Granica i porażka Kościoła

Nie pamiętam, kiedy w dyskusji prowadzonej pod egidą polskiego episkopatu padło tak wiele krytycznych słów pod adresem rządu jak na ostatniej debacie na temat stosunku Kościoła wobec migrantów i uchodźców.

25.11.2021

Czyta się kilka minut

Abp Wojciech Polak podczas debaty „Kościół w Polsce wobec migrantów i uchodźców”, Warszawa, 24 listopada 2021 r. / FOT. Pawel Wodzynski/East News /
Abp Wojciech Polak podczas debaty „Kościół w Polsce wobec migrantów i uchodźców”, Warszawa, 24 listopada 2021 r. / FOT. Pawel Wodzynski/East News /

W sierpniu tego roku, gdy pojawiły się pierwsze informacje o grupie imigrantów zamkniętych w pułapce pomiędzy granicami Polski i Białorusi, zadzwoniłem do kard. Konrada Krajewskiego z pytaniem, co Kościół może i powinien zrobić w takiej sytuacji. Miałem w pamięci jego słowa, które słyszałem w Rzymie, gdy – jadąc z nim watykańską furgonetką z jedzeniem dla bezdomnych słuchałem opowieści, jak to zdarza mu się nieraz i prawo złamać, gdy trzeba ratować człowieka. Pamiętałem jego brawurowe i bardzo medialne akcje, jak zerwanie plomb z liczników w jednej z rzymskich kamienic, w której zakład energetyczny odciął biednym rodzinom prąd za długi. Myślałem wtedy naiwnie, że zdecydowana postawa Kościoła – choćby demonstracyjny przyjazd na granicę papieskiego jałmużnika (kard. Krajewski przebywał wtedy akurat w Polsce) – wpłyną na postawę władz. I byłem rozczarowany odpowiedzią, że Kościół prowadzi rozmowy, że ich efekty zapewne wkrótce poznamy, że spektakularne wyczyny, jak pamiętna próba dostarczenia żywności i leków przez posła Starczewskiego, to tylko popisy medialne, z których nic pożytecznego nie wynika. I że na pewno rząd nie dopuści, by „nikt na polskiej granicy, w świetle kamer, nie umarł”.


LUDZIE NA GRANICY: CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Kolejne dni i tygodnie boleśnie zweryfikowały tamte słowa. Po polskiej stronie zmarło do tej pory co najmniej 11 osób (prawda, nie w świetle kamer: dziennikarze zostali usunięci ze strefy granicznej, podobnie jak organizacje pomocowe). A władze zignorowały – po raz pierwszy tak ostentacyjnie – głos Kościoła. „Nie jesteśmy zapraszani do rozmów” – przyznał na antenie Radia Zet bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący rady ds. migracji polskiego episkopatu. „Prosiliśmy o zalegalizowanie pomocy humanitarnej i medycznej w strefie stanu wyjątkowego. Interweniowaliśmy, ale usłyszeliśmy, że wszystko jest zapewnione. Jednocześnie mamy rzeczywistość, jaką mamy. Nie możemy nic więcej zrobić. Tu rządzą reguły, o których decydują rządzący”.

Bp Zadarko nie jest jedynym z polskich hierarchów, którzy krytykują władze za nieludzkie traktowanie migrantów. Dwa tygodnie temu pisaliśmy na łamach „Tygodnika”, że w sprawie granicy rząd stracił poparcie Kościoła. To sytuacja dawno niewidziana w naszym życiu społecznym – do tej pory Kościół instytucjonalny nie śpieszył się z krytyką wątpliwych czy też całkiem bezprawnych działań rządzącej partii (np. gdy de facto likwidowano w naszym kraju trójpodział władzy – począwszy od zamachu na Trybunał Konstytucyjny, poprzez podporządkowanie władzy politycznej Sądu Najwyższego czy zamach na niezależność sądów powszechnych), przez co można było odnieść wrażenie, że je wspiera lub co najmniej akceptuje. Teraz publiczna krytyka płynie nie tylko ze strony pojedynczych biskupów (jak wspomniany bp Zadarko, abp Wojciech Polak czy krakowski biskup pomocniczy Damian Muskus), ale także od oficjalnych gremiów: rady ds. migracji, rady biskupów diecezjalnych czy w końcu całej konferencji episkopatu, która poparła słowa swego przewodniczącego abp. Stanisława Gądeckiego.

