"Powiedzcie to synom waszym..."

Kontrowersje wokół rezolucji Parlamentu Europejskiego w rocznicę wyzwolenia Auschwitz potwierdzają ułomność pamięci historycznej. Uroczystości rocznicowe nie mogą przesłonić faktu, że w 60 lat po zakończeniu wojny w saksońskim Landtagu zasiadają neonaziści, trwa konflikt izraelsko-palestyński, a Polacy muszą upominać się o swoje miejsce w pamięci Europejczyków o ofiarach.

06.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Zwiedzających muzeum pamięci weteranów wietnamskich w Chicago wita epigraf mnicha taoistycznego z czasów przed Chrystusem: “Jeśli wstępujesz na drogę wojny, przekraczasz granicę samego siebie. Ofiarujesz ideały dla przeżycia, a furia zabijania przeobrazi cię na zawsze. (...) Pomyśl o tym, zanim zechcesz się tak nieodwołalnie zmienić. Ceną jest nie tylko twoje życie, lecz twoje człowieczeństwo". Mądrość tę warto przypomnieć w chwili, gdy na świecie toczą się konflikty zbrojne z udziałem Europejczyków, świat obchodzi 60. rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau i przygotowuje się do 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej, Europa Środkowo-Wschodnia czci 15-lecie upadku komunizmu, a kategorie: ludobójstwa, winy, kary, sprawcy, ofiary, sumienia, sprawiedliwości opanowały z niezwykłą intensywnością wyobraźnię różnych środowisk politycznych i narodów.

Przyspieszenie historii

Początek XXI w. jest nasycony historią. Im dalej od wojennej przeszłości, tym więcej sporów wokół niej i zróżnicowanych form jej upamiętniania. Przyczyny erupcji pamięci o zbrodniach ostatniej wojny światowej są złożone. Przeobrażające się po przełomie demokratycznym kraje postkomunistyczne oraz jednoczące się Niemcy poszukują w przeszłości elementów integrujących i nadających sens nowej tożsamości. Odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy w zjednoczonej Europie, odnajdujemy w rozrachunku z historią indywidualnego i zbiorowego losu. Po okresie stabilnego podziału ról, jaki wyznaczyły rok 1945 i zimna wojna, następuje demokratyzacja obrazu przeszłości. O zdominowanie publicznego wizerunku historii konkurują dziś nie tylko narody i państwa, ale również indywidualni aktorzy oraz zorganizowane grupy nosicieli pamięci historycznej, co musi rzutować na stosunek do innych - w tym do sąsiedniego narodu.

Na naszych oczach ulega zmianie stosunek do przeszłości. Proporcjonalnie do powiększania zasobu wiedzy o ludobójstwie III Rzeszy oraz zbrodniach dyktatury stalinowskiej rośnie nasza bezradność; jak obchodzić się z nagromadzonym doświadczeniem? Jak upamiętniać przemoc i bezmiar ludzkiej krzywdy, by nie zaostrzać konfliktów w świecie? Przyspieszenie historii wynika z niepewnej przyszłości. Tam, gdzie narasta niezadowolenie społeczne i brak satysfakcji z przemian, rośnie potrzeba wsparcia się o przeszłość, wzmocnienia poczucia własnej wartości o minione cierpienie i bohaterstwo. Przeszłość może bowiem nobilitować, dawać aureolę.

Po latach zajmowania się procesami historycznymi przyszedł czas na ukazanie indywidualnego losu. Ludzka odwaga i martyrologia chcą być eksponowane. Trwa konkurencja pamięci okupantów i okupowanych, zwycięzców i przegranych. Odchodzący sprawcy chcą ostatnim rzutem na taśmę dać wyraz swej niewinności, inni pragną upublicznić swój heroizm. Renesans pamięci następuje także wśród narodów i grup etnicznych, które nie miały dotąd prawa do własnej historii. Dyskurs o historii zdominowały emocje, wdarło się życie, co sprawia m.in., że - jak zauważył Pierre Nora - może powstać prawda, która jest “prawdziwsza aniżeli prawda historyczna".

