Głód nieśmiertelności

13.04.2003

Czyta się kilka minut

 Joanna Pollakówna: WENECKIE TĘSKNOTY. O MALARSTWiE i MALARZACH RENESANSU - Joanna Pollakówna umiała łączyć wrażliwość poety z warsztatem historyka sztuki, intuicję odwołującą się do emocji z przenikliwością intelektualną. Dlatego jej pisanie o sztuce jest zawsze wielkiej urody prozą, ale nie ześlizguje się w piękne wielosłowie, zachowuje precyzję, trafność, odpowiedniość.

„Naczelna cnota pisarstwa Pollakówny to doznanie zachwytu, który szuka słów” - napisał Miłosz. Ale zachwyt domaga się nie tylko wyrażenia, także zrozumienia i uzasadnienia. I trzeba nie tylko przeniknąć materię obrazu, uważnie go - jak to nazywa Pollakówna - czytać: „barwa po barwie, ton po tonie, forma po formie”, wskazać nowatorstwo rozwiązań czy też kryjące się za nimi wzory, zanalizować kompozycję i kolorystykę. Należy także odszyfrować ukryte w obrazie znaczenia, i jeszcze więcej - spróbować przeniknąć umysłowość, sposób myślenia i widzenia malarza oraz pragnienia i potrzeby tych, którzy byli wtedy odbiorcami jego sztuki. Zamysł niemożliwy właściwie do zrealizowania - ale to on właśnie czyni z esejów Pollakówny teksty tak fascynujące.

„Na książkę tę - pisze autorka o „Weneckich tęsknotach” - złożyło się siedem esejów o malarstwie, które powstawało w osobliwym czasie i w osobliwym miejscu: w porze rozkwitającego renesansu w Wenecji... Nigdy, ani przedtem, ani potem, sztuka malarska nie zaznała takiego przypływu świeżości w odczuwaniu koloru, intensywności myśli, takiego ukierunkowanego porywu, którego nie umiałam nazwać inaczej niż tęsknotą. Ten poryw kierował się i ku mitowi antyku, i ku Złotemu Wiekowi, który, jak się spodziewano, wraz z odrodzeniem cudu antyku miał nastąpić. Kierował się też ku nowo dostrzeżonemu pięknu świata i ku Stwórcy tego piękna”.

Jest to więc opowieść o pewnej przygodzie ludzkiego ducha, której wyrazem stała się sztuka - nie zaś zarys historii malarstwa weneckiego w dobie rozkwitu. Bohaterowie zostali dobrani starannie, ale i subiektywnie. Z „wielkiej czwórki”, którą tworzą Giorgione, Tycjan, Veronese i Jacopo Tintoretto, znalazł się tu tylko ten pierwszy: tajemniczy, młodo zmarły geniusz, o którego dzieło (a ściślej - o wyznaczenie jego granic) do dziś toczy się spór. Jest także mistrz Giovanni Bellini, jest Cima da Comegliano, a osobne obszerne szkice otrzymali dwaj indywidualiści: Lorenzo Lotto i Gian Gerolamo Savoldo.

Zresztą, wyjąwszy te dwa szkice, za klucz służy raczej temat i sposób jego przeprowadzenia. Tak jest w otwierającej książkę analizie „Podwójnego portretu” Giorgiona i w dalszych tekstach: o przedstawieniach św. Hieronima czy o związkach postaci z pejzażem na przykładzie Belliniego, Giorgiona i Cimy. Tak jest zwłaszcza w „Powadze i nędzy starości”, gdzie trzy obrazy Giorgiona podejmujące ten motyw - „Trzej filozofowie”, „Trzy pory ludzkiego życia” i „La Vecchia” - zestawiono z późnym dziełem jego nauczyciela Belliniego. „Upojenie Noego” powstało, gdy Giorgione już nie żył, i wyraża zdaniem Pollakówny doświadczenie, którego ów malarz, „na zawsze młodzieńczy”, wyrazić nie byłby zdolny: bolesne doświadczenie „starczego odłączenia się duszy od uporczywie żyjącego jeszcze ciała”.

„Artysta, sam wymykając się śmiertelności, ma władzę rozleglejszą: zdolny jest obdarzyć wieczystą egzystencją tych, którzy powierzą mu odtworzenie swojej zewnętrznej postaci... Obdarzony intuicją portrecista ocalić może od zatraty coś więcej niż rysy twarzy: może odsłonić i utrwalić wewnętrzną skrytą istotę człowieka, cząstkę jego duszy. Ale może też kusić się o utrwalenie chwili, a więc ludzkiego mgnieniotrwałego gestu” - czytamy w ostatnim szkicu, zatytułowanym „Głód nieśmiertelności”. W zakończeniu znalazły się zdania przejmujące: o dopełniającym się w renesansowych obrazach cudzie wyrwania śmierci cząstki ludzkiego życia. „Mocą malarskiego talentu formowany pochód protestu przeciw śmiertelnej zatracie przesuwa się w ciszy przed naszym wzrokiem”. I data: marzec 2002. Trudno nie pamiętać, że zbliża się pierwsza rocznica śmierci Joanny Pollakówny, i trudno nie pomyśleć, jak osobistym tonem brzmią napisane przez nią słowa. (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2003, s. 216. Seria „Z wagą”. Dobre, barwne reprodukcje.)
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2003