Gruzja: prezydent patrzy zza krat

STRONA ŚWIATA | Micheil Saakaszwili, były prezydent i niegdysiejszy przywódca oraz bohater ulicznej rewolucji róż, od roku jest w więzieniu. Przed dłuższą odsiadką ocalić go może jedynie wyjazd na leczenie zagranicę. Na to jednak zgodzić się muszą ci, którzy go uwięzili.                                                        
w cyklu STRONA ŚWIATA

23.09.2022

Czyta się kilka minut

Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili w sądzie w Tbilisi, grudzień 2021 r. / FOT. IRAKLI GEDENIDZE/AFP/East News /
Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili w sądzie w Tbilisi, grudzień 2021 r. / FOT. IRAKLI GEDENIDZE/AFP/East News /

Dziewiętnaście lat temu, w październiku 2003 roku, 45-letni wówczas Saakaszwili stanął na czele ulicznych wystąpień gruzińskiej młodzieży, która podniosła bunt po sfałszowanych przez władze wyborach do parlamentu. Wyborcze oszustwo było zresztą jedynie iskrą, która wywołała pożar. Gruzini, zwłaszcza młodzież, mieli powyżej uszu korupcji, pychy i bezkarności rządzącej elity, a także powszechnego złodziejstwa, bandytyzmu, biedy, poczucia bezsilności i beznadziei.

Saakaszwili również należał do elity władzy. Był ministrem sprawiedliwości w rządzie prezydenta Eduarda Szewardnadzego (1992-2003), którego Gruzini wybrali sobie na początku lat 90. na przywódcę, by uratował ich od wojny domowej. Od wojny uratował, zaprawiony w światowej polityce (był ministrem dyplomacji u Michaiła Gorbaczowa, ostatniego prezydenta sowieckiego imperium) znalazł dla Gruzji bezpieczne miejsce między Rosją i Zachodem. Ale z gospodarką, porządkiem i budową niepodległego państwa sobie już nie poradził, a co gorsza, nie umiał też zapanować nad swoimi podwładnymi, ministrami i wojewodami, rozkradającymi na potęgę państwo, któremu mieli służyć.

Takich jak Saakaszwili, młodych, wykształconych na Zachodzie, Szewardnadze ściągał na swój dwór w nadziei, że zastąpi nimi starych, skorumpowanych dygnitarzy. Nie zdążył. Saakaszwili zresztą, przekonawszy się szybko, że przy starym władcy wiele nie wskóra, zaraz rzucił rządową posadę, przeszedł do opozycji i zaczął bezpardonowo atakować Szewardnadzego, którego był w końcu politycznym dłużnikiem.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


W październiku 2003 roku, po sfałszowanych wyborach, które wzburzyły gruzińską ulicę, natychmiast stanął na czele protestacyjnych pochodów, wygłaszał na wiecach najbardziej płomienne przemówienia, najgłośniej wznosił rewolucyjne zawołanie: „Kmara! Dość tego!”

Na początku listopada rewolucja róż obaliła Szewardnadzego, a władzę w kraju objął triumwirat przywódców ulicznego buntu z Saakaszwilim w roli głównej. W styczniu 2004 roku wygrał bezapelacyjnie rozpisane przed terminem wybory prezydenckie. Jako ludowy bohater zdobył rekordowe 88 proc. głosów.

Sukcesy, zachwyty i zawrót głowy

Nawet najbardziej zajadli wrogowie Saakaszwilego muszą przyznać, że pierwsze lata jego rządów były dla Gruzji czasem niebywałego rozwoju i postępu. Ciesząc się uwielbieniem rodaków, Saakaszwili wydał bezwzględną wojnę korupcji i co więcej – wygrał ją. Uwolnił Gruzję od łapówkowego przekleństwa, policjanci, którzy dotąd łupili na drogach, zaczęli pilnować porządku, a urzędnicy, którzy gnębili petentów, zaczęli im służyć. Uprościł biurokrację i prawo, co skutkowało rozwojem przedsiębiorczości, a czując poparcie Zachodu, poprowadził Gruzję w kierunku Unii Europejskiej, a przede wszystkim Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Odnoszone sukcesy i zachwyty, jakimi był witany w kraju i świecie, zawróciły jednak w głowie młodemu przywódcy i jego jeszcze młodszym ministrom. Jego niedawni towarzysze z czasów rewolucji jeden po drugim odwracali się od Saakaszwilego i narzekając, że władza uderzyła mu do głowy, przechodzili do obozu opozycji. Narzekali, że uznał, iż pozjadał wszystkie rozumy, wścieka się na każdą krytykę, na każdy sprzeciw, a wszystkich, którzy się z nim nie zgadzają, wyzywa od głupców, zdrajców i sługusów Rosji, coraz bardziej mu nieprzyjaznej.