Musiały upłynąć dziesięciolecia, aby w publicznej świadomości społeczeństw demokratycznych dokonały się procesy transformacji myślenia o własnej roli w różnych kataklizmach cywilizacyjnych. Po śmierci cesarza Hirohito w 1989 r. Japonia przemyślała na nowo stosunek do azjatyckich sąsiadów w latach 30. i 40., czyniąc masakrę 200 tys. Chińczyków w Nankinie przedmiotem oficjalnej dyskusji. Dopiero w latach 90. nastąpiło “pojednanie" faszystów i antyfaszystów włoskich i podjęcie dyskusji na temat Włoch jako agresora w II wojnie. Trwają zabiegi ormiańskich badaczy i polityków o uznanie przez Turcję i opinię międzynarodową mordu na ludności ormiańskiej 1915/1916 za ludobójstwo.

Powstanie w RPA Komisji Prawdy i Pojednania dla upamiętnienia zbrodni apartheidu ma przezwyciężyć głęboki podział społeczeństwa południowoafrykańskiego oraz przyczynić się do przywrócenia poczucia człowieczeństwa głęboko zranionej przez przemoc ludności. Dopiero w 1999 r. nastąpiło wewnętrzne odkolonizowanie Francji, gdy jej rząd zastąpił oficjalną formułę “operacja dla utrzymania porządku w Północnej Afryce" określeniem “wojna w Algierii", dając jednocześnie przyzwolenie imigrantom z Maghrebu na publiczne prezentowanie własnej historii. Debata w Dumie na temat ewentualnego przywrócenia w centrum Moskwy pomnika Feliksa Dzierżyńskiego, założyciela tajnej policji sowieckiej, ukazuje, jak głęboko podzielone i zagubione we własnej historii jest społeczeństwo rosyjskie.

Pamięć obsesyjna, pamięć zraniona

W naszym pielgrzymowaniu do prawdy historycznej napotykamy na mniej lub bardziej pokonywalne przeszkody. Uporanie się z dramatyczną przeszłością wymaga odwołania się do zbiorowej pamięci. Nie ma jednak pamięci uniwersalnej, wyznaczającej jedną miarę. Kolektywna pamięć jest zawsze w pewnym stopniu partykularna. Dla obiektywnej oceny przeszłości potrzebna jest racjonalna, zdystansowana refleksja. Tymczasem stosunek do totalitaryzmu hitlerowskiego, podobnie jak do stalinowskiego, zawiera wielki ładunek emocji uzasadniony przez ogrom zbrodni.

Proces historyczny ocenić można w pełni, gdy jest zakończony - historia jednak nie kończy się nigdy. Pamięć i wina stają przed trybunałem sprawiedliwości i moralności, jakim jest sumienie. Czy jednak naród ma sumienie? Przeszłość, która w swej egzystencjalnej prawdzie nigdy nie jest do końca i całkowicie rozpoznawalna, wymaga i szacunku, i pokory. Dla tych, którzy oczekują dziś sprawiedliwego rozliczenia z najnowszą historią, istnieje zróżnicowany system hierarchizacji winy i kary. Dla człowieka, który stał się ofiarą zbrodniczego systemu, liczyła się jedna miara i granica: równości wobec śmierci.

Z uwagi na fakt, że do minimum zredukowana została liczba uczestników i świadków wojny - gwarantów autentyczności, naszą przestrzeń publiczną zdominowały przetworzone formy pamięci: literatura, obrazy medialne, muzea, pomniki. Czy w czasach, gdy historia wyszła poza ramy warsztatów naukowych i wszyscy ją uprawiają, historyk ma szansę wygrać bój o pamięć z tak atrakcyjnymi popularyzatorami, jak telewizja, gry komputerowe czy film? Przetworzona, często strywializowana inscenizacja przeszłości aspiruje niekiedy do zastępowania historii.

Atrakcyjność pamięci w stosunku do profesjonalnej historii polega na jej bezpośredniości; wspominanie daje pewne ciepło, określa je jednak zawsze subiektywność. Język odpominania poprzez religijne skojarzenia: apokalipsa, odkupienie, pokuta, sumienie, daje wrażenie bliskości człowieka. Pamięć - czy to zbiorowa jako zbiór symboli, rytuałów, zwyczajów, ideologii, czy indywidualna - jest zawsze selektywna. Pamiętamy o chwale, zapominamy o hańbie. Pamięć może być obsesyjna i manipulowana, narzucona i zaadoptowana, nadużywana i instrumentalizowana. Może dawać nadzieję i mobilizować do zemsty. Od bodźców, jakie nią kierują, zależy, czy praca nad przeszłością uwalnia, leczy i prowadzi do pojednania. Historia może być wielka w swym majestacie, ale może być również łatwa i tania, jak z supermarketu.

