Gra w ciemno

Literatura traktująca o zbrodniach nazizmu i komunizmu sama w sobie stanowi unikalny fenomen dwudziestego wieku. Autorzy, którzy znali tę tematykę z własnych doświadczeń, często nazywali siebie świadkami.

30.09.2008

Czyta się kilka minut

Świadek zeznaje po to, aby możliwe było sprawiedliwe osądzenie faktów. Świadectwo siłą rzeczy zakłada więc obecność sędziów i prawa, nawet gdy sędziowie to tylko słuchacze czy czytelnicy, a prawo nie pociąga za sobą formalnych wyroków. Doświadczenia Holokaustu i Gułagu stały się tematem świadectw, ponieważ nie sposób przyjąć ich do wiadomości nie podejmując zarazem próby moralnego ustosunkowania się do nich. Porównując sposób przedstawiania jednych i drugich w literaturze można zauważyć pewne wiele mówiące różnice.

Nie ulegało wątpliwości, że po II wojnie światowej totalitarny eksperyment nazizmu - próba zbudowania świata, w którym jedynym prawem moralnym byłoby prawo silniejszego, egzekwowane z brutalną bezwzględnością i bez żadnych zahamowań - zakończył się klęską. Wielu pisarzy zajmujących się zbrodniami nazizmu niepokoiło jednak coś innego: łatwość, z jaką ludzie skłonni byli szybko zapominać o niedawnych okropnościach i przechodzić nad nimi do porządku dziennego, unikając męczących pytań i refleksji. Demonizując oprawców i idealizując ofiary, unikano refleksji nad najbardziej niepokojącym pytaniem, jakie nasuwało się w związku z totalitaryzmem: czy aby na pewno w pewnych warunkach ja sam nie stałbym się oprawcą?

Wielu pisarzy uważało, że istota totalitarnego zła tkwiła w tym, iż totalitarny system był w stanie przemienić jednego zwykłego człowieka w oprawcę, drugiego w ofiarę, a jeszcze innego w oprawcę i ofiarę jednocześnie. A skoro tak, to czy militarne pokonanie nazistowskich Niemiec rzeczywiście dowiodło fałszywości nihilistycznego założenia, na którym oparł się totalitaryzm - że przy użyciu odpowiednich środków nacisku i oddziaływania z człowiekiem można zrobić wszystko: można uczynić go katem i ofiarą w jednej osobie, i tak pomieszać jego pojęcia dobra i zła, że przestanie widzieć między nimi różnicę? Nazizm przegrał wojnę, ale czy nie wykazał przedtem, że taka możliwość istnieje?

Literatura odwołująca się do zbrodni nazizmu do dziś przepełniona jest niepokojem wynikającym z tego pytania. Można bez trudu zauważyć, że najgłośniejsze i najbardziej dyskutowane w świecie są te spośród jej dzieł, które skupiają się na obnażaniu naszej skłonności do poszukiwania moralnego komfortu i - co za tym idzie - do unikania takich pytań. Od czasu, gdy zaraz po wojnie pojawiły się pierwsze opowiadania oświęcimskie Borowskiego, pisarze tacy jak Elie Wiesel, Primo Levi czy Jean Amery (by ograniczyć się do najbardziej znanych nazwisk) kwestionowali stosowanie wobec skrajnych doświadczeń totalitaryzmu tradycyjnych, martyrologicznych rozgraniczeń między oprawcą a ofiarą, ostrzegając, że upraszczają one skomplikowaną i niepokojącą prawdę o człowieku, ujawnioną w Auschwitz i innych piekłach nazizmu.

