Tradycja ma przyszłość w Kościele

O ryzyku schizmy i napędzaniu polaryzacji, o autorytetach i autorytarności, o pozornych podziałach i pozorach niezmienności, o uzasadnieniu kapłaństwa kobiet i sensie parafii rozmawiamy z Johnem Milbankiem, jednym z czołowych współczesnych teologów.

09.01.2024

Czyta się kilka minut

Kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela w Mogno w Szwajcarii zaprojektowany przez Mario Botta. / fot. Harry Laub / Getty Images
Kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela w Mogno w Szwajcarii zaprojektowany przez Mario Botta. / fot. Harry Laub / Getty Images

Piotr Popiołek: Czy chrześcijaństwo w sposób nieunikniony staje się coraz bardziej liberalne i postępowe, starając się dogonić świeckie, wielkomiejskie społeczeństwo?

John Milbank: Najbardziej religijnym miejscem w Wielkiej Brytanii jest dzisiaj Londyn. To całkowite odwrócenie tendencji dominującej pięćdziesiąt lat temu. Głównie z powodu imigrantów (chrześcijańskich, muzułmańskich, hinduistycznych itp.). Na przykład jedna trzecia Londynu uważa, że homoseksualizm jest czymś złym, więc prawdopodobnie jedna trzecia Londynu to bardziej konserwatywni chrześcijanie i wyznawcy innych religii niż ja. W centrach miast jest więcej ludzi religijnych niż na peryferiach. Też z tego powodu, że jest tam więcej klasy średniej i osób wykształconych, którzy dołączają obecnie do wspólnot. Ale również dlatego, że Kościół dużo zasobów ludzkich przeniósł do dużych miast (gdyż były „nowoczesne”), ignorując fakt, że większość ludzi mieszka w małych miasteczkach i na wsiach.

Czy w Kościele anglikańskim istnieją podobne podziały jak u nas – na postępowców i tradycjonalistów?

Nie jest to tak wyraźne. Moja żona Alison jest częścią ruchu „Uratuj parafię”, który odnosi wiele sukcesów. Ma zwolenników we wszystkich grupach kościelnych (od protestanckich do katolickich trendów w anglikanizmie) i teologicznych, od konserwatystów po liberałów. Ponieważ pytanie brzmi: „Czy Kościół Anglii należy do ludu Anglii?”. W swoich geograficznych parafiach każdy ma prawo do chrztu, małżeństwa i pochówku. I kościół parafialny również bardziej należy do parafian i sponsorów, którzy historycznie go założyli, niż do diecezji. Ale nowy model anglikanizmu chce to wszystko usunąć – by skończyć z ideą, że jest to Kościół ludzi i dla ludzi.

Wsparcie w ratowaniu parafii przychodzi również od ludzi świeckich niezwiązanych z Kościołem, którzy wciąż cenią sobie miejsce Kościoła w swojej społeczności i sposób, w jaki ją wiąże. Parafie w pewnym sensie stanowią Anglię, tak jak wsie i puby ze swoimi szyldami – równie dzisiaj zagrożone. Obecnie stało się to jeszcze bardziej aktualne. Jesteśmy małą wyspą, łatwo jest mieszkać na wsi i pracować w mieście, dojeżdżając do pracy lub zdalnie. Odległość od pracy w Wielkiej Brytanii jest większa niż w innych krajach, nawet w Ameryce. Ponieważ żadna odległość nie wydaje się „zbyt daleka”, ludzie podróżują na duże odległości regularnie. Jak to robią przy upadającym transporcie publicznym, to inna historia. Ale istotne jest, że wsie dalej pozostaną, a więc i parafie mają przyszłość, jeśli biskupi tego nie zepsują.

Z pewnością interesujące jest usłyszeć, że oba skrzydła Kościoła – postępowcy i konserwatyści – mogą współpracować.

