Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
...Jest jakiś brak szacunku w tym, że na przyszłego papieża patrzy się jak na wyścigowego konia, ale przecież zakazać tego nie można. Byle samemu nie wpaść w ten papo-lotkowy styl myślenia.
Szósty raz za mojego życia kardynałowie odcięci od świata (oni i poniekąd cała Stolica Apostolska, bo w czasie konklawe na terenie całego Watykanu zablokowane są połączenia komórkowe) wybierają następcę św. Piotra, nowego papieża.
Jakiego papieża wybierają, dla jakiego Kościoła?
Dziwne są to wybory. Bez kandydatów, bo nikt nie zgłasza swojej kandydatury. Dziwne, bo głosujący, za każdym razem oddając głos, odwołuje się do Pana Boga. Dziwne, bo wyborcom towarzyszy pewność wiary w Boski wpływ na wynik ich wyborów.
Wynik, czyli wybór papieża, widzialnej głowy Kościoła katolickiego, społeczności tak ogromnej i różnorodnej, tak rozsianej po ziemskim globie, że samo mówienie o kierowaniu nią może brzmieć niepoważnie. Dawno temu, jeszcze chyba nie biskup, lecz już znany teolog Joseph Ratzinger napisał gdzieś (cytuję z pamięci), że papiestwo, kiedy patrzeć nań w kategoriach współczesnego zarządzania, jest tak niemożliwe, że aż śmieszne. I skomentował: Piotr wiszący na krzyżu głową w dół też był śmieszny. Jeden taki „śmieszny” światu jest potrzebny.
Jaki papież, dla jakiego Kościoła? Nie tylko dla Kościoła, bo i dla świata. Jan Paweł II przypomniał, że „człowiek jest drogą Kościoła”. Jaki papież, dla jakiego człowieka? Odpowiada na to Sobór – a kolejni papieże poważnie brali to sobie do serca – że „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu”. Dlatego „Kościół bez wahania kieruje swe słowa już nie tylko do samych synów Kościoła i wszystkich, którzy wzywają imienia Chrystusa, ale do wszystkich ludzi; pragnie on wszystkim wyjaśnić, w jaki sposób pojmuje obecność oraz działalność Kościoła w dzisiejszym świecie”.
A „dzisiejszy świat”? Benedykt XVI zwięźle napisał, że papież jest po to, „aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary”.
Tak więc nie watykańska administracja, nie finansowe afery „watykańskiego banku”, nie intrygi czy inne burze w szklance wody są dziś prawdziwymi problemami, przed którymi stanie nowy papież. Chodzi raczej o „kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary”, nie tylko w Europie; kwestie dotyczące człowieka, małżeństwa homoseksualne, eutanazję, problemy bioetyczne, teorię gender itd. Wszystkie wynikające z odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek. Bo człowiek jest stawką w tej cywilizacyjnej batalii Kościoła naszych czasów.
Decyzja Benedykta XVI sprawiła, że jeszcze raz uwaga świata jest skierowana na Kościół. Oczekiwania pod adresem elekta, tak rozmaite, że czasem aż absurdalne, pokazują, że ukrzyżowany w Rzymie głową w dół Piotr wciąż światu jest potrzebny, a przynajmniej świat interesuje.
Ile języków powinien znać nowy papież, dopytywał dziennikarz kardynała Paula Pouparda. Kardynał odpowiedział, że wystarczą dwa: musi znać język ludzi i znać język Boga.