Wojna i dyktatura, przez wielość traumatycznych przeżyć, stanowią przedmiot pamięci rozdartej; znajdują się w polu napięć między pamiętaniem jednostki i narodu, generacji uczestników i pokolenia wnuków, naturalną potrzebą sprawiedliwości i chrześcijańskim nakazem wybaczenia, dają o sobie znać w dylemacie: jak pogodzić budowę demokracji z odsunięciem od życia publicznego sprawców zła? Czy tego chcemy, czy nie, pamięć i zapomnienie stanowią jednak o istocie naszego człowieczeństwa, są podstawowym tworzywem tożsamości jednostki i społeczeństwa. Dlatego nikomu odpowiedzialnemu za naszą przyszłość nie może być obojętne, co i w jakim celu pamięta nasze społeczeństwo i otaczające nas narody.

Proces kształtowania zbiorowej świadomości historycznej nie jest jednak procesem linearnym. Trudno więc zgodzić się z kategorycznym stwierdzeniem Marka Cichockiego (“Rzeczpospolita" z 14 grudnia 2004), jakoby III Rzeczpospolita “wyrzuciła pamięć kolektywną poza sferę publiczną" i “nie dopracowała się zbiorowej tożsamości historycznej". Czy jakiekolwiek społeczeństwo dopracowało się w ciągu 15 lat nowej tożsamości i jaka może być zbiorowa świadomość historyczna w sfragmentyzowanym społeczeństwie epoki przeobrażeń?

Potomkowie Kaina i Abla

Spór wokół wojny i jej konsekwencji jest przede wszystkim debatą wokół sprawcy i ofiary. Zakłada ona linię podziału wzdłuż granic państwa narodowego. Obowiązująca przez dziesięciolecia teza o kolektywnej winie Niemców i ich dziedzicznym obciążeniu złem ulega w demokratycznym otoczeniu europejskim stopniowej rewizji. Wieloletnie badania potwierdzają niekwestionowaną winę III Rzeszy za wojnę i politykę eksterminacji. Kolejne rządy RFN i zdecydowana większość społeczeństwa niemieckiego uczyniły z wyznania tej winy fundament myślenia o przeszłości i demokracji. Uporanie się z dramatyczną przeszłością pozostaje jednak dla kolejnych pokoleń Niemców, jak również dla ich sąsiadów, ogromnym wyzwaniem. Wina i niewinność są bowiem zawsze indywidualne. Nasi zachodni sąsiedzi zmagają się z problemem, jak po 60 latach upamiętniać hańbę i wstyd? Jak kształtować tożsamość w oparciu o klęskę i brak zaufania innych narodów? Jak oddać cześć własnym poległym, nie raniąc uczuć ofiar innych narodów? Czy klęska może integrować?

W naturze człowieka i narodów leży chęć bycia ofiarą. Status ofiary daje przywileje; pozwala oskarżać, czynić świat dłużnikiem, wnosić żądania. Nade wszystko jednak bycie ofiarą daje przekonanie, że jest się po stronie dobra. Ożywienie pamięci o ofiarach przymusowych wysiedleń Niemców po 1945 r. stanowi tego dobitny przykład. W ich indywidualnych wspomnieniach, odartych z historycznego kontekstu, chodzi nie tylko o wyeksponowanie krzywdy, lecz o wystawienie rachunku i ukształtowanie kolektywnej tożsamości ofiar. Ich apel do uczuć rodaków stanowi poprzez oderwanie od konkretnych przyczyn tamtych wydarzeń próbę moralnego oczyszczenia i identyfikacji z pozytywnymi bohaterami. To pozwala na porównywanie wszystkiego ze wszystkim. Obrazy albańskich uciekinierów z Kosowa podpowiedziały Erice Steinbach możliwość podłączenia się do wspólnoty ofiar: “To, co działo się na Bałkanach, pozostawiło ślady - mówiła. - Zaczęto się zastanawiać i przypominać, że tu w kraju żyją ludzie, sąsiedzi, którzy mają za sobą bardzo podobny los".