Krytyka i zarzuty

Stanowisku Kościoła wobec migrantów i uchodźców poświęcona była środowa debata, zorganizowana przez Katolicką Agencję Informacyjną, w której uczestniczyli, obok dwóch biskupów (Zadarko i Polak), także przedstawiciele Caritasu, innych organizacji pomocowych oraz były minister spraw zagranicznych w rządzie Mateusza Morawieckiego, Jacek Czaputowicz. Przyznam, że nie pamiętam już, kiedy w dyskusji prowadzonej pod egidą polskiego episkopatu padło tak wiele krytycznych słów pod adresem rządu – zwłaszcza tego, który oficjalnie głosi przywiązanie do chrześcijańskich wartości i troskę o katolickość polskiego narodu.

Z nieukrywaną krytyką spotkały się nie tylko obecne działania na granicy – utrudnianie dostępu lekarzom i pomocy humanitarnej, niezgodne z prawem i wielokrotne wyrzucanie osób, którym udało się przedostać na teren Polski poza granice Rzeczpospolitej (tzw. pushbacki), budowanie atmosfery lęku i nienawiści do migrantów – ale też brak jakiejkolwiek polityki migracyjnej państwa od 2015 r. Nie ukrywano, że za instrumentalizację cierpienia ludzi i polityczne wykorzystywanie kryzysu odpowiadają w dużej mierze także media – zwłaszcza państwowe. Przypominano o ewangelicznym źródle normy, która nakazuje przyjąć przybysza i udzielić pomocy każdemu potrzebującemu, bez względu na okoliczności, narodowość, religię. Jak również, że obrona granic państwowych nie stoi w sprzeczności z humanitarnym, zgodnym z prawem międzynarodowym, chrześcijańską etyką i nauką społeczną Kościoła traktowaniem człowieka. Nawet były minister w rządzie PiS, Jacek Czaputowicz, choć starał się usprawiedliwić wiele decyzji polskich władz skomplikowanymi procesami, jakie obserwujemy w polityce międzynarodowej, nie ukrywał swego krytycyzmu wobec konkretnych działań – niezgodnego z prawem pushbacku czy planu budowy muru granicznego, który – jak zauważył – będzie wykonanym za europejskie pieniądze i polskimi rękami prezentem dla Władimira Putina, który niczego innego nie pragnie, jak oddzielenia Białorusi od Europy i przyłączenia jej do swej federacji narodów.

Zarzucono rządowi, że nie zrobił nic, by przygotować nasz kraj na problemy związane z nielegalną imigracją, które przewidzieć można było już w 2015 r., gdy tłumy uciekinierów z Syrii pojawiły się na Węgrzech czy w krajach bałkańskich. Odrzucał także pomysły organizowania „korytarzy humanitarnych”, które proponowała strona kościelna. Polegają one – przypomnijmy – na solidarnym przyjmowaniu sprawdzonych i stosunkowo niewielkich grup migrantów, co do których sytuacji prawnej, ekonomicznej czy humanitarnej nie ma żadnych wątpliwości. Dzięki takim rozwiązaniom – utrzymuje Kościół – możliwa jest nie tylko konkretna pomoc, ale też powstrzymanie nielegalnej i niebezpiecznej imigracji i pokrzyżowanie planów osobom, instytucjom czy państwom, które czerpią korzyści z handlu ludźmi.