Jesienią 2007 roku, w czwartą rocznicę rewolucji róż, na ulice w śródmieściu Tbilisi znów wyszły dziesiątki tysięcy ludzi domagając się ustąpienia Saakaszwilego, który ich zdaniem z niedawnego bohatera ludowego wyrodził się w zaślepionego władzą dyktatora. Saakaszwili posłał przeciwko demonstrantom policję i wprowadził stan wyjątkowy. Ustąpił też ze stanowisko i zgodził poddać wyborczemu plebiscytowi. Zwyciężył w nim, wygrywając w styczniu 2008 roku kolejną przedterminową elekcję prezydencką, ale głosów zdobył już tylko niewiele ponad połowę.

Przegrana wojna pięciodniowa

Polityczni wrogowie Saakaszwilego zarzucają mu, że przez swoją pychę przyczynił się do przegranej wojny pięciodniowej z Rosją latem 2008 roku. Oskarżają go, że nie docenił rosyjskiego zagrożenia, a przecenił własne możliwości i wsparcie, jakiego spodziewał się ze strony Zachodu.

Wojna wybuchłaby pewnie tak czy siak, bo Rosji chodziło nie tyle o Saakaszwilego, ile o to, że obiecując zostawić Gruzji otwarte drzwi do NATO, Zachód wkraczał na południowy Kaukaz, który Kreml uważał wciąż za swoją wyłączną strefę wpływów. Wojna miała być nauczką zarówno dla Gruzji, jak i przestrogą dla Zachodu. Zapalczywy i zarozumiały Saakaszwili dał się co najwyżej do niej zbyt łatwo sprowokować, zbyt łatwo dał Rosji pretekst do najazdu.

Gruzja została w wojnie rozgromiona. Rosja uznała niepodległość dwóch zbuntowanych prowincji, Abchazji i Południowej Osetii, które jeszcze na początku lat 90. powygrywały przy wsparciu Kremla wojny secesyjne. Rosyjskie wojska stały ledwie 40 km od Tbilisi, gdy francuski prezydent Nicolas Sarkozy przekonał Władimira Putina, żeby je zatrzymał i zgodził się na rozejm z Gruzinami.

W 2009 roku w Tbilisi Gruzini znów wyszli na ulice, żądając, by ustąpił, znów doszło do rozruchów, walk z policją, ale Saakaszwili zachował stanowisko. Wiedząc, że w 2013 roku, po drugiej i ostatniej, dozwolonej kadencji będzie musiał ustąpić, kazał poprawić konstytucję tak, by odbierała władzę prezydentowi, którym być już dłużej nie mógł, a oddawała ją całą premierowi, którym pozostać zamierzał. Misterny plan spalił jednak na panewce, bo w 2012 roku partia Saakaszwilego przegrała z kretesem wybory parlamentarne  i choć on sam jeszcze przez rok pozostawał prezydentem, to rządy w Gruzji przejęli jego najgorsi wrogowie, którzy opłaceni przez największego z gruzińskich bogaczy, Bidzinę Iwaniszwilego, skrzyknęli się tuż przed wyborami w nową partię o nazwie Gruzińskie Marzenie.

Bohater ludowy na obczyźnie

Złożywszy prezydenturę Saakaszwili zaraz wyjechał z kraju. Najpierw do Holandii, skąd pochodzi jego żona Sandra (kochliwość Saakaszwilego i jego liczne romanse sprawiły, że dziś pozostają w separacji), potem do Ameryki, gdzie zarabiał na życie płatnymi wykładami. W końcu zjechał do Ukrainy, gdzie studiował i gdzie władzę objął Petro Poroszenko, jego dawny kolega ze studenckich czasów. Saakaszwili otrzymał ukraiński paszport, został prezydenckim doradcą do spraw reform, a nawet gubernatorem Odessy. Potem pokłócił się ze starym przyjacielem, a Poroszenko kazał go aresztować, odebrał mu paszport i wygnał z Ukrainy. Wrócił, gdy w walce o reelekcję w 2019 roku pokonał go telewizyjny komik Wołodymyr Zełenski, i znów powierzył dowództwo frontu walki z korupcją.