Badania nad przekazami międzygeneracyjnymi w Niemczech pokazują, jak następuje heroizacja rodzinnych tradycji. W rozmowach dziadków z wnukami eksponowane są własne ofiary i cierpienia. Narodowy socjalizm jawi się jako system bez narodowych socjalistów. W rodzinnym albumie wszyscy są czyści, sterroryzowani przez ślepą historię. Następuje oddzielenie oceny moralnej od konkretnej wiedzy o nazizmie. Im większa wiedza i doświadczenie, tym większa potrzeba ochrony najbliższych przed nią. Choć badania dotyczą tylko Niemców, to czyż można wyobrazić sobie stalinowskich oprawców, jak przy rodzinnym torcie opowiadają swym wnukom o Kołymie i Katyniu? Niepojęte są drogi oficjalnej pamięci Japonii. Hiroszima i Nagasaki urosły tam do rangi symbolu uniwersalnej martyrologii, a japońskie grzechy wojenne rozmyły się w grzechach ludzkości. Zrzucenie bomby atomowej sprawiło, że w pamięci pozostał koniec wojny, w pomroce zanikł zaś jej początek. Sprawca chętnie przybiera strój ofiary; gestapowiec przeobraża się łatwo w członka antyfaszystowskiego ruchu oporu, francuski antysemita w bojownika résistance.

Barbara Engelking w wydanej w 2003 r. książce “Szanowny panie gistapo" pokazuje Polaków od strony mrocznych zakamarków ich duszy. Być ofiarą nie znaczy bowiem być zawsze po stronie dobra. Każda dyktatura zmusza do kompromisów, wystawia na próbę nasze człowieczeństwo. Dlatego nie brakowało w polskim społeczeństwie donosicieli, którzy w latach wojny w listach do niemieckich władz Warszawy żądali m. in., by: “wysłać łobuza do Oświęcimia...", w innym przypadku oczekując: “jak gestapo jej język na brodę wyciągnie, to ona wygada". Za życzeniami: “Strzeż Bóg Wodza" (Hitlera), “niech żyją Niemcy!", skrywali się zwykli, poczciwi obywatele. Jakże trudno pogodzić się z prawdą, że w czasach próby między heroizmem jednostek a zbrodniczością określonych grup rozciąga się masa tych, którzy zachowują się jak Alfred Matzerath, bohater “Blaszanego bębenka", o którym Gűnter Grass pisze: “To był jego zwyczaj zawsze kiwać, gdy inni kiwali, zawsze krzyczeć, gdy inni krzyczeli, śmiać się i bić brawo, gdy inni śmiali się i bili brawo".

Przeszłość jako teraźniejszość

Walka o wizerunek przeszłości toczy się dziś, a chodzi w niej o jutro. Ta podstawowa prawda niesie konsekwencje. Przeszłość wspomina się zawsze w określonej sytuacji politycznej. W odróżnieniu od czasów, gdy sumienie ludzkości reprezentowało kilku poetów i filozofów, w epoce umasowienia opinii ranga odpowiedzialności polityków, adwokatów i biurokratów pamięci jest nie do przecenienia. Przełom XX i XXI w. ujawnił bowiem kolejne odsłony ludzkich możliwości zła i destrukcji. Nagromadzenie okrucieństwa, zbrodnie na Bałkanach, w Kambodży, Iraku, pokazują naszą bezradność. Ograniczone są bowiem nasze możliwości odczuwania. Wyłączamy obraz telewizyjny ze scenami zbrodni i udajemy się do kina, na spacer. Sami pozostajemy z pytaniem, czy wiedza o Auschwitz uwrażliwiła nas na naruszanie praw człowieka i pogwałcenie jego godności, czy tylko wytworzyła antyciała?

Kolektywna rekonstrukcja przeszłości wynika z potrzeb teraźniejszości. Celebracja Dni Pamięci winna służyć nie tylko oddaniu hołdu bohaterom. Samo przywoływanie pamięci dziś już nie wystarczy. Trzeba nam pytać, dlaczego ani oświecenie, ani chrześcijański nakaz miłości bliźniego, ani osiągnięcia cywilizacyjne nie uchroniły i nie chronią ludzkości przed barbarzyństwem? Jak pamiętać, by wzmocnić międzynarodową solidarność? Dlaczego i w imię jakich wartości mamy pamiętać? W 2005 r. przypada 40. rocznica Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich. Może ten jubileusz skłoni nas do przypomnienia, że 20 lat po wojnie wyciągano rękę w duchu soborowym do naszych zachodnich sąsiadów, by stworzyć przesłanki dla lepszej przyszłości obu narodów? Polscy duchowni nawoływali również do podjęcia dialogu z własnym społeczeństwem. Za Orędziem Pojednania kryło się czytelne przesłanie: pamięci i wybaczenia. Przypominało ono, że chrześcijańskiego nakazu miłości bliźniego nie można traktować wybiórczo, według potrzeb politycznych i narodowych.

