Głosowanie na ambonie

Nasz Kościół ma się w UE dobrze - jako sprzymierzeniec integracji, beneficjent, a nawet krytyk.

01.06.2009

Czyta się kilka minut

Święty Andrzeju Bobolo, patronie Polski, przed masońską Unią Europejską obroń nas" - przed kilkoma laty transparent z takim hasłem obwożono po całym kraju. Można go było zobaczyć w sierpniu 2002 r. podczas papieskiej Mszy na Błoniach, w marcu następnego roku podczas pikiety w trakcie Zjazdu Gnieźnieńskiego i przed siedzibą Episkopatu, gdy w marcu 2004 r. biskupi wybierali nowego przewodniczącego.

Ale potem transparent zniknął. Bo, logicznie rzecz biorąc, jak tu się bronić przed samym sobą? Jak zrezygnować z głosowania w wyborach do europarlamentu, gdy o mandat walczą Anna Sobecka i Bogdan Pęk? Jak obrazić się na Brukselę, skoro nawet szkoła o. Tadeusza Rydzyka starała się o europejskie dotacje? Na Unię można się zżymać, ale od pięciu lat ciężko byłoby ją bojkotować.

Biskupi eurosceptycyzm

Dziś, gdy Unia Polakom spowszedniała i wtopiła się także w kościelną codzienność, można łatwo zapomnieć, jak wyboista droga prowadziła do celu.

Przecież w połowie lat 90. w Episkopacie przeważała daleko posunięta ostrożność, o ile nie niechęć wobec akcesji. Za punkt zwrotny zwykło się uważać wizytę polskich biskupów w Brukseli w listopadzie 1997 r. Ale w rzeczywistości był to zaledwie początek kruszenia lodów. W czerwcu następnego roku, podczas posiedzenia Episkopatu w Pelplinie, eurosceptyczni hierarchowie wytupali poświęcony Unii referat, który w imieniu chorego bp. Tadeusza Pieronka odczytał abp Tadeusz Gocłowski. Sprawa wyszła zresztą na jaw dopiero po latach: tuż po obradach, pytany o dyskusję wokół referatu, abp Gocłowski dyplomatycznie oświadczył, że "Kościół popiera budowę jedności europejskiej, jednak nie wypowiada się na temat konkretnych rozwiązań strukturalnych czy politycznych". Opór zatem trwał, choć w czerwcu 1999 r. Jan Paweł II podkreślił w parlamencie: "Integracja Polski z UE jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską".

Na trzy miesiące przed unijnym referendum, w marcu 2003 r., bp Edward Frankowski, sufragan sandomierski, przekonywał przybyłych na Jasną Górę rolników: "Nie! Dla bezbożności w Unii Europejskiej. Nie oddać ziemi w obce ręce! Nie poddamy się naszym krzywdzicielom, tym, którzy nam szkodzą. Naszym zadaniem jest pójść do czerwcowego referendum. Skoro nie ma w Unii miejsca dla Boga, tym samym nie może tam być miejsca dla mnie". Kiedy przed tamtym głosowaniem "Tygodnik" przeprowadzał wśród ordynariuszy ankietę, czy popierają wejście do UE, jeden z biskupów poradził dziennikarzowi, aby pojechał do bazyliki w Łagiewnikach i błagał o łaskę nawrócenia.

Nic więc dziwnego, że z projektu przedreferendalnego listu Episkopatu wykreślono sformułowania jednoznacznie przychylne wobec akcesji, a nad niektórymi zdaniami trzeba było wręcz zarządzić głosowanie. Do przesady zachowawczy tekst blado wypadł w porównaniu np. z listem biskupów litewskich, w którym napisano: "Nie mamy dziś innego wyboru, jak tylko stać się częścią zjednoczonej Europy".

Biskupi pragmatyzm

Prawdziwym point of no return było dopiero zwycięstwo zwolenników akcesji w ogólnokrajowym referendum. W nowych okolicznościach biskupi, także ci eurosceptyczni, zareagowali pragmatycznie i postanowili skorzystać z nowych możliwości. Przykład: na posiedzeniu Episkopatu, które wypadło w dniu wejścia do struktur europejskich, od razu zaapelowali do premiera Irlandii, która przewodniczyła wtedy UE, aby w Traktacie Konstytucyjnym znalazły się invocatio Dei i nawiązanie do chrześcijańskich korzeni kontynentu.