Na tym tle tradycja literacka skupiona na komunistycznej odmianie totalitarnego zła prezentuje się nieco inaczej. W odróżnieniu od nazizmu komunizm był zjawiskiem długofalowym - trwał przez większą część dwudziestego wieku. Świadectwa jego zbrodni, z wyjątkiem tych pisanych w ostatnim dwudziestoleciu, powstawały w czasach, gdy sowiecki system przemocy i zniewolenia funkcjonował w najlepsze (choć oczywiście z czasem przygasła jego zbrodnicza dynamika). Funkcjonowała również w najlepsze komunistyczna ideologia, inspirująca i usprawiedliwiająca zbrodnie. Znajdowała ona swoich bardziej lub mniej szczerych wyznawców nie tylko w krajach komunistycznych, ale i w tak zwanym wolnym świecie. O ile świadkowie zbrodni nazizmu wiedzieli z góry, że ich słuchacze na pewno nie będą skłonni kwestionować tego, że obóz w Auschwitz rzeczywiście istniał i że to, co robili tam hitlerowcy, było złe, to świadkowie Gułagu wcale podobnej pewności mieć nie mogli. Nie mieli też z reguły mocnych podstaw, by zakładać, że zostaną wysłuchani, a czytelnicy w wolnym świecie (bo tylko tam mogły ukazywać się świadectwa komunistycznego zła) nie uznają ich za kłamców lub nie pochwalą łagrów czy terroru jako zjawisk moralnie pozytywnych.

Temat komunistycznych zbrodni od początku był osnuty nieprzejrzystym kokonem sowieckiej propagandy, która zbrodnie te negowała albo usprawiedliwiała, przedstawiając zło jako dobro. Przez długie dziesięciolecia propaganda trafiała na podatny grunt i była twórczo rozwijana przez opiniotwórcze elity Zachodu. Świat wcale nie łaknął prawdy o komunistycznych zbrodniach. Często nawet stawał po stronie zbrodniarzy, a samych świadków uciszał, wyśmiewał i potępiał. Trudno było przewidzieć, czy kiedykolwiek nadejdą czasy, gdy opadnie zasłona kłamstwa i świat sprawiedliwie osądzi komunistyczne zbrodnie. Wszak wśród intelektualnych elit wolnego świata bardzo długo szerzyło się mocne przekonanie, że to na Wschodzie, a nie na Zachodzie kształtuje się przyszłość ludzkości. Pisanie o Gułagu, terrorze i bolszewickim ludobójstwie było przez bardzo długi okres grą w ciemno - bez żadnej gwarancji, czy kiedykolwiek ludzie zechcą, i czy będą w stanie, rozpoznać i osądzić zło.

O ile wybitna literatura przedstawiająca zło nazizmu kwestionowała uproszczenia oparte na czarno-białym, kategorycznym podziale na oprawców i ofiary, wcielone dobro i zło, i skupiała się na badaniu odcieni szarości, o tyle literatura Gułagu koncentrowała się najczęściej na obnażaniu fałszu innego rodzaju - fałszu wynikającego z komunistycznej relatywizacji zła. Dlatego jej dominującym motywem jest najczęściej pragnienie, by przywrócić ludzkiemu światu podstawowy porządek poznawczy i moralny, zagrożony kłamstwem ideologii. Chodzi w niej o to, byśmy nauczyli się znowu nazywać rzeczy po imieniu - by zło nazwać złem, a zbrodniarzy zbrodniarzami.

Dziś temat zbrodni nazizmu traktowany jest coraz częściej jako kulturowa konwencja - swoista alegoria zła, po którą sięga się nieraz, by dodać powagi i dramatyzmu takim czy innym zdarzeniom, twierdzeniom lub sądom. Temat zbrodni komunistycznych jest sprawą ciągle nie do końca wyjaśnioną. Można jednak przewidywać, że - paradoksalnie - dopóki komuś będzie zależało na unikaniu tego tematu, dopóty pozostanie on żywy i aktualny. Trudno przecież oczekiwać, by gatunek ludzki stracił na trwałe skłonność do poszukiwania prawdy, odróżniania światła od ciemności i nazywania rzeczy po imieniu.

Dariusz Tołczyk (ur. 1962) jest profesorem języków i literatur słowiańskich na University of Virginia w USA. Publikował m.in. w "Partisan Review", "Literary Imagination", "History and Literature", "Więzi", "Znaku", "Rzeczpospolitej". Jego książka analizująca obraz Gułagu w oficjalnej literaturze i propagandzie sowieckiej "See No Evil: Literary Cover-Ups and Discoveries of the Soviet Camp Experience" ukazała się w roku 1999 nakładem Yale University Press. Obecnie przygotowuje do druku w Polsce książkę "Gułag w oczach Zachodu".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2008