Historia zna wiele przykładów naginania etycznych nakazów dla partykularnych interesów. W czasie wojny prusko-francuskiej w 1871 r. mogunckie pismo “Katolik", zawierające teksty kapelanów polowych, usprawiedliwiając działania przeciw “bezbożnym Francuzom" uznało, że “wojna jest najstraszniejszym złem, ale każde fizyczne zło ma źródło w ludzkiej winie". Dlatego wojnę można traktować jako “karę Bożą". Wojna może być “w ręku Boga środkiem, by narody oczyścić i jednocześnie wynieść". 70 lat później duchowni niemieccy usprawiedliwiali działania Wehrmachtu na froncie wschodnim rosyjskim ateizmem i słowiańskim barbarzyństwem.

Kiedy niemiecki kanclerz Willy Brandt przyklęknął w 1970 r. w Warszawie, wywołał wrażenie człowieka modlącego się. Może myślał słowami “Ojcze nasz...": “i odpuść nam nasze winy...". W reakcji na ten zwykły ludzki gest wiceprezydent Związku Wypędzonych Friedrich Walter stwierdził, że obraz klęczącego kanclerza nieprzyjemnie go poruszył. “Takie uklęknięcie w obcym kraju zaprzecza wszelkim międzynarodowym normom. Według chrześcijańsko-zachodnich wyobrażeń człowiek klęka tylko przed Bogiem". Działacz organizacji przesiedleńczych zapomniał, że II wojna nie mieściła się w żadnych kategoriach: ani politycznych, ani moralnych.

W rozpamiętywaniu obu dyktatur chodzi dziś nie tylko o historię Polaków i Niemców; chodzi o przyszłość Europy, możliwości współpracy jej narodów, obronę jej kulturowych i cywilizacyjnych wartości. W obliczu nawet największego zła, jakim był Auschwitz, pamięć dobra niosła nadzieję. Potrzebują jej społeczeństwa, jak i każdy człowiek. Pytanie, które w teologicznych sporach o nadzieję stawiał teolog Hans Urs von Balthasar (zob. rozmowę z ks. Eligiuszem Piotrowskim, “TP" 4/05): czy Bóg jest przede wszystkim Sędzią, czy Miłością, a może jednym i drugim jednocześnie, pozostaje dla chrześcijan stale aktualne.

Ostatnie kontrowersje wokół rezolucji Parlamentu Europejskiego w 60. rocznicę wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz-Birkenau potwierdzają prawdę na temat ułomności pamięci historycznej i sposobów upamiętniania przeszłości w Europie. Pisarze i poeci, filozofowie i artyści sprzeczali się dotąd o estetykę wyrażania istoty Holokaustu, pytali, jak modlić się po Auschwitz, ukazywali niemoc słów. Jak określił to szczególne miejsce Jonathan Webber: “Auschwitz nie jest muzeum, choć na pierwszy rzut oka może się tak wydawać. Nie jest cmentarzem, choć ma ku temu przesłanki. Nie jest miejscem turystycznym, choć bywają tu tłumy. On jest wszystkim w jednym (...) Nie ma żadnej kategorii w naszym języku na określenie Auschwitz".

To nie delikatność uczuć wobec ofiar, które przeżyły Auschwitz, kierowała jednak eurodeputowanymi, lecz zwykły polityczny oportunizm i niewiedza. Na terenie Rzeszy i krajów okupowanych znajdowały się 1634 obozy koncentracyjne i ich filie oraz ponad 900 obozów pracy. Chociaż wszystkie były obozami zagłady, to jednak sześć spośród nich: w Oświęcimiu, Chełmnie, Treblince, Sobiborze, Majdanku i Bełżcu założono lub rozbudowano z premedytacją w celu przeprowadzenia mordu na skalę przemysłową.

Żadne poważne badania nie pozostawiają wątpliwości, że obozy te stworzone zostały przez hitlerowskie Niemcy dla realizacji nazistowsko-rasistowskiej ideologii. Pod tym wyznaniem podpisywali się dotąd wszyscy liczący się politycy RFN. Dał temu ostatnio wyraz kanclerz Gerhard Schrőder, przypominając, iż Auschwitz musi pozostać trwałym elementem niemieckiej historii, oraz niemiecki minister spraw zagranicznych Joschka Fischer, mówiący na forum ONZ o “monstrualnym barbarzyństwie" ludobójstwa, popełnionym przez Niemców i na rozkaz Niemców.