Tymczasem w Gruzji nowe władze mnożyły przeciwko niemu oskarżenia o coraz cięższe zbrodnie, wzywały – nadaremnie – na przesłuchania, rozsyłały listy gończe, aż w końcu urządziły zaoczne sądy w sprawach o powiązania z zabójcami pewnego bankiera oraz pobicia jednego z posłów. W 2018 roku został skazany (zaocznie)  w dwóch procesach o nadużycie władzy na trzy i sześć lat więzienia.

Gwiżdżąc na gruzińskie listy gończe i zaoczne wyroki, Saakaszwili, z bezpiecznej Odessy i Kijowa, wygrażał bogaczowi Iwaniszwilemu, że jeszcze się z nim policzy, wróci do Gruzji i odbierze mu władzę. Rok temu, pod koniec września, wzywał z obczyzny rodaków, by w wyznaczonych na początek października wyborach zagłosowali licznie i jednomyślnie na jego partię i odsunęli „marzycieli” od władzy. Bo choć zeszłoroczne wybory były jedynie samorządowe, to rządząca partia obiecała, że jeśli nie zdobędzie w nich co najmniej 43 proc. głosów, zgodzi się na przedterminowe wybory do parlamentu. 

Słowa Saakaszwilego wzięto jak zwykle za tak typowe dla niego buńczuczne przechwałki. Ale na dzień przed wyborami Saakaszwili opublikował w internecie własnoręcznie zrobiony film i wpis. „Dzień dobry, Gruzjo! Po ośmiu latach niewidzenia! – wołał z psotną miną, przechadzając się nadmorskim bulwarem w parku Marii i Lecha Kaczyńskich w czarnomorskim Batumi. – Widzicie! Poświęciłem wszystko – moje życie, wolność, byle tu przyjechać. Od was chcę tylko jednego – idźcie głosować na wybory!”

Wierzył, że samym pojawieniem się w kraju natchnie rodaków do nowej rewolucji, że nie tylko zagłosują na jego partię, lecz także nie pozwolą go aresztować i znów wyniosą do władzy. Srogo się przeliczył, bo wybory znów wygrali „marzyciele”, a on sam został natychmiast aresztowany i osadzony w więzieniu w Rustawi, gdzie miał odsiedzieć sześcioletni wyrok.

Wpuśćcie mojego lekarza

W więzieniu w Rustawi natychmiast ogłosił, że rozpoczyna głodówkę protestacyjną . Pod więzienną bramą zebrała się grupa jego zwolenników, ale choć głodował 50 dni, w Tbilisi nie wybuchła nowa rewolucja.

Odkąd trafił do więzienia, Saakaszwili skarży się, że władze nie zapewniają mu odpowiedniej opieki medycznej, a strażnicy robią wszystko, by go dręczyć i upokarzać. W lutym, gdy stanął przed sądem w Tbilisi, by odpowiadać w procesach o nadużywanie prezydenckiej władzy i bezprawne przekroczenie granicy państwowej Gruzji, jego adwokaci zażądali, by do byłego prezydenta dopuszczono jego osobistego lekarza, bo lekarzom więziennym ich klient nie ufa. „Fryzjer mógł do mnie przyjść do celi – narzekał Saakaszwili. – Ale mojego lekarza, który przyleciał specjalnie z Nowego Jorku, nie pozwalacie do mnie wpuścić”. Zwyzywał też sędziów od sługusów Iwaniszwilego.

Pod koniec lutego Saakaszwili ogłosił, że rozpoczyna nową, bezterminową głodówkę i że przerwie ją dopiero, gdy sąd dopuści do niego jego lekarzy. Przerwał protest na początku marca, gdy lekarze z konsylium powołanego na żądanie rzecznika praw obywatelskich orzekli, że stan zdrowia byłego prezydenta znacznie się w więzieniu pogorszył.

