Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Joanna Pollakówna: WENECKIE TĘSKNOTY. O MALARSTWiE i MALARZACH RENESANSU - Joanna Pollakówna umiała łączyć wrażliwość poety z warsztatem historyka sztuki, intuicję odwołującą się do emocji z przenikliwością intelektualną. Dlatego jej pisanie o sztuce jest zawsze wielkiej urody prozą, ale nie ześlizguje się w piękne wielosłowie, zachowuje precyzję, trafność, odpowiedniość.
„Naczelna cnota pisarstwa Pollakówny to doznanie zachwytu, który szuka słów” - napisał Miłosz. Ale zachwyt domaga się nie tylko wyrażenia, także zrozumienia i uzasadnienia. I trzeba nie tylko przeniknąć materię obrazu, uważnie go - jak to nazywa Pollakówna - czytać: „barwa po barwie, ton po tonie, forma po formie”, wskazać nowatorstwo rozwiązań czy też kryjące się za nimi wzory, zanalizować kompozycję i kolorystykę. Należy także odszyfrować ukryte w obrazie znaczenia, i jeszcze więcej - spróbować przeniknąć umysłowość, sposób myślenia i widzenia malarza oraz pragnienia i potrzeby tych, którzy byli wtedy odbiorcami jego sztuki. Zamysł niemożliwy właściwie do zrealizowania - ale to on właśnie czyni z esejów Pollakówny teksty tak fascynujące.
„Na książkę tę - pisze autorka o „Weneckich tęsknotach” - złożyło się siedem esejów o malarstwie, które powstawało w osobliwym czasie i w osobliwym miejscu: w porze rozkwitającego renesansu w Wenecji... Nigdy, ani przedtem, ani potem, sztuka malarska nie zaznała takiego przypływu świeżości w odczuwaniu koloru, intensywności myśli, takiego ukierunkowanego porywu, którego nie umiałam nazwać inaczej niż tęsknotą. Ten poryw kierował się i ku mitowi antyku, i ku Złotemu Wiekowi, który, jak się spodziewano, wraz z odrodzeniem cudu antyku miał nastąpić. Kierował się też ku nowo dostrzeżonemu pięknu świata i ku Stwórcy tego piękna”.
Jest to więc opowieść o pewnej przygodzie ludzkiego ducha, której wyrazem stała się sztuka - nie zaś zarys historii malarstwa weneckiego w dobie rozkwitu. Bohaterowie zostali dobrani starannie, ale i subiektywnie. Z „wielkiej czwórki”, którą tworzą Giorgione, Tycjan, Veronese i Jacopo Tintoretto, znalazł się tu tylko ten pierwszy: tajemniczy, młodo zmarły geniusz, o którego dzieło (a ściślej - o wyznaczenie jego granic) do dziś toczy się spór. Jest także mistrz Giovanni Bellini, jest Cima da Comegliano, a osobne obszerne szkice otrzymali dwaj indywidualiści: Lorenzo Lotto i Gian Gerolamo Savoldo.
Zresztą, wyjąwszy te dwa szkice, za klucz służy raczej temat i sposób jego przeprowadzenia. Tak jest w otwierającej książkę analizie „Podwójnego portretu” Giorgiona i w dalszych tekstach: o przedstawieniach św. Hieronima czy o związkach postaci z pejzażem na przykładzie Belliniego, Giorgiona i Cimy. Tak jest zwłaszcza w „Powadze i nędzy starości”, gdzie trzy obrazy Giorgiona podejmujące ten motyw - „Trzej filozofowie”, „Trzy pory ludzkiego życia” i „La Vecchia” - zestawiono z późnym dziełem jego nauczyciela Belliniego. „Upojenie Noego” powstało, gdy Giorgione już nie żył, i wyraża zdaniem Pollakówny doświadczenie, którego ów malarz, „na zawsze młodzieńczy”, wyrazić nie byłby zdolny: bolesne doświadczenie „starczego odłączenia się duszy od uporczywie żyjącego jeszcze ciała”.
„Artysta, sam wymykając się śmiertelności, ma władzę rozleglejszą: zdolny jest obdarzyć wieczystą egzystencją tych, którzy powierzą mu odtworzenie swojej zewnętrznej postaci... Obdarzony intuicją portrecista ocalić może od zatraty coś więcej niż rysy twarzy: może odsłonić i utrwalić wewnętrzną skrytą istotę człowieka, cząstkę jego duszy. Ale może też kusić się o utrwalenie chwili, a więc ludzkiego mgnieniotrwałego gestu” - czytamy w ostatnim szkicu, zatytułowanym „Głód nieśmiertelności”. W zakończeniu znalazły się zdania przejmujące: o dopełniającym się w renesansowych obrazach cudzie wyrwania śmierci cząstki ludzkiego życia. „Mocą malarskiego talentu formowany pochód protestu przeciw śmiertelnej zatracie przesuwa się w ciszy przed naszym wzrokiem”. I data: marzec 2002. Trudno nie pamiętać, że zbliża się pierwsza rocznica śmierci Joanny Pollakówny, i trudno nie pomyśleć, jak osobistym tonem brzmią napisane przez nią słowa. (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2003, s. 216. Seria „Z wagą”. Dobre, barwne reprodukcje.)