Na przykład w przypadku małżeństw homoseksualnych ten podział jest o wiele bardziej widoczny niż w przypadku parafii. O wiele trudniej jest przyjąć wypośrodkowaną pozycję w kwestii homoseksualności, taką jak moja – mówić o tym, że małżeństwo może być tylko między mężczyzną i kobietą i to nie ulegnie zmianie, ale też że są osoby homoseksualne, które z jakiegoś powodu chcą żyć razem w kochających i owocnych związkach, które mogą być błogosławione. Zamiast tego dochodzi do polaryzacji napędzanej przez świecką kulturę i media. Niektórzy zaakceptują to, co się nam prezentuje, jako kompromis, ale moim zdaniem tak nie jest. Mamy więc grupy rozłamowe, szczególnie wśród bardziej konserwatywnych ewangelików, którzy są już w różnych organizacjach anglikańskich na całym świecie. Myślę, że niebezpieczeństwo odłączenia się i powstania jakiegoś nowego Kościoła z powodu tych kwestii związanych z seksem i płcią – jakby sprawami życia i śmierci – jest niezwykle duże.

Czy zaobserwowałeś podobne trendy w Kościele katolickim?

W Kościele katolickim w Anglii widać zaskakująco podobną niechęć do systemu parafialnego, która łączy się z nadmierną centralizacją i biurokratyzacją. Po części dlatego, że po prostu nie ma wystarczającej liczby księży, ale to nie jest jedyny powód. Podobnie też nie dostrzega się możliwości drogi środka w debatach między liberałami a konserwatystami, co prowadzi do tego, że „konserwatyzm” i tradycja są źle rozumiane. Podobne zaniedbanie odnosi się do swego rodzaju historycznej i filozoficznej subtelności. Jak spojrzymy na takie kwestie jak małżeństwo i rozwód, i w jaki sposób traktuje się związki osób tej samej płci lub rolę kobiet w Kościele, to konserwatyści wyolbrzymiają nieprzerwaną ciągłość lub absolutyzują przeszły konsensus. Na przykład historia rozwodów w Kościele katolickim jest skomplikowana. Wiadomo, że Kościoły wschodnie zawsze zezwalały na małżeństwa duchownych i na rozwody, podczas gdy Kościół zachodni zezwalał długo na małżeństwa duchownych i nadal zezwala na to w niektórych przypadkach. Zatem twierdzenie, że wszystkie te kwestie są czymś nowym, jest zgoła nieprawdziwe.

Nieprawdziwa jest również idea, że zawsze szanowaliśmy to, czego nas uczono. Dzisiaj nawet konserwatyści niechętnie mówią, iż homoseksualizm jest z natury grzeszny. Rzeczywistość jest taka, że wszystko ulega zmianie – że coś brane niegdyś za oczywistość jest teraz nie do pomyślenia (chociaż pozostawia otwarte pytania, dlaczego uważamy coś za oczywiste). Spójrzmy na rolę kobiet w społeczeństwie – nikt chyba poza amiszami nie jest prawdziwie konserwatywny w tej kwestii, nawet większość muzułmanów. I tu znowu obraz historyczny jest skomplikowany. Jest coraz więcej dowodów na to, że kobiety w średniowieczu były bardzo zaangażowane w sferę pracy i posiadania, w rzemiosło i handel, i że uległo to zmianie dopiero w nowożytności. Jednak nie zaszło to dalej – nie podważyło wyłączności męskiego kapłaństwa. Założenie, że można rozłączać dyskusję o roli kobiet od kapłaństwa uważam za niepoważne – nawet jeśli moim zdaniem kapłaństwo kobiet musi być uzasadnione teologicznie. Uważam, że to uzasadnienie może być wyrażone w chrystologiczno-mariologicznych pojęciach, dzięki którym (z podkreśleniem figury Maryi) Kościół katolicki mógłby zacząć wyświęcać kobiety w najbliższych dziesięcioleciach. Oczywiście jeśli porzuci się rzekomo „nieomylną” opinię Jana Pawła II na ten temat...