W kwietniu Saakaszwili zasłabł w sądzie, a lekarze z niezależnego konsylium stwierdzili, że cierpi na depresję, anemię, anoreksję i zespół stresu pourazowego (PTSD), wychudł, ma kłopoty z poruszaniem się, a zwolennicy byłego prezydenta zaczęli domagać się od władz, by zezwoliły mu na wyjazd na leczenie zagranicę.

Gruziński rząd odmówił, ale zaproponował Saakaszwilemu przewiezienie do prywatnej kliniki Vivamed w Tbilisi, gdzie lekarze przeprowadziliby wszystkie konieczne badania i postawili diagnozę. Saakaszwili początkowo odmawiał. Bał się, że jeśli się zgodzi, da władzom argument, by mogły twierdzić, że wszystko, co potrzebne dla ratowania zdrowia, były prezydent znajdzie w kraju, więc jego wyjazd zagranicę jest zupełnie niepotrzebny. Rodzina Saakaszwilego twierdziła, że z ofertą fachowego leczenia u siebie wystąpiła Polska, która gotowa była przysłać po niego specjalny samolot.

W połowie maja Saakaszwili zmienił jednak zdanie i został przewieziony do Vivamedu, a rząd oświadczył, że nie ma żadnych powodów, by eksprezydent musiał się leczyć zagranicą. Premier Irakli Garibaszwili uznał wieści o ciężkiej chorobie i pogarszającym się zdrowiu Saakaszwilego za plotki i spekulacje, a szef rządzących „marzycieli” (faktyczny szef, Iwaniszwili, rządzi z „tylnego fotela”) Irakli Kobachidze szydził, że wystarczyłoby, gdyby eksprezydent jadł więcej jajek i wiejskiego sera, a zaraz poczuje się lepiej.

Inny przywódca „marzycieli”, wiceprzewodniczący parlamentu Giorgi Wolski uważa, że nie ma żadnych medycznych powodów, by Saakaszwili musiał koniecznie leczyć się zagranicą i że jest to jedynie przyjęta przez jego adwokatów taktyka, by wywieźć klienta z Gruzji i wydostać z więzienia, do którego miałby już nie wrócić. Minister sprawiedliwości Rati Bregadze powiedział nawet, że Saakaszwili symuluje chorobę albo nawet celowo dąży do pogorszenia swojego zdrowia – jedne lekarstwa przyjmuje, innych odmawia, posiłki dostaje trzy razy dziennie i może do woli kupować, co chce, w więziennym sklepie, ale raz je, innym razem wszystkiego odmawia –  byle tylko wyjechać z kraju.

W lipcu adwokaci Saakaszwilego ogłosili, że postanowił on wystąpić z własnej partii i w ogóle wycofać się z polityki –  towarzysze partyjni zdementowali tę wieść – oraz że zamierza się zająć wyłącznie własnym zdrowiem i życiem.

Latem krewni i obrońcy Saakaszwilego zaczęli domagać się, by władze zgodziły się na to, by eksprezydenta zbadali wskazani przez niego lekarze z USA, Szwajcarii i Holandii, postawili diagnozę i ustalili metodę leczenia. Gruzińskie władze zgodziły się na przyjazd czterech cudzoziemskich lekarzy, ale oficjalnego zezwolenia udzielili jedynie dwóm – dwóm innym odmówiono wydania stosownej licencji i poproszono o dostarczenie dodatkowych dokumentów, poświadczających ich kompetencje.

Gruzińscy lekarze, którzy badali Saakaszwilego w więzieniu, twierdzą, że wymaga on leczenia, a nie badań i diagnoz, w dodatku leczenia nie tylko farmakologicznego, jak w tbiliskim więzieniu, ale też psychiatrycznego. „Leki nie pomagają, a stan zdrowia Saakaszwilego stale się pogarsza” – ostrzegają, zarzucając władzom, że celowo opóźniają procedurę wydawania licencji zaproszonym zagranicznym lekarzom, na podstawie opinii których sąd miałby podjąć decyzję, czy dla ratowania zdrowia Saakaszwilego konieczny jest jego wyjazd z kraju na leczenie. Gruzińskie prawo dopuszcza zawieszenie na rok wyroku więzienia, jeśli dla ratowania życia i zdrowia konieczna jest kuracja zagranicą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej