Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie trzeba dowodzić, że traktowanie słów "nowoczesność" i "konserwatyzm" jako kryterium dobra i zła jest zawodne. Zarówno postęp, jak i konserwatyzm miewają wiele postaci. Historia zna głupich postępowców i głupich konserwatystów. Ich szkodliwość nie wynikała z tego, że byli konserwatystami lub postępowcami, ale z ich głupoty lub zarozumiałości.
Ścieranie się tych postaw obserwujemy w języku, w literaturze, sztuce, polityce, technice, medycynie, dietetyce, kosmetyce, modzie i tak dalej. Biedny ten, kto się zdaje na same hasła, a nie pyta o wartość tego, co wybiera. Tej zimy konserwatyści, którzy w domach zachowali piece kaflowe, okazali się mądrzejsi niż ci, którzy ufając nowoczesnym instalacjom, usunęli przestarzałe konstrukcje ze zwykłym paleniskiem i żeliwnymi drzwiczkami, podłączone zwykłą rurą do starego komina.
Dialektyka konserwatyzm-nowoczesność mało gdzie doprowadziła do takich napięć jak w Kościele po Soborze Watykańskim II. Z jednej strony odczuwano ulgę, że Kościół uwolnił się od elementów narosłych przez wieki, a niekoniecznie zgodnych z duchem Ewangelii; z drugiej panowało poczucie zawalenia się czegoś, do czego się przywykło. Obawiano się "wylania dziecka z kąpielą", utracenia tego, co dla chrześcijaństwa istotne. Potem (czyli teraz) zapanowało poczucie ulgi. Wiara ze wstrząsu soborowych zmian nie tylko wyszła cało, ale nawet oczyszczona z obcych jej elementów złej tradycji. Co ciekawe, właśnie teraz papież Benedykt XVI zakwestionował to dobre samopoczucie, przystępując do rewizji liturgii Mszy świętej (patrz artykuł Józefa Majewskiego na str. 16). Ale nawet jeśli przewidywane zmiany będą rzeczywiście wprowadzone, to do przedsoborowego stylu Kościół już nie wróci. Nie dlatego, że "soborowy" okazał się nowoczesny, ale dlatego że jest bliższy Ewangelii.
Napisał Leszek Kołakowski w mini-wykładzie o przyszłości religii i filozofii (polecam!): "Gdy się przez jakiś czas obserwuje pewien stały kierunek przemian, złudzenie, że tak już będzie zawsze, jest całkiem naturalne, lecz z reguły fałszywe". Tendencja do nadawania cechy niezmienności czy wręcz sakralizowania rzeczy przypadkowych jest pokusą tych, którzy jak ognia obawiają się naruszenia status quo i wynikającej z tego niepewności. Przykładem są niegdysiejsze daremne wysiłki niektórych polskich biskupów, by zachować zwyczaj paradowania księży w sutannach. W imię wierności wierze wymagali oni od księży noszenia tego stroju (pochodzącego z XVI w.) wszędzie i zawsze. Tylko nieliczni (m.in. kard. Karol Wojtyła) mówili o potrzebie jakiegoś signum distinctivum (znaku wyróżniającego). Dziś wiadomo już, kto miał rację. Sutanna stała się strojem używanym wyłącznie w sytuacjach urzędowych i obrzędowych. Kościół - jak się okazało - zniósł to zupełnie dobrze.
Spór "postępu" z "konserwą" przybiera niekiedy postać sporu postępu z religią w ogóle oraz Kościoła z nowoczesnością. Tego się nie da uniknąć, bo każda religia, z natury rzeczy, broni tego, co w jej przekonaniu jest niezmienne. To spór dla obu stron wielce pożyteczny. Konserwatywni obrońcy wiary muszą prędzej czy później sprawdzić, czego bronią: czy tego, co ma swój korzeń w Bogu, czy całkiem ludzkich i względnych produktów różnych epok i kultur. Bojownicy nowoczesności zaś muszą sobie postawić pytanie, dlaczego życie religijne, mimo kilkusetletniego zwalczania, toczy się dalej - i, być może, zrewidować swoje rozumienie postępu. Oby jednych i drugich łaskawy Pan Bóg chronił przed głupim fanatyzmem.