W Kościele katolickim wyświęcanie kobiet na księży uważane jest za uleganie liberalizmowi. Kościół anglikański rozpoczął tę praktykę w latach 70. XX wieku. W Polsce praktyka ta rozpoczęła się nieco wcześniej, wśród wyłamującej się z Kościoła katolickiego grupy mariawitów. Większość teologów katolickich, z którymi rozmawiałem, uważa, że najbardziej przekonujące argumenty przeciwko tej praktyce pochodzą z Tradycji, a nie z antropologii teologicznej.

Nie można argumentować, opierając się jedynie na autorytecie Tradycji. Nie sądzę, by było to prawdziwie katolickie stanowisko. Gdybyśmy byli po prostu posłuszni autorytetowi, to każdy przywódca wątpliwej sekty mógłby powiedzieć coś w rodzaju „brakuje ci pokory, gdybyś miał pokorę, podporządkowałbyś się mnie”. W przypadku Kościoła to nie jest powodem, dla którego darzymy go szacunkiem, podporządkowujemy się mu i bierzemy na poważnie jego decyzje. Ludzie z zewnątrz go nie szanują, a nawet jeśli, to nie ze względu na autorytarność, ale za jego dorobek w zakresie kultury, etyki, polityki, mistyki i wkładu w sens życia. Oczywiście, jeśli taka instytucja zajmuje jakieś konkretne stanowisko, traktujesz je poważnie, ale ponieważ istnieją już wewnętrzne spory odnośnie do tych pozycji – w tym wypadku zakaz święcenia kobiet – musi ona również wyjaśnić swoje racje.

Nie ma ważnej tradycji, która nie niosłaby ze sobą własnego logicznego uzasadnienia. Transsubstancjacja jest stanowiskiem logicznym, jest jasną refleksją nad chrześcijańską praktyką wiary, którą ktoś taki jak Tomasz z Akwinu mógł objaśnić w niezwykle wyrafinowany sposób. Podobnie gdy ludzie bronią kapłaństwa mężczyzn, jak np. Louis Bouyer czy Hans Urs von Balthasar, muszą łączyć to z całym zagadnieniem płciowości i seksualności. Pytanie brzmi, na ile przekonujące są ich odpowiedzi i nawet jeśli takie są, to czy rzeczywiście wykluczają kapłaństwo kobiet.

To całkiem nowe pytanie, niezadawane w przeszłości.

I najwyraźniej jest zadawane dlatego, że wydarzyło się coś bezprecedensowego w zakresie stopnia świadomości równouprawnienia kobiet w dzisiejszych czasach. Symptomatyczne jest to, że dzisiaj mamy kobiety, które są np. neofaszystowskimi przywódczyniami. I myślę, że ten nowy rodzaj równości ostatecznie pochodzi z tradycji chrześcijańskiej – od św. Pawła i innych oraz był promowany w średniowieczu, jak już mówiłem. Prawa kobiet w odniesieniu do seksualności, małżeństwa, macierzyństwa, własności i edukacji były o wiele dalej posunięte od tych w czasach pogańskich.

Dzisiaj wiele osób przyjmuje kapłaństwo kobiet z powodów liberalnych – które nie są wystarczającą podstawą dla chrześcijaństwa. Nie ma co do tego wątpliwości. I jest w tym prawdziwe niebezpieczeństwo: kapłaństwo jest sprowadzone do zawodu i prawa do jego sprawowania. Zbyt wiele kobiet duchownych jest nadmiernie skupionych na zawodzie – przeczy to humanizującej korzyści, która powinna wypływać ze święceń. Z drugiej strony, a raczej równocześnie, prowadzi to do zbytniego sfeminizowania prawdziwej roli kapłana. Mamy za dużo troski zbyt często sentymentalizowanej, a za mało proroctwa, osądu i autentycznego poszukiwania społecznego świadectwa. Nie jest dobrze, gdy kapłaństwo staje się głównie kobiecym zawodem z tego właśnie powodu, jak to ma miejsce w Skandynawii.

