Gorączka odbudowy

Świat hojnie wspomaga Haiti, ale pieniądze to nie wszystko. Trzeba je jeszcze sensownie wydać. Przydadzą się tu wnioski z niedawnej akcji pomocy ofiarom azjatyckiego tsunami.

09.02.2010

Czyta się kilka minut

Ponad pięć lat po katastrofalnej fali, która zdewastowała wybrzeża Oceanu Indyjskiego zabijając 230 tys. ludzi, niemal nie widać pozostałości tej tragedii. Bezdomni dostali nowe schronienia. Kurorty turystyczne w Tajlandii, Sri Lance czy Malediwach szybko wróciły do dawnego życia. Stolica indonezyjskiego Acehu jest całkowicie odbudowana z gruzów, do naprawy została jeszcze tylko nadmorska szosa. Wszystko to dzięki ofiarności społeczności międzynarodowej. Na rzecz ofiar tsunami zgromadzono rekordową kwotę 13,5 mld dolarów.

Dziś reakcja na dramat Haiti jest równie budująca: w ciągu pierwszych dwóch tygodni od trzęsienia ziemi udało się zebrać około miliarda dolarów, czyli więcej niż w podobnym okresie przed pięciu laty. Problemem nie jest brak pieniędzy, tylko to, jak je wydać.

Wtedy do Azji trafiły m.in. viagra, kostiumy świętego Mikołaja, kontenery pluszowych misiów, kurtki narciarskie i równie nieprzydatne w tropikach namioty dla alpinistów... W Acehu, gdzie nigdy nie występowała cholera, rozdysponowano 160 tys. kosztownych szczepionek. Lankijskim rybakom podarowano łodzie, z których co piąta nie nadawała się do użytku na morzu. Indonezja musiała zniszczyć 75 ton przedatowanych lekarstw.

Faza ratunkowa i faza odbudowy

Przytaczam te negatywne przykłady nie po to, aby zniechęcić do wpłat dla Haiti. Ratowanie ofiar kataklizmów powinno być imperatywem moralnym pomimo tego, że nieuchronnie wiąże się z marnotrawstwem i korupcją. Wystarczy wyobrazić sobie konsekwencje braku pomocy, by łatwiej przełknąć "skutki uboczne" w postaci nadmiaru pluszaków bądź też flot nieskazitelnie białych terenówek, tak ukochanych przez organizacje pomocowe.

Zwłaszcza że te ostatnie potrafią uczyć się na błędach - przynajmniej jeśli sądzić po niedawnym wysypie raportów, samokrytycznie analizujących akcję po tsunami. Do jakich wniosków doszli ich autorzy? Po pierwsze, że potrzebny jest sternik: koordynator, który powie, co jest potrzebne, a co zbędne, i zapobiegnie dublowaniu wysiłków. Dobrze oceniono utworzenie przez ONZ Biura Koordynacji Odbudowy. Miało ono władzę zatwierdzania i odrzucania projektów spływających z całego świata, a także monitorowania ich realizacji (postępy odbudowy można było śledzić dzięki stronie internetowej ze zdjęciami satelitarnymi).

Według oksfordzkiego ekonomisty i eksperta od pomocy Paula Colliera, na Haiti powinno być tak samo. Ale nie będzie. Struktury haitańskiej ONZ zostały mocno osłabione przez kataklizm, a do tego stery akcji pomocowej bez pytania chwyciła armia USA, co skutkuje swoistą dwuwładzą.

Nie zanosi się też na to, by rząd Haiti mógł powołać swoją agencję ds. dystrybucji pomocy, jak w 2005 r. zrobiła Indonezja. Oba kataklizmy są tylko częściowo porównywalne, bo o ile zniszczenia po tsunami ograniczały się do kilkusetmetrowego pasa wybrzeża, to trzęsienie ziemi zamieniło w "strefę zero" sporą część haitańskiego państwa, włącznie ze stolicą i rządem, który jest teraz otwarcie ignorowany - z każdego dolara pomocy przez jego ręce przechodzi zaledwie cent.

W pierwszej, ratunkowej fazie pomocy da się to usprawiedliwić wyższą koniecznością. Ale w fazie odbudowy, która rozpocznie się w najbliższych tygodniach, pomijanie Haitańczyków byłoby błędem. - Najważniejszą lekcją, jaką wyciągnęliśmy z gigantycznej akcji po tsunami, jest konieczność angażowania ludności dotkniętej kataklizmem - mówi Hakan Bjorkman, dyrektor UNDP na Indonezję. Dobrym pomysłem jest zatrudnienie przez organizację humanitarną Oxfam mieszkańców Port-au-Prince do odgruzowywania miasta w zamian za 5-dolarową dniówkę. Pomoc gotówkowa - coś, czemu organizacje pomocowe zwykle są niechętne - pomaga reanimować lokalny handel i sprawia, że ludzie znów zaczynają być panami własnego losu.

Kryteria sukcesu

Wtedy, po tsunami, rozdysponowanie pomocy nierzadko było bardziej uwarunkowane zainteresowaniem mediów niż faktycznymi potrzebami. To samo grozi Haiti, gdzie pomoc koncentruje się w stolicy Port-au-Prince - tu mieszkają dziennikarze i pracownicy humanitarni - a równie zdewastowana prowincja czeka na swoją kolej.

Trzeba też odpowiedzieć na pytanie nie tylko: "gdzie", ale i "co" budować. Jeśli rodzina, która utraciła dom, tydzień później mieszka w namiocie, jest to sukces. Lecz jeżeli po roku dalej mieszka w namiocie, sukces zmienia się w porażkę. A tak sytuacja - do dziś! - wygląda w niektórych rejonach Sri Lanki czy indyjskiej Kerali.

Brytyjski Disasters Emergency Committee w swym raporcie kaja się za zbudowanie w Acehu 14 tys. domów, z których znaczną część trzeba było potem rozebrać, bo przy konstrukcji nie wzięto pod uwagę, że jest to rejon narażony na trzęsienia ziemi. Wniosek: stawiać schronienia nie prowizoryczne, lecz od razu stałe, i to przy udziale ekspertów budowlanych. - To jednak oznacza, że Haitańczycy będą dłużej bezdomni - mówi Jo da Silva, autor raportu. - Bo żeby wybudować domy odporne na huragany i powodzie, potrzeba więcej czasu.

Zewsząd słychać opinie, że tragedia umożliwi budowę "nowego, lepszego" Haiti. Warto zapytać: lepszego dla kogo? Państwa zniszczone przez tsunami wprowadziły na wybrzeżu strefy buforowe i nie pozwoliły rybakom, by odbudowali tam swoje chaty. Na Malediwach wysiedlono całe wyspy, na Sri Lance tysiące biedaków upchnięto w blaszanych barakach w głębi lądu, podobno dla ich bezpieczeństwa. Tak "oczyszczoną" plażę oddano jednak deweloperom, którzy pobudowali kolejne luksusowe ośrodki wypoczynkowe.

Na Haiti jeszcze nie opadł kurz, a już rozległy się wezwania do dalszego otwarcia rynku, prywatyzacji i rozbudowy portów. Tak jak na Sri Lance, gdzie wielkim trawlerom pozwolono dobijać tradycyjne rybołówstwo. - Ten projekt gospodarczy to dla nas większa katastrofa niż tsunami - mówiła Sarah Fernando, lankijska działaczka na rzecz prawa do ziemi.

Otwarcie nowych możliwości rozwoju państw dotkniętych kataklizmem jest ważne. Jednak dziwnym trafem zwykle odbywa się kosztem tych, którzy i tak ucierpieli najmocniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2010