Jeszcze przed akcesją diecezje, np. łomżyńska, namawiały proboszczów, by przygotowali wnioski o dopłaty bezpośrednie do parafialnych gruntów. To z punktu widzenia kościelnych finansów rzecz niebagatelna, skoro wiejskich parafii mamy w Polsce ok. 7 tys., a Kościół - po Skarbie Państwa - to największy w kraju właściciel ziemski. I nawet jeżeli większość gruntów dzierżawi, to i tak po wliczeniu dopłat można było podnieść czynsze. Diecezje, parafie i zakony nauczyły się również sięgać po brukselskie fundusze na konserwację i zabezpieczenie zabytków, na budowę domów opieki, na szkolnictwo, szpitale czy aktywizację bezrobotnych.

Nie tylko w wymiernych zyskach należy szukać przyczyn tego, że w kościelnych kręgach właściwie ucichła krytyka Unii jako narzędzia bezbożników. Po prostu trudno dziś kogokolwiek przekonać, że Unia odgórnie narzuci Polakom laicyzm i obce obyczaje. Oczywiście opór niektórych katolików budzą zalecenia i rezolucje Parlamentu Europejskiego, by wspomnieć dokument "Homofobia w Europie" sprzed dwóch lat. Jednak praktyka potwierdziła, że Bruksela nie narzuca krajom członkowskim czegokolwiek w kwestiach moralności, jedynie sugerując określone działania. Nie nastąpił też gwałtowny odpływ wiernych, przeciwnie - polscy emigranci ożywili obumierające wspólnoty katolickie na Zachodzie. Powtórzmy: choć biskupi nieraz krytykują zjednoczoną Europę za relatywizm, niechęć do obrony życia, biurokratyczne przerosty czy narodowe egoizmy, o odrzuceniu nie ma już mowy. Hierarchowie dobrze wiedzą, o ile skuteczniej jest krytykować jako członek Wspólnoty, niż występować jako petent przed zatrzaśniętymi drzwiami.

Przez minione pięć lat oszczędzona została nam druga wojna światopoglądowa o Unię, w którą bez wątpienia zaangażowałoby się wielu duchownych i świeckich, gdyby Francuzi i Holendrzy nie storpedowali eurokonstytucji. Gdyby w Polsce ruszyła procedura jej ratyfikacji, wielu biskupów zapewne wróciłoby na dawne stanowiska.

Eurowybory bez emocji

Z kościelnego punktu widzenia kampania przed wyborami do europarlamentu przebiega zatem bez wstrząsów. Na początku maja Rada Stała wraz ze zgromadzonymi w Częstochowie biskupami diecezjalnymi wezwała "wszystkich wiernych, by w tych wyborach wskazywali osoby w pełni reprezentujące stanowisko Kościoła katolickiego w sprawach etycznych oraz społecznych, szczególnie w kwestii ochrony życia ludzkiego oraz troski o małżeństwo i rodzinę". W tym stwierdzeniu nie ma nic nadzwyczajnego, niemal identyczne apele wystosowały m.in. Episkopaty Węgier i Francji.

Nihil novi sub sole - także gdy chodzi o udzielne księstwo Radia Maryja. Toruńska rozgłośnia jak w poprzednich kampaniach nie unika imiennego wskazywania kandydatów, których należy wybrać. O. Rydzyk przekonywał, by np. w Warszawie nie głosować na Michała Kamińskiego, otwierającego stołeczną listę PiS, ale na posła Arkadiusza Mularczyka. Z kolei Jerzy Robert Nowak w "Euroleksykonie" regularnie obrzydza słuchaczom Radia i czytelnikom "Naszego Dziennika" kandydatów PO i lewicy. Z góry wiadomo, że pod tym względem nic się nie zmieni, bo powołana przez biskupów Rada Programowa Radia nie zareaguje.

Także politycy idą utartą ścieżką. Kwestie moralne i obyczajowe odgrywają w programach wyborczych i spotach rolę drugorzędną, bo poprzednie wybory wykazały, że większość obywateli za kryterium rozstrzygające rzadko przyjmuje stosunek kandydata np. do aborcji czy legalizacji związków homoseksualnych. To zresztą z perspektywy kształtowania sumień wierzących powinno być dla Kościoła konstatacją niepokojącą. Jedynym ugrupowaniem, które z moralności i obyczajów uczyniło koło zamachowe kampanii, jest Prawica Rzeczypospolitej: Marek Jurek konsekwentnie buduje wizerunek w oparciu o bezkompromisową postawę w sprawach ochrony życia. Jednak były marszałek Sejmu nie zyskał szerokiego poparcia ani w społeczeństwie, ani nawet w Kościele.

I kiedy dziś Kościół w Polsce bez większych emocji spogląda na eurowybory, trudno nie postawić pytania, czy przed kilkoma laty naprawdę warto było psuć sobie tyle krwi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2009