Ale nic z powyższego nie jest argumentem przeciw święceniu kobiet. Zamiast tego powinno się pokazywać, że kobiece kapłaństwo może być odnowione, kiedy sprzymierza się z nowym feminizmem, podkreślającym różnicę płci (w odniesieniu do płci biologicznej) i stawia opór „queerowaniu” wszystkiego.

Zadajmy sobie pytania: dlaczego jest oczywiste, że kobiety nie mogą być kapłanami? Jaka jest natura chrześcijańskiego kapłaństwa? W Nowym Testamencie nie widać kobiet przyjmujących kapłańskie role.

Dowody w Nowym Testamencie są znacznie bardziej zagmatwane – kto był kapłanem i czym było kapłaństwo na tym etapie. Ale jak już mówiłem, uważam, że można znaleźć maryjne uzasadnienie dla kapłaństwa kobiet. Im bardziej postrzegamy Maryję i Chrystusa jako ściśle ze sobą powiązanych, tym bardziej mamy do czynienia z wysoką mariologią, być może w rodzaju tej, którą Louis Chardon wyartykułował we Francji w XVII wieku – im bardziej można sobie wyobrazić, że kapłani płci żeńskiej i męskiej wnoszą różne aspekty do kapłaństwa, tym bardziej kapłan nie tylko reprezentuje Chrystusa, lecz także rodzi Chrystusa w Eucharystii. Kapłan reprezentuje zarazem Chrystusa i Kościół – jest to fundamentalna tradycja. Figura Kościoła jest bardzo ważną rolą kapłańską, tak jak in persona Christi, która wcześniej nie była tak podkreślana, jak się czasem uważa. Istnieją wyraźne dowody na tłumienie symboliki Maryi jako kapłanki w ikonografii, co było promowane przez samych papieży na początku XX wieku. Być może nie wypłynęło to w powszechnej świadomości pobożnościowej przed XVII wiekiem w Bretanii (we Francji), która antycypowała ikonografię ukazującą Maryję w roli kapłana. A postać Maryi jest głęboko związana ze świątynią.

Czyli nawet kwestie tak pozornie nowoczesne, jak kapłaństwo kobiet, można uzasadnić racjami z perspektywy Tradycji.

Nie chodzi o to, czy jesteśmy tradycjonalistami, czy postępowcami, ale bardziej o to, jakiej nowoczesności chcemy. Ciągle ignorujemy elementy romantycznego lub renesansowego dziedzictwa, które promowało inny sposób bycia nowoczesnym – bardziej chrześcijański. W tej tradycji znacznie większy nacisk kładziono na dynamizm ludzkiej kultury i dynamizm natury oraz sposoby, w jakich są one ze sobą powiązane. W jaki sposób boskość jest ukazywana przez sztukę, politykę, społeczeństwo, seksualność. A jednak te tradycje mogą być całkowicie ortodoksyjne i przyjmować, że wszystko istnieje poprzez uczestnictwo w boskim akcie miłości i daru, który jest ostatecznie trynitarny, oraz że wcielenie przewiduje zstąpienie i ponowne zjednoczenie wszystkiego w Bogu. Powrót do neoscholastyki, która jest bardzo nowoczesna w najgorszym możliwym sensie, jest ślepym zaułkiem w porównaniu do tamtych tradycji.

Katolicy mają teraz Franciszka z jego nową wizją Kościoła. Jakie jest Twoje spojrzenie na jego przywództwo z perspektywy anglikanina i Brytyjczyka?

