Gdański bówka

Dla Donalda Tuska osobisty rodowód jest ważny i ciekawy. Wywodzi się z Kaszub i Gdańska, obaj dziadkowie byli obywatelami międzywojennego Wolnego Miasta, co wtedy dla ludzi przyznających się do polskiej tożsamości nie stanowiło komfortowej sytuacji. Po wybuchu wojny gestapo prześladowało polskich gdańszczan zaciekle, a dziadkowie Donalda trafili do obozów koncentracyjnych.

09.10.2005

Czyta się kilka minut

Po wojnie nie było lepiej. Choć Polska Ludowa chętnie powoływała się na polskość tzw. Ziem Odzyskanych, w praktyce dyskryminowała rodowitych Mazurów, Warmiaków, Ślązaków i Kaszubów. Obowiązywała "jedność moralno-polityczna narodu".

Na kaszubskie brzmienie jego nazwiska zwrócił młodemu Donaldowi uwagę Lech Bądkowski, legenda gdańskich środowisk niezależnych i tamtejszych regionalistów, jeden z inicjatorów kulturowego odrodzenia kaszubszczyzny. Tusk stanie się nie tylko dumny z bycia "gdańskim bówką", ale w przyszłości, wraz z zaprzyjaźnionymi pasjonatami, będzie rekonstruował i dokumentował gdańską tożsamość, bez wypierania się niemieckiego charakteru miasta. Utrwali to monumentalna seria albumów "Był sobie Gdańsk". Tusk wyda też kaszubski elementarz.

Solidarność i liberalizm

Rodowód polityczny Tuska jest antykomunistyczny. W jednym z wyborczych spotów, ale też w książce "Solidarność i duma", wspomina wstrząs, jakim był dla niego Grudzień 1970, gdy jako chłopiec (ur. 1957) obserwował krwawą rozprawę z protestami robotniczymi na Wybrzeżu. W drugiej połowie lat 70. studiował historię. Przystąpił do gdańskiego Studenckiego Komitetu Solidarności. Podczas strajków sierpniowych dostał się do Stoczni Gdańskiej i zaczął z Lechem Bądkowskim redagować pismo "Samorządność". W 1983 r. był współzałożycielem i redaktorem naczelnym podziemnego kwartalnika "Przegląd Polityczny", organu środowiska "gdańskich liberałów". Pismo ukazuje się do dziś.

Bowiem Tusk wśród swoich duchowych ojców wymienia klasyków liberalizmu. Był redaktorem tomu "Idee gdańskiego liberalizmu", w którym zgromadzono dorobek publicystyczny jego środowiska. Pod koniec lat 80. coraz większą wagę zaczęto w tych kręgach przywiązywać do kwestii gospodarczych, upatrując w nich klucza do zmiany systemu. "Gdańscy liberałowie" postanowili inicjować przemiany, zakładali samodzielne przedsięwzięcia gospodarcze. Najbardziej znanym była spółdzielnia prac remontowych "Świetlik", wyspecjalizowana w konserwacji wysokich obiektów.

U zarania wolnej Polski zwołali do swojego miasta pokrewne środowiska - w grudniu 1988 r. odbył się Gdański Kongres Liberałów. Wkrótce powstaje stowarzyszenie, a z niego partia - Kongres Liberalno-Demokratyczny. Tusk był wiceprzewodniczącym, zastępcą Janusza Lewandowskiego. Co ciekawe, KLD wchodził wówczas w skład szerszej inicjatywy o nazwie Porozumienie Centrum, przejętej później i zdominowanej przez braci Kaczyńskich.

Karierę polityczną zawdzięczają gdańscy liberałowie Lechowi Wałęsie, którego poparli w wyborach prezydenckich. Ten zaś po rezygnacji premiera Tadeusza Mazowieckiego powołał na jego miejsce Jana Krzysztofa Bieleckiego. O liberałach usłyszała cała Polska.

Szybka kariera stanie się jednym ze źródeł politycznego upadku. Do KLD garnie się mnóstwo przedsiębiorców rozmaitej proweniencji, niekiedy nader podejrzanej. Kierownictwo partii będzie oskarżane, że się temu nie przeciwstawiło. Wkrótce zrodzi się slogan "liberały-aferały", którym szermować będą polityczni przeciwnicy.

W pierwszych wolnych wyborach w 1991 roku Kongres uzyskał 7,5 proc. poparcia, co przy ogromnym rozproszeniu głosów nie było złym wynikiem (najsilniejsza Unia Demokratyczna miała nieco ponad 12 proc.). Na czele klubu parlamentarnego, a wkrótce i partii, stanął Tusk. KLD nie wszedł do rządu Olszewskiego, a Tusk brał udział w negocjacjach zmierzających do jego odwołania, co wypomni mu Jacek Kurski, późniejszy strateg kampanii wyborczej PiS. Kongres wszedł za to do siedmiopartyjnego rządu Hanny Suchockiej i w przedterminowych wyborach w 1993 r., wraz z innymi partiami postsolidarnościowymi, poniósł klęskę (4 proc.). Kampania pod hasłem "Milion nowych miejsc pracy" zostanie oceniona jako tromtadracka i kompletnie nieudana.

