Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tekst ojca Wiśniewskiego pt. „Ostrzegam” zasługuje na uwagę z kilku powodów. W sytuacji, gdy słychać powszechne nawoływanie do przeciwstawienia się przejawom nienawiści, słowo takiego autorytetu jest szczególnie ważne.
Ale właśnie o autorytetach, na które tak liczy o. Wiśniewski, warto porozmawiać. Pozwolę sobie postawić tezę, że postulowane gremium nie ma szans powstać, więc pozostanie marzeniem. I nie chodzi mi o skuteczność takiego ciała czy o niechęć do jego utworzenia. Proszę mi wskazać choć jedną osobę, którą strony sporu zgodnie uznają za autorytet. Każda z okopanych opcji sceny politycznej wskaże bez wątpienia osoby, które będą najbardziej żarliwymi obrońcami jej pozycji i – niejako naturalnie – krytykami pozostałych. Nawet tak predystynowana do wskazania swoich przedstawicieli instytucja, jaką jest Kościół katolicki, miałaby kłopot z wytypowaniem kandydata czy kandydatów. Jeśli podnoszony czasem spadek autorytetu Kościoła jest prawdą, to warto zastanowić się, czy jest on skutkiem, czy może przyczyną dryfowania Kościoła. Kierowane do wiernych listy pasterskie są miałkie, bo powstają w efekcie kompromisu. Co innego słyszymy przecież w wypowiedziach pojedynczych biskupów – poglądy są tam wyraźne, często do przesady. Może zatem Kościół zacząłby od przełamania różnic w swoim łonie? Zwłaszcza że – w mojej opinii – w dziele podziału Polaków ma niemałe „zasługi”.
Co dopiero mówić o świeckich autorytetach! Upadła ranga wykształcenia – dziś profesor potrafi wyrażać się gorzej niż małomiasteczkowy żul. Zniszczone zostały autorytety sędziów, trybunałów, zawodowych stowarzyszeń.
Skąd więc wziąć autorytety, Ojcze Ludwiku? Gdybym podał dziesięć własnych typów, to nie znalazłbym dziesięciu rodaków, którzy by mnie w moim wyborze poparli.
Autorzy wydrukowanych na łamach „Tygodnika” listów otrzymają kubki z rysunkiem Macieja Sieńczyka.