Kościół pod jego przewodnictwem jest bardziej nieprzewidywalny. Chociaż „Laudato si’” było kontynuacją tego, co mówił już Benedykt XVI, i są też inne miejsca wspólne między tymi pontyfikatami. Dzisiaj istnieje tendencja, zwłaszcza wśród amerykańskich katolików, do wyolbrzymiania rozdźwięku między wizjami obu papieży. Częściowo dlatego, że Amerykanie postrzegają wszystko w kategoriach wojen politycznych i kulturowych. Będąc np. we Włoszech, zauważyłem, że konserwatywni katolicy nie wydają się tak krytyczni wobec Franciszka. Podejrzewam, że amerykańskim katolikom po prostu brakuje szerszej perspektywy kulturowej, aby podążać za jego bardzo łacińską kulturą teologiczną, zawdzięczającą wiele Léonowi Bloyowi (który nie jest do końca liberałem). Ponadto stawiane przez niego pytania dotyczące praktyki duszpasterskiej w odniesieniu do kwestii seksualnych są po prostu nieuniknione i uzasadnione.

A w związku z aktualnymi pracami synodalnymi nie uważam, że to, co sugerują niemieccy biskupi, jest aż tak ekstremalne, nawet jeśli podejrzewam ich ogólnie o bycie liberałami. Sądzę, że istnieje realne niebezpieczeństwo, iż jeśli te kwestie nie zostaną poruszone, to Kościół katolicki ostatecznie się podzieli.

Narracja o niebezpieczeństwie rozłamu w Kościele pod rządami Franciszka jest nadal obecna – zwłaszcza ze względu na jego głośną krytykę tradycjonalistów.

Jeśli chodzi o Franciszka, to martwiłbym się przede wszystkim zakazem odprawiania mszy w rycie trydenckim. Problem polega na tym, że rzekomo łacińska msza jest używana jako koń trojański przez konserwatywne ugrupowania próbujące podważyć Sobór Watykański II w ogóle. Poza tą kwestią w zasadzie nie widzę powodu, by ją tłumić. I nie sądzę, z mojego doświadczenia, żeby wszyscy młodzi ludzie, których przyciąga ta forma kultu, byli koniecznie tego rodzaju konserwatystami. Kościół katolicki potrzebuje gruntownego przemyślenia liturgii i musi przywrócić piękno świętości wyrażanej w kulcie. Jeśli cokolwiek było błędem Soboru Watykańskiego II, to właśnie prozaiczne podejście do liturgii. Inną rzeczą, która martwi mnie w związku z Franciszkiem, jest jego widoczny brak wsparcia dla chrześcijan w Chinach i jego raczej tylko częściowe wspieranie Ukrainy. Martwi pewien rodzaj „trzecioświatowości” papieża.

W Polsce krytykuje się papieża w związku z jego polityką. Mieliśmy papieża, który ze względu na swoje pochodzenie był skrajnie antykomunistyczny. Teraz mamy papieża z Ameryki Łacińskiej, który jest bardzo sceptyczny wobec amerykańskiej polityki i NATO. Widać to w jego stanowisku wobec wojny na Ukrainie.

Bez wątpienia nasze długoterminowe relacje z Rosją od 1990 r. były wyjątkowo głupie. Częściowo ponosimy za to winę. Ale to już przeszłość. Nie można tego wykorzystywać do usprawiedliwiania Putina i jego postępowania z Ukrainą w teraźniejszości. Więc martwiłbym się o Franciszka w tym względzie.

Ale jest jednak pewne ukryte podobieństwo między Franciszkiem i Janem Pawłem II. Większość XX-wiecznego papiestwa była w pewnym sensie ultramontanistyczna, absolutyzująca władzę i autorytet papieski, w tym sensie, że chodziło o ochronę katolików w sekularyzujących się krajach republikańskich, zwłaszcza we Francji i w USA. Częściowo, by osiągnąć ten cel, utrzymywano watykański absolutyzm i centralizację. Jan Paweł II, dla kontrastu, pochodzący z bardzo katolickiego kraju, miał większe poczucie połączenia katolicyzmu z narodem i dziedzictwem narodowym. A Franciszek, pochodzący z Ameryki Łacińskiej, ma większe poczucie zakorzenionego katolicyzmu w ludzie i częściowo dlatego zmierza w kierunku decentralizacji i synodalności. Wydaje się to być prawidłowym działaniem, wraz z daniem więcej władzy biskupom, biorąc pod uwagę, jak bardzo Kościół katolicki jest scentralizowany. Ale mam mało wiedzy na temat tego, jak to wygląda w praktyce.

