Gruzja: nie za różowo

Historia szybko wystawia rachunki kolorowym rewolucjom. O ile Ukraińcy w niedawnych wyborach dali kolejny kredyt zaufania "pomarańczowym", to w Gruzji prezydent Micheil Saakaszwili nie ma lekko. W Tbilisi znów odbyły się wielkie demonstracje. Opozycja domaga się m.in. przyspieszenia wyborów parlamentarnych (by móc zlikwidować instytucję prezydenta). Protestujący, wśród których są też niedawni sojusznicy Saakaszwilego prezydenta, oskarżają go o korupcję, niszczenie demokracji, a nawet o zlecanie zabójstw politycznych.

12.11.2007

Czyta się kilka minut

Przypomnijmy: Saakaszwili został prezydentem w styczniu 2004 r., po wymuszonym ustąpieniu Eduarda Szewardnadze. Stało się to po próbie sfałszowania przez władze wyników wyborów parlamentarnych jesienią 2003 r. Właśnie te wydarzenia nazwano Rewolucją Róż, która miała zapoczątkować falę pokojowych przemian politycznych na postkomunistycznym terytorium. Wkrótce sam Saakaszwili bywał na kijowskim Majdanie.

Rządy Saakaszwilego od początku nie podobały się Moskwie, która posiada w Gruzji ważne bazy wojskowe. Kreml podsyca więc stale separatyzmy rozsadzające kraj i sugeruje, że Gruzja jako państwo istnieje właściwie tylko z łaski Rosji. Sam prezydent szybko spotkał się z oskarżeniami o autorytarne zapędy - miał nawet doradzać Wiktorowi Juszczence siłowe rozwiązania w czasie kryzysu na Ukrainie. Trudno powiedzieć, ile w tym czarnego PR, faktem jest, że w Gruzji znów pojawili się więźniowie polityczni - były minister obrony, po przejściu do opozycji i oskarżeniach pod adresem prezydenta, natychmiast został aresztowany i zmuszony do odwołania zarzutów.

Saakaszwili wiele mówi o strategicznym sojuszu z USA i wysyła gruzińskich żołnierzy tam, gdzie walczą Amerykanie. Ale współpraca z USA to jeszcze nie dowód na przywiązanie do demokracji. Saakaszwili nie rozwiązał najważniejszych problemów, jak choćby integralności kraju, i zdaniem sceptyków Gruzja pod jego rządami wraca do miejsca, w którym była przed 2003 r. Czy to Saakaszwili zawiódł, czy nikt inny też nie byłby w stanie uporać się z zewnętrznymi i wewnętrznymi zagrożeniami?

W 2003 r. Ukraińcy z zazdrością patrzyli na upadek Szewardnadzego i wątpili, by w ich kraju opozycja zmusiła do ustępstw Leonida Kuczmę. Ukraina to nie Gruzja - mawiali. Dziś mogą dodać: na szczęście.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2007