To nie abstrakcyjny system, lecz konkretny człowiek, komendant Auschwitz Rudolf Höss wskazywał na idących do gazu, mówiąc w imieniu tych, którzy czuli się nadludźmi: “Spójrzcie na nich. Oni nie są jak my. Oni są inni. Oni wyglądają zupełnie inaczej. Oni nie zachowują się jak ludzie. Oni mają numery na ramieniu. Oni są tu, by umrzeć". Egzekutorzy wykonywali swe zadanie z przekonania. Hans Hüttig, jeden z członków kierownictwa obozu w Buchenwaldzie, wyznawał po wojnie: “Dzisiaj brzmi to wszystko tak strasznie, okrutnie, nieludzko i niemoralnie. Wówczas jednak w żadnym razie tak nie myślałem. Wiedziałem dokładnie, co będę robił w SS. Wszyscy wiedzieliśmy. To siedziało w sercu, nie w głowie". Do formacji SS należało 900 tys. ludzi.

Nie wszyscy Niemcy byli nazistami i nie wszyscy naziści byli zbrodniarzami. Znaczną część komendantów obozów stanowili Austriacy, do gorliwych egzekutorów należeli Rumuni. Grzech antysemityzmu obciąża zaś wszystkie narody. Dla Niemców życie z ciężarem pamięci o ofiarach wojny i Holokauście stanowi największe wyzwanie, wywołując niekiedy sprzeczne reakcje. Być może rację miał izraelski pisarz Zvi Rex, gdy mówił, że “Niemcy nie wybaczą nigdy Żydom Auschwitz". Badania przeprowadzone w 2000 r. wykazały, że 3 mln Niemców nigdy nie słyszało o Auschwitz, 17 mln nie potrafi go umiejscowić.

Niewiedza innych narodowości europejskich nie ustępuje w niczym Niemcom. Jest to częściowo wynik zimnej wojny, jak również ideologii, która pozwalała Zachodowi przez ostatnie stulecia na ignorowanie Europy Wschodniej i jej dziejów. Czeka nas wielki wysiłek edukacyjny. Bez inwestycji państwa w tłumaczenie polskich opracowań i promocję historii, splecenia jej losów z dziejami Starego Kontynentu, stan świadomości historycznej Europejczyków nie ulegnie zmianie. W przeciwnym razie rację będą mieli ci, którzy twierdzą, że ostatnią ofiarą ludobójstwa może okazać się prawda.

Wśród wielu funkcji pamięci podtrzymywanie płomienia nie należy do najważniejszych. Ofiarom Auschwitz jesteśmy wszyscy winni poczucie odpowiedzialności za przyszłość i szacunek dla godności każdego człowieka. Apelując do Billa Clintona o interwencję w Bośni Elie Wiesel wskazał bodajże na najważniejsze przesłanie: “Jeżeli pamięć tych, co przeżyli Holokaust, nie poruszy nas do tego, by reagować na cierpienie i prześladowania naszych czasów, to jaki cel ma w ogóle pamięć?". Uroczystości rocznicowe na terenie byłego obozu Auschwitz-Birkenau nie mogą przesłonić faktu, że 60 lat po zakończeniu wojny w niedalekim Dreźnie zasiadają w saksońskim Landtagu neonaziści z NPD, trwa konflikt izraelsko-palestyński, w całej Europie dają o sobie znać akty przemocy na tle rasistowskim, a Polacy muszą upominać się na parlamentarnym areopagu o swe miejsce w pamięci Europejczyków o ofiarach Auschwitz.

Aby uwrażliwić na prawdę i rzetelność przekazu historii oraz pamięci, potrzeba wypracowania systemu wczesnego ostrzegania przed cywilizacyjnym tsunami. Może wówczas spełnią się słowa Księgi Joela:

Powiedzcie to synom waszym,

a synowie wasi niech powiedzą swoim synom,

a synowie ich następnym pokoleniom.

Prof. Anna Wolff-Powęska jest pracownikiem (w latach 90. dyrektorem) Instytutu Zachodniego w Poznaniu, zajmuje się dziejami myśli i kultury politycznej w Europie. Opublikowała m.in. “Oswojona rewolucja. Europa Środkowo-Wschodnia w procesie demokratyzacji" oraz (razem z E. Schulzem) “Przestrzeń i polityka. Z dziejów niemieckiej myśli politycznej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005