Powiedziawszy to, z pewnością martwiłbym się jego „trzecioświatowością”. Zwłaszcza w takim stopniu, w jakim można ją powiązać z relatywizacją złożoności Zachodu. Wtedy traci się z oczu jakościowe różnice między biurokracjami konstytucyjnymi z jednej strony (które są zepsute, ale nie przerażające), a reżimami totalitarnymi z drugiej (które są po prostu przerażające). Kończy się to takimi absurdalnymi stwierdzeniami, że imperium brytyjskie było tak samo złe jak nazizm.

Cała retoryka w stylu „To czas zemsty na białych mężczyznach” nie jest wcale pomocna w naprawianiu dzisiejszej globalnej niesprawiedliwości, która wciąż bez wątpienia istnieje. Obawiam się jednak, że Franciszek nie ma wystarczająco subtelnej i silnej samokrytyki kulturowej charakterystycznej dla Zachodu, jaką mieli Benedykt XVI czy Jan Paweł II.

John Milbank. Kraków, 2 grudnia 2023 r.  / fot. Jacek Taran

JOHN MILBANK (ur. 1952) jest anglikańskim teologiem i filozofem, emerytowanym profesorem Uniwersytetu Nottingham. Jest założycielem ruchu Radykalnej Ortodoksji, zrzeszającego teologów i filozofów różnych wyznań chrześcijańskich na całym świecie.

Najbardziej znana praca Milbanka to „Teologia i nauki społeczne. Przekroczyć rozum sekularny” z 1991 r. – jedno z podstawowych źródeł do studiów na temat świeckości i postsekularności obok dzieł Charlesa Taylora czy Jürgena Habermasa. Milbank uważa, że świeckie nauki społeczne i polityczne są ufundowane na teologicznych przedzałożeniach. Nowoczesne teorie polityczne, wraz z ideą absolutyzmu i dyktatury, mają według niego genezę w katolickiej teologii ultramontanistycznej, kapitalizm – we franciszkańskiej teorii ubóstwa, liberalizm – we franciszkańskim woluntaryzmie, korporacjonizm i nowożytne teorie państwa – w katolickiej eklezjologii i teologii eucharystii.

Dla Milbanka historia zachodniej myśli ma charakter dualistyczny. „Negatywna”, świecka myśl nowoczesna wywodzi się z tradycji franciszkańskiej, natomiast prawdziwie chrześcijańska tradycja jest neoplatońska, obecna w pismach Ojców Kościoła, jak i Tomasza z Akwinu, Mikołaja z Kuzy, Mistrza Eckharta i wielu mistyków. Bliżej mu przy tym do teologii katolickiej niż teologii protestanckich, które często krytykuje – pozostając wiernym Kościoła anglikańskiego.

Postulat nadrzędności teologii względem innych nauk oraz przywrócenia autorytetu religii chrześcijańskiej w kwestiach społecznych i politycznych sprawił, że Milbankowi zarzuca się postulowanie teokracji – i jest chętnie przywoływany przez środowiska konserwatywne. To paradoksalne, biorąc pod uwagę jego ostrą krytykę nowoczesnych konserwatystów i identyfikację z lewicą. Milbank wspiera też takie postulaty jak kapłaństwo kobiet, apokatastaza, błogosławienie związków homoseksualnych. W świecie przyzwyczajonym do podziału na konserwatystów i liberałów postać ta może być interesującą odmianą. Zwłaszcza że dyskurs w Kościele rzymskim zaczyna się przesuwać w taką stronę, gdzie te linie też już przestają być jasne. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Tradycja ma przyszłość