Bezradne wyznanie – zarówno bp. Zadarki, jak i abp. Polaka – że Kościół nie ma wpływu na obecną sytuację, bo ani rząd, ani społeczeństwo nie słucha jego apeli, jest oczywiście prawdziwe, ale trudno na nim poprzestać. Nie tylko dlatego, że żyjemy w katolickim ponoć kraju. Nie tylko dlatego, że jest to publiczne przyznanie się do porażki Kościoła w Polsce. O upadku autorytetu biskupów nie ma sensu tu pisać, bo przyczyny tego zjawiska są powszechnie znane.

Dobrze byłoby jednak, gdyby przedstawiciele episkopatu uderzyli się także we własne piersi. Bo wydaje się, że nie tylko rząd i politycy nie zrobili nic w ciągu ostatnich sześciu lat w kwestii przygotowania społeczeństwa na bliskie spotkanie z problemem imigracji.

Świeccy i księża

Może mniej dziwi fakt, że słowami biskupów nie przejmuje się rząd, który kieruje się polityczną kalkulacją, zna wyniki badania opinii publicznej i liczy, że stanowczość okazywana migrantom przyniesie mu wymierne, wyborcze korzyści. I może się nimi nie przejmować (podobnie jak słowami papieża), bo zna opinie innych biskupów, innych księży i innych, własnych katolickich publicystów, którzy potrafią usprawiedliwić jego działania i pogodzić bezwzględność z własnym rozumieniem ewangelii.

Większym kłopotem jest, że apele kierownictwa episkopatu lekceważy i podważa wielu księży (a być może także biskupów, którzy chwilowo zachowują taktyczne milczenie, choć – znając ich wcześniejsze wypowiedzi – trudno przypuszczać, by nagle zmienili zdanie). Widać to było wyraźnie po ogłoszonej przez abp. Gądeckiego zbiórce pieniędzy na pomoc migrantom, zbojkotowanej w wielu parafiach.

Lęki i strachy

Słowem, które podczas debaty pojawiało się bodaj najczęściej, był lęk – zrozumiały, niemal powszechny, bo też celowo rozbudzany. Strach nie tylko przed konkretnymi ludźmi, atakującymi granicę, ale też sięgający głębiej. Stojący u polskich granic ludzie – bez względu na to, czy widzimy w nich głównie młodych, zdrowych mężczyzn, czy kobiety z dziećmi – są symbolem zmiany, jaka niewątpliwie nastąpiłaby wraz z ich pojawieniem się w naszym społeczeństwie, a której Polacy są niechętni i wciąż na nią niegotowi. W świecie, w którym zaczęły zacierać się i znikać granice, pojawia się lęk przed każdym obcym – dobrym czy złym – który będzie chciał zawłaszczyć „moją przestrzeń”.

Pisał Zygmunt Bauman, że lęk jest najbardziej rozpowszechnioną emocją w zglobalizowanym świecie. Prawdopodobnie każdy z nas takiego lęku doznaje, dostrzegając w jakimś momencie, że jest, jako jednostka, pozostawiony sam wobec wszystkich problemów i zagrożeń świata, o jakich czyta i które ogląda.

Od kogo oczekiwać pomocy w radzeniu sobie z tym lękiem, jak nie od Kościoła? Instytucji od dwóch tysięcy lat globalnej, a od czasu wielkich podbojów w XVI wieku także zglobalizowanej – ze wszystkimi dobrymi i złymi tego konsekwencjami. Od kogo oczekiwać zrozumienia dla „obcych”, jak nie od przedstawicieli Kościoła, pracujących wśród wszystkich narodów świata? Od kogo spodziewać się wsparcia, jak nie od instytucji, która od ponad wieku głosi hasła sprawiedliwości społecznej i ekonomicznej, współpracującej – od Soboru Watykańskiego II – z wszystkimi, bez względu na religię i poglądy, w kwestii praw człowieka i podkreślającej – słowami kolejnych papieży – prawo każdego człowieka do bezpiecznej migracji?

Przyznanie, że słowami papieża i biskupów nie przejmuje się nie tylko rząd, ale też większość społeczeństwa w katolickim, bądź co bądź, kraju, a nawet większość księży – to przyznanie się do porażki. Z której teraz trzeba wyciągnąć wnioski.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej