.12.2013

Czyta się kilka minut

Spacerując po zmroku niektórymi dzielnicami Paryża – ulicą Saint-Denis, peryferiami Lasku Bulońskiego czy chińskiej części Belleville – trudno je przeoczyć. Choć zwykle nie zaczepiają przechodniów ani nie wabią ich gestem czy wzrokiem, to wyczekująca postawa, skąpy strój i ostry makijaż wskazują wyraźnie, czym trudnią się stojące na trotuarze kobiety.

Ale niedługo prostytutki mogą całkowicie zniknąć z ulic Paryża i innych francuskich miast. Wszystko za sprawą projektu ustawy, który w grudniu 2013 r. przyjęło – i to zdecydowaną większością głosów – francuskie Zgromadzenie Narodowe. Projekt przewiduje grzywnę w wysokości aż 1,5 tys. euro dla każdego, kto zostanie przyłapany na korzystaniu z płatnych usług seksualnych; jeśli dana osoba „wpadnie” ponownie, zapłaci dwukrotność tej kwoty.

Według nowych przepisów, karani mają być tylko klienci, a nie prostytutki; parlamentarzyści znieśli dotychczasowy przepis, który groził sankcjami (2 miesiące więzienia i blisko 4 tys. euro grzywny) prostytutkom, które publiczne nakłaniały do płatnego seksu. Projekt zawiera też program wsparcia i doradztwa dla osób trudniących się nierządem, które chcą porzucić tę „profesję”. Teraz tekst, którego inicjatorami są socjalistyczni deputowani, czeka jeszcze na głosowanie w Senacie – przewidziane na początek 2014 r. Jeśli izba wyższa go zaaprobuje, nowe prawo szybko wejdzie w życie.

FEMINISTKI I „DZIWKARZE”

To może wydać się zaskakujące: właśnie Francja, która ma reputację kraju swobodnego obyczajowo, zabrała się za ściganie klientów prostytutek. Ale przecież także inne państwa Europy, które wprowadziły wcześniej podobne rozwiązania – jak Szwecja i Norwegia – nie należą do społeczeństw konserwatywnych.

Częściowym wytłumaczeniem jest fakt, że w walce z nierządem bardzo aktywne we Francji okazały się środowiska feministyczne. Uważają one, że prostytutki przeważnie nie świadczą swych usług dobrowolnie, ale są do nich zmuszane przez sutenerów. Wiele feministek potępia samą prostytucję jako relikt męskiej dominacji nad kobietami czy wręcz „zniewolenia” słabszej płci – i dlatego dąży do całkowitej delegalizacji usług seksualnych.

Przy okazji nowego prawa zawiązał się ponadpartyjny sojusz, który można określić jako przymierze „moralistów” z różnych obozów – od komunistów po konserwatystów z prawicowej Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP). A przypomnijmy, że jeszcze dwa lata temu – za prezydentury prawicowca Nicolasa Sarkozy’ego – parlament przyjął jednogłośnie rezolucję, która podkreślała, że Francja opowiada się za „zniesieniem prostytucji”. Dokument ten, choć bez mocy wiążącej, stał się punktem wyjścia dla ustawy forsowanej teraz przez socjalistów.

„Twarzą” walki z prostytucją stała się Najat Vallaud-Belkacem, socjalistyczna minister ds. praw kobiet. Ogłosiła ona, że Francja pragnie – ni mniej, ni więcej – tylko „obalić” najstarszy zawód świata. Słowa te przywitano początkowo na ogół z niedowierzaniem lub drwiną. Niesłusznie. Vallaud-Belkacem postawiła na swoim – przeforsowała wraz ze swoimi zwolennikami kontrowersyjny projekt ustawy.

Kontrowersyjny, bo pomysł karania klientów prostytutek ma też licznych zagorzałych przeciwników. Przede wszystkim same zainteresowane przedstawicielki tej „profesji”, które – rzecz wyjątkowa – manifestowały w Paryżu kilkakrotnie przeciw ustawie. Ale w walkę z projektem „moralistów” zaangażowało się też wielu celebrytów. W mediach ukazał się prowokacyjny „Manifest 343 dziwkarzy” (taki był jego dosłowny tytuł), pod którym podpisali się m.in. pisarz Frederic Beigbeder i znany publicysta Eric Zemmour. W mało wybrednym stylu sygnatariusze bronili prawa „do chodzenia na dziwki”, uznając to za przejaw osobistej, niemalże świętej „wolności” jednostki.

W zupełnie innym, poważnym tonie utrzymana była z kolei petycja 70 znanych ludzi kultury, w tym Charles’a Aznavoura i Catherine Deneuve. Napisali oni, że choć „nie popierają prostytucji”, to „sprzeciwiają się karaniu osób prostytuujących się oraz tych, które korzystają z ich usług” – i wezwali do „aideologicznej” debaty na ten temat.

PRZESTĘPCZY SEKSBIZNES

Jak zauważa „Le Monde”, takiej rzeczowej debaty nad Sekwaną zabrakło. Adwersarze z jednej i drugiej strony woleli przerzucać się radykalnymi hasłami – za lub przeciw prostytucji – niż dyskutować o skali problemu i sposobach jego rozwiązania. Tymczasem według rządowych danych we Francji prostytuuje się 20-40 tys. osób. Ale nieoficjalne liczby są dużo wyższe: dochodzą do 400 tys. Szacuje się, że 90 proc. prostytutek to cudzoziemki, głównie z Europy Wschodniej, Nigerii i Chin. Z powodu rozbieżnych statystyk trudno ocenić, ile robi to dobrowolnie, a ile pod przymusem mafiosów, którzy traktują kobiety jak towar i źródło zysku.

W centrum uwagi autorów ustawy znalazł się los kobiet, które są zmuszane do uprawiania seksu przez mafijne siatki, często mające siedzibę poza Francją. Uderzenie po kieszeni klientów prostytutek miałoby więc „wysuszyć” rynek płatnego seksu i w ten sposób ugodzić rykoszetem w handlarzy „żywym towarem”.

Ale eksperci – stowarzyszenia pomagające ofiarom sutenerów oraz policja – wątpią, czy nawet wysokie grzywny dla klientów ograniczą skalę tego przestępczego procederu. Argumentują, że siatki stręczycieli, często międzynarodowe, przeniosły się już do internetu, dzięki czemu ich klienci mogą umknąć przed organami ścigania. Z kolei według socjolożki Nathalie Heinich karanie klientów może nawet pogorszyć los eksploatowanych prostytutek, gdyż będą odtąd działać w podziemiu, co narazi je na większą przemoc i pogorszy ich bezpieczeństwo. „To groteskowa sytuacja, że lewica tworzy prawo uderzające w najsłabszych!” – uważa Heinich.

„Le Monde” zauważa, że sutenerstwo jest od dawna we Francji surowo karane, a forsowane właśnie przepisy „nie zawierają żadnego nowego środka walki przeciw stręczycielstwu i handlowi ludźmi”. Bardziej niż nowa ustawa potrzebne byłoby więc egzekwowanie już istniejącego prawa – i większa skuteczność policji w rozbijaniu mafijnych sieci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2014