Marszałek

W 1994 r. KLD łączy się z Unią Demokratyczną, a Tusk zostaje wiceprzewodniczącym powstałej w ten sposób Unii Wolności. W 1997 r. zyskuje mandat senatora i stanowisko wicemarszałka. Ta spokojna posada bez wielkich wpływów, ale i bez nadmiernych obowiązków, pozwala Tuskowi zachować dystans wobec narastającego w partii konfliktu między "unitami" i "liberałami". Nie jest związany z coraz bardziej dwuznacznymi karierami niektórych młodych polityków UW, zwłaszcza z warszawską grupą skupioną wokół prezydenta Pawła Piskorskiego, oskarżaną m.in. o udział w aferze "mostowej". Jednak, podobnie jak niegdyś w KLD, spotka go zarzut o nie dość energiczne przeciwstawienie się młodym kolegom, którzy sugerowali, że to on jest ich patronem, nie tylko ideowym.

Całkiem nowy etap kariery Tuska zaczęła porażka w wyborach na stanowisko przewodniczącego UW, zwolnione przez Leszka Balcerowicza odchodzącego do NBP. Unia Wolności przeżywa wówczas głęboki kryzys spowodowany kłopotami rządu współtworzonego z AWS, a w końcu opuszcza koalicję. Tusk zaproponował nowe, dynamiczne otwarcie pod swoim przewodnictwem, w UW zwyciężyły jednak sentymenty do towarzyskich powiązań z okresu Unii Demokratycznej, połączone z niechęcią do liberałów obwinianych za spadek społecznego poparcia dla całej partii. Przeciwnicy Tuska przyprawili mu wówczas gębę lenia i próżniaka. Wygrał Bronisław Geremek, zwolenników Tuska "wycięto" w wyborach do władz partii, co przyspieszyło rozpad UW.

Na Platformie

Pojawienie się Tuska (obok Macieja Płażyńskiego i Andrzeja Olechowskiego) jako współzałożyciela nowego ugrupowania - Platformy Obywatelskiej, było sporym zaskoczeniem, bo inicjatywa rodziła się w sekrecie. Gdy opuszczał UW, można było uznać, że obraził się na tę partię za porażkę w wyborach. Płażyński był jednym z przywódców AWS, znanym raczej z konserwatywnych poglądów. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej o kandydaturze Olechowskiego do prezydentury Tusk wypowiadał się zgryźliwie, ze względu na przeszłość pretendenta związaną z instytucjami PRL. Jednak instynkt polityczny go nie zawiódł. Choć PO nie odniosła spodziewanego sukcesu w wyborach parlamentarnych 2001 r. (niecałe 13 proc. głosów), została główną siłą opozycyjną, gdyż UW do Sejmu nie weszła. Tusk znów był wicemarszałkiem. Dziś z dawnych "trzech tenorów" tylko on wciąż należy do kierownictwa PO.

Do niedawna jednak wydawało się, że zszedł w cień Jana Rokity: wybór Tuska na kandydata partii w wyborach prezydenckich mógł być nawet odbierany jako odsunięcie go od bezpośrednich wpływów w partii i pozostawienie wolnej ręki Rokicie jako przyszłemu premierowi. Rokita jednak szansę na premierostwo stracił i prezydentura dla Tuska stała się nadzieją Platformy na poprawienie pozycji nadszarpniętej porażką z PiS w wyborach parlamentarnych.

Już będąc na Platformie, Tusk stał się bardziej konserwatywny. Prasa kolorowa doniosła, że po 27 latach wziął ślub kościelny z żoną. Skoro dotychczasowy prezydent nie ukrywał, że jest niewierzący, a mimo to cieszył się wysokim poparciem, trudno podejrzewać Tuska, że jego konserwatywne deklaracje są koniunkturalne. Rywal zresztą i tak zarzuca mu doktrynalny liberalizm. Tusk jest rzeczywiście konsekwentnym liberałem, gdy postuluje ograniczenie roli państwa, i to go różni od konkurenta z PiS.

Tusk deklaruje, że chciałby kontynuować to, co najlepsze w prezydenturach Wałęsy i Kwaśniewskiego. Trzeba przyznać, że ma ku temu predyspozycje. Jego przeszłość jest bliska Wałęsie, który go zresztą osobiście poparł, jego styl jest podobny do stylu Kwaśniewskiego, który podobał się większości obywateli.

Dotychczas nie pełnił funkcji decyzyjnych, lecz raczej reprezentacyjne. Ale taką jest też pozycja głowy państwa, przynajmniej dopóki bracia Kaczyńscy nie zmienią ustroju na prezydencki. Gdy Tusk wygra wybory, ich zapał do tego znacznie osłabnie.

P.S. Słowo bówka (niem. bowke) to typowo gdański rodzaj sympatycznego zawadiaki, przybliżony odpowiednik lwowskiego batiara. Jak wspomina Donald Tusk we wstępie do albumu "Był sobie Gdańsk", tak właśnie wołał na niego ojciec.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2005